Po nagraniu nieudolnej interwencji policjantów z Bytowa jak najbardziej zasadne wydaje się pytanie, czy stróże prawa są dobrze przygotowywani do wykonywania zawodu. W Polsce systematycznie skraca się kursy przygotowujące do pracy. – Wiadomo, że przez pół roku nawet najlepszy instruktor nie zrobi chojraka z kogoś, kto się po prostu do policji nie nadaje – mówią nasi rozmówcy, którzy krytykują także liczbę kobiet na służbie.
Policjant i policjantka z Bytowa przez kilka minut rozpaczliwie starają się obezwładnić mężczyznę zatrzymanego wcześniej do kontroli drogowej. Ten jest agresywny i nie poddaje się poleceniom mundurowych. Filmik robi furorę w internecie – kiedy pisaliśmy o nim w niedzielne popołudnie miał nieco ponad 90 tys. odsłon, kilkanaście godzin później obejrzało go ponad ponad pół miliona osób.
Krótsze szkolenia
Każdy kolejny internauta zapewne zadaje sobie pytanie, czy tak pracują wszyscy stróże prawa w Polsce? Ich obawy są o tyle uzasadnione, że przez ostatnie lata dramatycznemu skróceniu uległ kurs przygotowujący do pracy. Dla Ministerstwa Spraw Wewnętrznych utrzymywanie policjantów i wypłacanie im pensji za czas nauki to bezproduktywny wydatek. Dlatego od kilku lat obserwujemy tendencję do skracania szkoleń. Najpierw trwały one rok, później dziewięć miesięcy, pół roku, a przed Euro 2012 skrócono je o kolejne dwa tygodnie.
Teraz szkolenie trwa 5,5 miesiąca i jest podzielone na bloki tematyczne. Nauka w szkole policyjnej przypomina nieco studia – są wykłady i ćwiczenia. I tak jak na studiach wiele zależy od wykładowcy. – Ja trafiałem na wymagających wykładowców, ale bywały przedmioty, na których nie trzeba było się uczyć – mówi Maciej, młody policjant po szkole podoficerskiej w Szczytnie.
– Najpierw chcą nam pokazać, że weszliśmy do służby mundurowej, więc początek zajęć to musztra. Później zaczynamy teorię, bo nikt nie wpuści na strzelnicę ludzi, którzy nie wiedzą jak się z nią obchodzić – wyjaśnia.
"Niektórzy podchodzili do egzaminu nawet 10 razy"
Jednym z najbardziej przydatnych pod kątem przyszłej pracy zajęć jest nauka technik interwencji. – To bardzo złożone szkolenie, dużo na nim wymagano. Ale wiadomo, że przez pół roku nawet najlepszy instruktor nie zrobi chojraka z kogoś, kto się po prostu do policji nie nadaje. Ale egzaminy u moich wykładowców były bardzo ostre, sporo osób musiało kilkakrotnie do nich podchodzić, nawet 10 razy. Nie ma żadnego przepychania na siłę, a jeśli ktoś zakwestionuje sens nauki jakiejś konkretnej metody, to już w ogóle ma przechlapane – opowiada Maciej.
Dla tych, którzy mają problemy ze zdaniem zaliczeń organizuje się specjalne zajęcia dodatkowe, swoiste korepetycje. – Najczęściej muszą korzystać z nich kobiety, ale w końcu udaje im się zaliczyć egzamin. I to bez taryfy ulgowej – relacjonuje rozmówca naTemat.
A kobiety w szeregach policji to kontrowersyjny temat. – U nas w 25-osobowym plutonie było 6 kobiet. Niektórzy mówili, że o sześć za dużo. W mojej jednostce nie ma kobiet, ale koledzy mówią, że podczas interwencji muszą dbać nie tylko o to, by zatrzymany nikomu nic nie zrobił, ale i o koleżanki – opowiada.
Zbyt łatwo się dostać
– Myślę, że błąd leży w rekrutacji, bo konieczność przeniesienia 30-kilogramowego manekina i rzut piłką lekarską to iluzja sprawności. Gdyby trzeba było zrobić kilka podciągnięć na drążku, zaraz okazałoby się, kto jest sprawny fizycznie – postuluje nasz rozmówca.
Dlatego też stosunkowo mało rekrutów rezygnuje podczas szkolenia. – U nas zaczynało ok. 300 osób, a w trakcie odpadło 30-40. Ale nawet ci, którzy zostają nie są w pełni przygotowani. Zajęć jest za mało i są tak skondensowane, że trudno przyswoić tę wiedzę. Dlatego wszystkiego uczymy się dopiero podczas patroli. Tak nie powinno być – ocenia policjant.
Zgodnie z założeniami kobiety mają stanowić 50 proc. rekrutowanych funkcjonariuszy. I rzeczywiście na ulicach widać coraz więcej mieszanych, a nawet wyłącznie kobiecych patroli. – Kiedyś brali pod uwagę wiek, wzrost czy płeć policjantek i policjantów przy przydzielaniu zadań. Teraz tego nie ma – mówi Marta, policjantka z kilkuletnim stażem. – Niestety dzisiaj przyjmuje się na służbę osoby… po prostu głupie. Bo co powiedzieć o dziewczynach, które na zajęcia przychodzą w tipsach? – oburza się.
Nie ma kiedy trenować
Marta, inaczej niż Maciej, problemów upatruje nie w szkoleniu, ale już po nim.
– Zgadzam się, że szkółka powinna trwać dłużej. Ale jednak zdajemy te egzaminy, więc to dowód, że poznajemy podstawowe techniki. Problem pojawia się później – nie ma jak doskonalić tych umiejętności i one zanikają. Bo przecież nie każdego dnia trzeba powalać kogoś na ziemię – zauważa.
A z odświeżaniem wiedzy jest ciężko. – Teoretycznie możemy w ciągu tygodnia przeznaczyć dwie godziny pracy na siłownię, basen czy inny sport, ale nie ma na to czasu ani warunków. Poza tym na szkoleniu za dużo jest teorii, także tej zupełnie niepotrzebnej, a za mało praktyki. W szkółce policyjnej jest jej trochę więcej, ale w szkole policyjnej dla podoficerów, jest znacznie więcej teorii – mówi Marta.
Trzeba myśleć
Daleka jest jednak od ostrego krytykowania policjantów z Bytowa.
– Rzeczywiście, mogli się zachować lepiej. Ale kiedyś, gdy wracałam z koleżanką z pracy jechał przed nami samochód i kiedy się zatrzymał, widać było, że kierowca jest pijany. Podeszłyśmy, przedstawiłyśmy się, ale on zaczął być agresywny. Nie czekałyśmy, tylko zadzwoniłyśmy po patrol. Przyjechało dwóch policjantów, ale nie mogli sobie z nim poradzić, bo był chyba pod wpływem narkotyków. Nawet kiedy przyjechał jeszcze jeden patrol, to mieli problem. Taki człowiek nie czuje bólu, więc nie działał na niego nawet paralizator – relacjonuje.
Dlatego podstawą przy interwencji jest myślenie i odpowiednie podejście do obywatela. Nawet największe mięśnie nie uczynią z kogoś dobrego policjanta, jeśli nie wie jak ich używać. A tego nie da się nauczyć nawet na rocznym kursie – jedyną receptą jest zaostrzenie kryteriów przyjmowania do służby. W imię bezpieczeństwa nie tylko naszego, ale i policjantów.