Z "Diagnozy Społecznej" 2013 wynika, że dyplom uczelni wyższej traci na wartości.
Z "Diagnozy Społecznej" 2013 wynika, że dyplom uczelni wyższej traci na wartości. Fot. Marcin Tomalka / Agencja Gazeta
Reklama.
12 października 2013 roku – pierwszy dzień pierwszego zjazdu studentów zaocznych Collegium Civitas w Warszawie. Nie wystarczy powiedzieć, że było mnóstwo ludzi; aule dotąd zawsze tylko częściowo zapełnione, tym razem były pełne. Do tego stopnia, że ludzie siadali na schodach, bo nie mieścili się w ławach.
Studenci w liczbach
Wydawać by się mogło, że studia zaoczne cieszą się ogromnym powodzeniem. Statystyki mówią jednak co innego. Rok akademicki 2013/2014 ma być kolejnym rekordowym pod względem spadku liczby studentów zaocznych i wieczorowych. W roku 2011/2012 było ich zaledwie 799 tys. Dla porównania w latach 2004/2005 i 2009/2010 było ich odpowiednio 980 i 977 tys.
Procesy demograficzne, które wpływają na poziom rekrutacji kandydatów na wielu polskich uczelniach, nie dotyczą uczelni prywatnych. W Collegium Civitas czy Akademii Leona Koźmińskiego, liczba studentów dziennych w stosunku do zaocznych jest podobna. Inaczej jest na Uniwersytecie Warszawskim, tam większość stanowią studenci stacjonarni. Cena, jaką trzeba zapłacić za wykształcenie, wciąż odstrasza od uczelni prywatnych, które dysponują bogatą i pełną specjalizacyjnych kierunków ofertą studiów. Jeśli dziennie, to bezpłatnie – tak myśli większość z nas.
– Ci, którzy wybierają studia stacjonarne, albo są jednocześnie przedsiębiorcami, którzy ruszają z tzw. start-up’ami, albo przedłużają sobie dzieciństwo, bo ich rodziców na to stać. – Ci, którzy decydują się na studia zaoczne, to ludzie młodzi, choć już dorośli – tłumaczy Ewa Barlik, rzecznik prasowy Akademii Leona Koźmińskiego.
Zaoczny jest lepszy?
Według Dominiki Staniewicz, ekspertki Business Centre Club, studenci zaoczni to dużo lepszy materiał na pracowników niż studenci studiów dziennych. – Kiedy starają się o pracę, widać, że mają już kompetencje. Potrafią rozmawiać z klientem, odnaleźć się w otoczeniu biznesowym. Studenci zaoczni są także inaczej zmotywowani, bo wiedzą, że mają więcej pracy w domu. Lepiej sprawdzają się nawet na początku swojej kariery zawodowej – mówi nasza rozmówczyni.
Przez ostatnie dekady wykształciliśmy bardzo dużo młodych ludzi, choć jakość tej edukacji pozostawia wiele do życzenia, zarówno w ocenie pracodawców, jak i samej młodzieży. Dyplom miał gwarantować stałość zatrudnienia i dobrą pozycję społeczną. Jak się okazało, nie gwarantuje. Nie tylko ze względu na trudną sytuację gospodarczą, ale przede wszystkim nieadekwatne do potrzeb rynku pracy kształcenie.
Właśnie dlatego studia zaoczne, jeszcze niedawno będące szansą tylko dla tych, których nie stać na wyprowadzkę do innego miasta i opłacenie sobie tam mieszkania, obecnie mogą być najlepszym rozwiązaniem dla młodego człowieka, który podejmuje pierwsze decyzje jeśli chodzi o pracę i wykształcenie.
Trudny wybór?
Pracodawcy ciągle marudzą, że ludzie po studiach dziennych są niedostatecznie wykwalifikowani, a przecież przygotowanie do zawodu nie powinno jedynie spoczywać na barkach pracodawcy. Dodatkowo, absolwenci uczelni wyższych to nie nastolatki, a dwudziestoparolatki, czyli – z punktu widzenia biologii- – dojrzali ludzie, od których powinno się już wymagać, a nie niańczyć.
Zamiast pozwalać młodym ludziom na kilkuletnią dobrą imprezę w trakcie studiów, warto ich zachęcać do pracy od poniedziałku do piątku i nauki w trybie zaocznym, tylko takie rozwiązanie pozwoli im konkurować na rynku pracy. Duża skala niedopasowania jakości kształcenia do wymogów rynku pracy, wyróżniająca Polskę wśród krajów OECD, to nie tylko problem nieprzemyślanych wyborów edukacyjnych młodych ludzi, ale także oferty szkolnictwa, nieprzygotowanej do szybkiego reagowania na zmiany.
"To był dobry wybór"
Wystarczy rozejrzeć się wokół, by zobaczyć, jak wiele jest pozytywnych przykładów ludzi, którzy ukończyli studia zaoczne i już od kilku, jak nie kilkunastu lat, właśnie dzięki tej decyzji, bardzo dobrze radzą sobie na rynku pracy. Poniżej historia Maćka, absolwenta studiów zaocznych.

Po podstawówce studia zaoczne były synonimem porażki. Moi rodzice, oboje po Politechnice Wrocławskiej, chcieli, żebym poszedł na prawo. Pisałem nawet testy na studia dzienne, ale się nie dostałem, podobnie na prawo zaoczne.

Wymarzyłem sobie za to stosunki międzynarodowe. Nie dostałem się za pierwszym podejściem. Na studia zaoczne była jedynie rozmowa kwalifikacyjna i z niej dostałem maksymalną liczbę punktów. Byłem średnio zadowolony, a moi rodzice wręcz rozczarowani. Ojciec stwierdził, że nie chciałem „skorzystać” ze świetnych warunków do nauki i przygotować się do studiów dziennych, czyli "darmowych". Stwierdził, że jeżeli idę na płatne studia, to muszę na nie zarobić- iść do pracy. Liczyli, że dostanę w „kość” i jedyne, co znajdę, to pracę fizyczną.

W ciągu dwóch miesięcy znalazłem pracę konsultanta w firmie Getin, dostałem biurko, laptop i ciekawe projekty. Po kilku miesiącach firmę kupił Leszek Czarnecki i rozpoczęliśmy proces tworzenia podwalin, jak się później okazało, pod Getin Holding. Było nas wtedy kilkanaście osób. Ciągle równolegle studiowałem. Myślę, że moi rodzice byli przejęci tym, że praca mnie tak bardzo wciągnęła, czasem spędzaliśmy w niej po 3 dni. Natomiast po dwóch latach, gdy zobaczyli, że mam własny samochód, mieszkanie, jestem samodzielny, studiuję i do tego jestem szczęśliwy, przyznali, że to były dobre decyzje”.


– Jeżeli będziemy otwierać parasol ochronny nad młodymi ludźmi, to nie pomożemy młodym na rynku pracy. Zderzenie z rzeczywistością powinno nastąpić dużo wcześniej, a młodzi ludzie powinni wybierać studia zaoczne już od pierwszego roku, bez względu na rodzaj studiów – tłumaczy Dominika Staniewicz. Przykład Maćka ilustruje to idealnie. Chcieć to móc, warto łączyć studia zaoczne z pracą.