Abigail Gibbs to dziewczyna pełna sprzeczności: miła, uśmiechnięta blondynka, która nie je mięsa i panicznie boi się krwi, jest równocześnie autorką krwawej powieści o wampirach. Kiedy samodzielnie opublikowała pierwsze rozdziały na Wattpad, wyświetlono je 17 milionów razy. Agenci sami się do niej zgłosili, a dzięki podpisanemu kontraktowi została milionerką. – Kiedy przeczytałam sagę "Zmierzch" byłam zaintrygowana, ale chciałam więcej krwi i więcej seksu – mówi 19-latka w rozmowie z naTemat. Jej książka "Mroczna Bohaterka. Kolacja z wampirem" miała właśnie polską premierę.
Abigail Gibbs: Tak, to szczera prawda. Krew przeraża mnie tak bardzo, że robi mi się słabo, jak widzę nawet malutką odrobinę. To oczywiście jest dla mnie bardzo niepraktyczne, bo w końcu piszę książki o wampirach. Właściwie zwymiotowałam pisząc jeden z rozdziałów - miałam takie obrzydzenie do siebie i swojej wyobraźni (śmiech).
Jesteś też wegetarianką.
Nie jem mięsa od 6. roku życia. Pisanie o wampirach i zabijaniu zwierząt było interesujące... ale myślę, że zrekompensowałam to robiąc główną bohaterkę wegetarianką. W książce jest więc też mała forma aktywizmu. Zanim jako 6-latka zostałam wegetarianką, moja mama zawsze mówiła, że będziemy mieli na obiad mięso i nie było w tym dla mnie nic dwuznacznego. Raz się pomyliła i powiedziała, że będziemy mieli na obiad jagnię i wtedy zobaczyłam w wiejskim otoczeniu wiele drobnych, słodkich, puszystych istot... to był ten moment, w którym powiązałam jedzenie mięsa z zabijaniem zwierząt i od tej chwili przestałam je jeść. Mama nadal myśli, że to rodzaj jakiejś czasowej diety.
Boisz się krwi, mdli cię na jej widok, jesteś wegetarianką – dlaczego piszesz o wampirach?!
Głównie dlatego, że kiedy jako 13-latka przeczytałam sagę "Zmierzch", ta historia naprawdę mnie zainspirowała. Byłam bardzo zaintrygowana możliwością romansu człowieka i wampira. Czułam niebezpieczeństwo i strach, ale chciałam więcej klinów, więcej krwi (ironicznie) i więcej seksu. Napisałam więc książkę w ten sposób.
Twoje powieść "Mroczna bohaterka. Kolacja z wampirem" (w oryginale "The Dark Heroine, Dinner with a Vampire"), którą opublikowałaś online miała ponad 17 milionów odsłon jeszcze przed wydaniem. To jest niesamowita liczba. Byłaś pewnie trochę zaskoczona.
Fakt. Najbardziej zaskakujący był pierwszy milion po około 4 miesiącach publikowania. To był coś wielkiego - milion jest jak kamień milowy. Mówiłam sobie: "Boże, o co tu chodzi?" i wtedy wygrałam jeszcze konkurs na Wattpad i to było kolejne, wielkie "WOW". Po każdym milionie byłam bardziej zblazowana, ale kiedy to osiągnęło 16, 17 milionów byłam raczej bardziej przestraszona – to ogromne liczby. Wtedy znalazłam agenta, podpisaliśmy umowę wydawniczą, a wszyscy byli zdumieni: "Boże, to niesamowite!". Nie mogłam tego do końca zrozumieć, bo na Wattpad w pewnym sensie cały czas rywalizuje się o większą liczbę.
Dlaczego zdecydowałaś się publikować powieść w sieci?
To nie była jakaś szczególnie przemyślana decyzja. Pisałam opowiadania od 9. roku życia. Chciałam po prostu pisać o wampirach. Nie traktowałam tego jakoś zbyt poważnie, ani nie wiedziałam, gdzie mnie to zaprowadzi. Po prostu pisałam. Później natrafiłam na stronę Wattpad i umieściłam tam pierwszy rozdział. Przez noc miał już trzech czytelników, więc publikowałam dalej.
Brałaś pod uwagę rady czytelników?
Tak i ten natychmiastowy feedback był bardzo, bardzo pomocny. Czytelnicy komentowali każdy rozdział i po każdym pisali np. "Hej, masz literówkę w tym i tym wersecie". W każdym rozdziale miałam 14-15 literówek. Dostawałam też dłuższe komentarze dotyczące wątków np. "co by się stało, gdyby wampiry zrobiłyby to i to?", "co by się stało, jeśli główna bohaterka zrobiłaby to?". Ten rodzaj pracy z czytelnikami lubię najbardziej.
Po sukcesie w sieci pewnie nie miałaś problemu ze znalezieniem wydawcy.
Nie, raczej nie (śmiech). Mój agent zauważył mnie na Wattpad i napisał do mnie pytając, czy miałabym coś przeciwko, żeby nim został. Od tej pory mam dwóch agentów, którzy mną pokierowali i pomogli. Nadal byłam w szkole, nadal byłam młoda, a książka nie była nawet w połowie skończona. Poza tym, kiedy Scott do mnie napisał, od razu złapaliśmy wspólny język i naprawdę polubiłam jego styl. Od poznania mojego agenta do wydania książki minął rok. Długo pracowaliśmy nad rękopisem, bo wymagał jeszcze dużo pracy.
Co jest sekretem twojej książki? Dlaczego aż tylu ludzi chciało i nadal chce ją przeczytać?
Myślę, że w większej części to zasługa wątków romantycznych. Wszyscy je lubią, a w szczególności kobiety. Postaci są naprawdę angażujące. Ludzie lubią Violet Lee [główna bohaterka – red.], bo jest uparta, sarkastyczna, gwałtowna i zabawna. Kaspar [wampirzy książę – red.] jest mroczny i seksowny. Poza tym, historie o wampirach po prostu dają możliwość znalezienia się w innym wymiarze. To wszystko pomogło osiągnąć książce sukces.
Masz coś wspólnego z Violet Lee?
Jest bardzo dziwna i sarkastyczna, i to właściwie wszystko. Ona jest bardziej delikatna, wszystko przeżywa bardzo emocjonalnie i postępuje tak, jak podpowiada jej serce. Ja jestem bardziej praktyczna, zorganizowana i wszystko, każdy najmniejszy element, robię bardzo skrupulatnie.
Marzyłaś kiedyś o byciu milionerką?
(Śmiech).
No co? Ja myślałam o tym kilka razy (śmiech).
Nigdy nie myślałam o pieniądzach. Oczywiście to bardzo cudowne, kiedy nie musisz się o nie martwić, ani nie musisz myśleć o takich rzeczach, jak długi studenckie – o czym muszą myśleć moi przyjaciele, ale ja kocham pisanie i nawet gdyby to nie przynosiło grosza, nadal bym to robiła. Miło jest mieć pieniądze, ale nie jest to powód, dla którego piszę. Po prostu muszę pisać.
Krytycy uważają, że twoja powieść to brytyjska odpowiedź na sagę "Zmierzch".
Tak jest (śmiech). Chociaż to bardziej dialog z sagą "Zmierzch". To kawałek świadomej pracy, ponieważ czasami zabawnie "szturcha" sagę, no i oczywiście "Zmierzch" jest amerykański, a moja powieść jest bardzo, bardzo brytyjska. Zawiera dziwne brytyjskie elementy, jak np. główna bohaterka chce się napić herbaty po każdej stresującej sytuacji. Jestem Brytyjką, więc piszę o tym, co znam. To chyba dobra cecha, jak się jest pisarzem.
Jakieś plotki o adaptacji filmowej?
Cóż... trzymajmy kciuki (śmiech).
Domyślam się, że rodzina jest z ciebie dumna.
Bardzo dumna. Moi rodzice wykorzystują każdą okazję, żeby powiedzieć: "tak, to moja córka, jest pisarką i studiuje na Oxfordzie", a ja wtedy ich uciszam: "uspokójcie się, uspokójcie się, uspokójcie się" (śmiech). Nikomu nie mówcie! Ale oni i tak przez cały czas robią te typowe dla rodziców, zawstydzające rzeczy. Ale też bardzo mnie wspierają i bez nich nie byłabym wstanie jednocześnie publikować, studiować i mieć jeszcze prywatne życie.
To chyba dosyć trudne dla profesorów na Oxfordzie pracować z młodą studentką literatury okrzykniętą już literackim geniuszem.
Wcale nie. Cytując mojego nauczyciela: "Jestem na pierwszym roku, więc nic nie wiem". To, co studiuję i to, o czym piszę to dwie zupełnie inne rzeczy. Studiuję kanon, klasykę geniuszy, którzy są dobrzy w tym, co robią, podczas gdy ja piszę popularną wśród młodzieży i dorosłych historię o wampirach. To zupełnie inny świat, więc potrafimy to w miły sposób rozdzielić.
Piszesz, promujesz książkę, naprawdę znajdujesz czas na studia, imprezy?
Tak. W zasadzie to piszę podczas wakacji, które są bardzo długie i dzięki temu, kiedy jestem na uniwersytecie skupiam się na studiach i życiu studenckim. Daję radę robić te dwie rzeczy, jak wszyscy. A właśnie, jeśli chodzi o imprezowanie – jeden z moich przyjaciół jest w połowie Polakiem i na każdą imprezę przynosi soki Tymbark. Daje nam jakąś skandaliczną ilość tych Tymbarków. Kiedy przyjechałam do Polski, to była w każdym razie jedna z rzeczy, którą już dobrze znałam (śmiech).
Jak idzie praca nad kolejną powieścią?
Jest już skończona. Premiera w Wielkiej Brytanii będzie w styczniu. Jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać, kiedy fani ją przeczytają.