
Tekst naszej blogerki Violetty Rymszewicz o tatuażach w pracy wzbudził wśród Was ogromne emocje. Pojawiały się głosy popierające wolność do osobistej ekspresji pracowników, jak i broniące prawa pracodawców do panowania nad wizerunkiem firmy i zatrudnionych w niej osób. O opinie na temat tatuaży zapytaliśmy więc obie strony: samych wytatuowanych oraz tych, którzy decydują o ich zatrudnieniu.
Mam znajomego, który od lat związany jest z subkulturą metalową. Ma swoje projekty muzyczne, gra ciężkie brzmienia, ma dużo tatuaży i długie włosy. Oprócz tego zawodowo uczy dzieci w szkole. Co prawda nie może tatuaży pokazywać w trakcie lekcji, ale to, że takowe posiada nie przeszkadza dyrekcji.
– Za 5-10 lat nie będzie mowy o dyskryminacji w pracy z powodu posiadania tatuaży, gdyż stanie się to naturalne – pisał z kolei Cristiano Ka. Wiele osób wskazywało natomiast na to, że ważniejsze od samego faktu posiadania tatuażu jest to, co on przedstawia: czy jest obraźliwy, agresywny, nieestetyczny, itp.
Dla mnie to jest oczywiste, że firma nie chce zatrudnić kogoś, kto nosi tatuaże. Większość pracodawców wie doskonale, że wygląd pracownika to podstawa i ma prawo wymagać od swojego pracownika takiej aparycji, która nie kłóci się z profilem firmy.
A co na ten temat sądzą sami pracodawcy oraz ich wytatuowani pracownicy?
29-letni Janek Nowacki z Warszawy pracuje w dużej firmie medialnej i przyznaje, że zarówno w tej, jak i innych korporacjach, w których pracował, nikt nie miał problemu z jego tatuażami.
Mecenas Mariusz Bartosiak z kancelarii Bartosiak & Wspólnicy przyznaje, że w jego branży jest podobnie jak wśród finansistów. W swojej karierze nigdy nie spotkał prawnika czy sędziego, który miałby w widocznym miejscu tatuaż.
– Trudno mi to sobie nawet wyobrazić – śmieje się dodając, że nie jest pewien, czy zatrudniłby osobę z widocznym tatuażem, np. na szyi czy dłoniach.
Pod tym względem panuje w naszej firmie pełna wolność. Jeśli tatuaże mają być lustrem duszy i ktoś uważa, że to właśnie jest sposób na wyrażanie emocji, nie będziemy go spychać na margines.
Korek zastrzega jednak, że jest tak pod warunkiem, iż ozdoby ciała nie są w jakiś sposób niestosowne, wulgarne i nie wzbudzają negatywnych emocji czy dyskomfortu po stronie klienta. – Wówczas będziemy się starać, żeby taka osoba nie pracowała z klientem, lecz gdzieś na zapleczu sklepu – mówi Korek.



