
Papier wszystko przyjmie? Okazuje się, że w dobie internetu słynne powiedzenie znacznie straciło na wartości. Dzięki self-publishingowi, drukowi cyfrowemu i rosnącej popularności e-booków można natknąć się w sieci na opowieści o romansie dorosłej kobiety z tygrysem, porno o dinozaurach czy absurdalnie żenujące fantasy o wilkołakach. Takie książki piszą amatorzy, którzy wydają je w formie cyfrowej i sprzedają za dolara. Odnoszą ogromne sukcesy, dostają zamówienia na kolejne publikacje, ale są z pobłażliwością traktowani przez tzw. poważne wydawnictwa.
REKLAMA
Można stwierdzić, że od czasów spektakularnego sukcesu pierwszego tomu "50 twarzy Greya" podejście do pisania książek zmieniło się bezpowrotnie. E.L. James złamała kilka tabu jednocześnie: napisała kiepskie formalnie soft porno z ostrym, sadomasochistycznym podtekstem nie mając absolutnie żadnego zaplecza literackiego. Ponadto w czasach trzeciej fali feminizmu zastosowała najbardziej patriarchalny mechanizm w konstrukcji postaci, ale przede wszystkim – wydała się sama.
Gdyby nie forum internetowe fanów cyklu "Zmierzch" Stephenie Meyer, książka nigdy by nie powstała. Zachęcana przez innych autorów fan-fiction postanowiła wydać swoją książkę w formie e-booka i w wersji drukowanej – zwróciła się do wirtualnego, australijskiego wydawnictwa The Writers' Coffee Shop.
Gigantyczny sukces książki stał się ogromną zachętą dla wielu osób, które zawsze chciały napisać bestseller. W błyskawicznym tempie w księgarniach i na stronach z e-bookamii zaczęły pojawiać się mniej lub bardziej udane kopie erotyków czy literatury pornograficznej w zamyśle przeznaczonej dla dojrzałych kobiet. Co więcej, chęć pisania i prezentowania efektów swojej pracy jak najszerszemu gronu odbiorców w dobie internetu stała się łatwizną, porównywalną z zamieszczeniem wpisu na zwykłym forum.
Wydaj się sam
Nieograniczone możliwości internetu postanowili wykorzystać marketingowcy wielu gigantów sprzedażowych, min. Amazon, który swoim klientom zaproponował tzw. pakiet wydawniczy. Za kilkaset dolarów w serwisach takich jak BookBaby, Barnes & Noble's PubIt, Lulu, Booktango, iUniverse, Xlibris i wielu, wielu innych można wydać własną książkę w formie e-booka. W Polsce samowydawaniem e-booków zajmują się między innymi ebookpoint.pl, virtualo.pl, wydaje.pl, bezkartek.pl i backpen.com.
Nieograniczone możliwości internetu postanowili wykorzystać marketingowcy wielu gigantów sprzedażowych, min. Amazon, który swoim klientom zaproponował tzw. pakiet wydawniczy. Za kilkaset dolarów w serwisach takich jak BookBaby, Barnes & Noble's PubIt, Lulu, Booktango, iUniverse, Xlibris i wielu, wielu innych można wydać własną książkę w formie e-booka. W Polsce samowydawaniem e-booków zajmują się między innymi ebookpoint.pl, virtualo.pl, wydaje.pl, bezkartek.pl i backpen.com.
Z pakietu wydawniczego na Amazonie skorzystała Colleen Houck, której książka "Klątwa Tygrysa" przez pół roku sprzedała się w 18 tys. egzemplarzy. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że był to wyjątkowo kiepski romans fantasty o hinduskim księciu uwięzionym w ciele tygrysa i nastolatce z Oregonu, która postanawia zdjąć z mężczyzny ciążącą na nim klątwę (więcej o książce pisała Paulina Reiter w Wysokich Obcasach).
Obecnie Houck jest uznaną przez rzesze fanów pisarką, której książki rozchodzą się w setkach tysięcy egzemplarzy. Pozostaje zadać sobie pytanie – dlaczego ludzie czytają tego typu literaturę?
Obecnie Houck jest uznaną przez rzesze fanów pisarką, której książki rozchodzą się w setkach tysięcy egzemplarzy. Pozostaje zadać sobie pytanie – dlaczego ludzie czytają tego typu literaturę?
Niekoniecznie czytają, ale na pewno piszą i kupują. Samowydawane e-booki kosztują zazwyczaj w granicach kilku dolarów, inaczej nikt nie skusiłby się na romans pisany pod nieznanym nikomu nazwiskiem i z kiepską okładką, robioną w prostym programie graficznym (np. Paint). Bardzo często czytelnicy kupują książkę "bo jest tania", "dla żartu", albo "z ciekawości". Nie ma ryzyka, że stracą dużo pieniędzy jeżeli okaże się gniotem, a w najlepszym wypadku mogą odkryć prawdziwą perełkę. Również poczucie bycia mecenasem "młodego" talentu dla wielu jest bardzo budujące.
Porno o dinozaurach
Od niedawna na Amazonie można kupić kilkunastostronicowe nowele o seksie kobiet i dinozaurów. "Wzięta przez pterodaktyla", "Ujeżdżana przez gryfona", "Zgwałcona przez triceratopsa" czy "Pojmana przez orków" to tylko kilka tytułów, wydawanych na Amazonie przez postać o pseudonimie Christie Sims. Oprócz niej książki z gatunku "Dinosaur Erotica" pisze również Alara Branwen – na potrzeby twórczości obydwu postaci stworzono terminy: "Centaur Erotica", "Dragon Beast Erotica" i "Dinosaur Beast Mating Erotica".
Od niedawna na Amazonie można kupić kilkunastostronicowe nowele o seksie kobiet i dinozaurów. "Wzięta przez pterodaktyla", "Ujeżdżana przez gryfona", "Zgwałcona przez triceratopsa" czy "Pojmana przez orków" to tylko kilka tytułów, wydawanych na Amazonie przez postać o pseudonimie Christie Sims. Oprócz niej książki z gatunku "Dinosaur Erotica" pisze również Alara Branwen – na potrzeby twórczości obydwu postaci stworzono terminy: "Centaur Erotica", "Dragon Beast Erotica" i "Dinosaur Beast Mating Erotica".
Każdą z pozycji (a jest ich niemal 150!) opatrzono opisem mówiącym, że jest to opowieść o "bestialskim seksie", "pisana po odblokowaniu najciemniejszych fantazji". Ponadto dowiadujemy się, że nowelę należy czytać "na własne ryzyko".
Z całą stanowczością można stwierdzić, że wydanie noweli z gatunki "Dinosaur Erotica" w dobie hegemonii papieru, druku offsetowego i okładek projektowanych przez absolwentów grafiki byłoby ogromnie trudne. Nie zaskakuje również to, że dotychczas w Polsce nie pojawiły się tego typu publikacje, nawet amatorskie. Biorąc pod uwagę specyfikę naszego czytelnictwa możemy spokojnie stwierdzić, że nikt by tego po prostu nie przeczytał.
– Polacy czytają przede wszystkim literaturę faktu – mówi Marcin Zwierzchowski, redaktor miesięcznika "Nowa Fantastyka". – Najlepiej sprzedają się biografie znanych osób, postaci historycznych, ale przede wszystkim celebrytów – dodaje. – Fani fantastyki statystycznie czytają więcej książek niż czytelnicy literatury faktu, ale należy odróżnić "prawdziwego" miłośnika fantasy od amatora Terry'ego Pratchetta czy Stephena Kinga – mówi Zwierzchowski. – Fantastyka dostarcza ogromnej ilości bodźców, stąd jej fani znajdują w czytaniu zdecydowanie więcej przyjemności - mówi.
Samowydawane e-booki a przyszłość literatury
Czy e-book różni się od tradycyjnej książki? Według Kazimierza Świetlikowskiego – właściciela wydawnictwa naukowego WN Katedra – bardzo, ale jednocześnie to ten sam tekst. – Dla wydawcy najważniejsza jest różnica w koszcie produkcji, a zwykle druk stanowi największą część kosztów - mówi Świetlikowski.
Czy e-book różni się od tradycyjnej książki? Według Kazimierza Świetlikowskiego – właściciela wydawnictwa naukowego WN Katedra – bardzo, ale jednocześnie to ten sam tekst. – Dla wydawcy najważniejsza jest różnica w koszcie produkcji, a zwykle druk stanowi największą część kosztów - mówi Świetlikowski.
– Przy e-bookach wystarczy przekonwertować zwykły skład na EPUB czy MOBI, a to jest bardzo tanie. Za to VAT, przy papierowej wersji wynoszący 5%, w e-bookach rośnie do 23% – dodaje właściciel firmy korekcyjnej kaziki.pl, współpracujący również z wydawnictwem Oficynka. – I proszę pamiętać, że dystrybutorzy e-booków wcale nie są tańsi od firm dystrybuujących książki papierowe. Jeśli więc chcemy sprzedawać e-booki taniej niż wersje papierowe (a tego oczekują czytelnicy), musimy liczyć się z naprawdę małym zyskiem – mówi wydawca.
– A to często sprawia, że niektórych tytułów, które nie mają szans na dużą sprzedaż, nie warto udostępniać jako e-booki. A kto kupi e-booka w cenie, w jakiej może nabyć tradycyjny, papierowy tom? – dodaje. Mimo wszystko cały czas wydawanie książek na papierze buduje ich wartość w oczach czytelników. – Moim zdaniem papier nie zwiększa prestiżu, ale wciąż w wersji elektronicznej pojawiają się teksty, których nikt przy zdrowych zmysłach nie wydałby w tradycyjny sposób, szkoda by mu było pieniędzy na takie „dzieła” – mówi Kazimierz Świetlikowski. – Ale to na pewno się wkrótce zmieni – zapewnia.
Wśród wielu użytkowników pokutuje stwierdzenie, że e-booki są "niepoważne", ponieważ większość książek naukowych wydawanych przez uczelnie nigdy nie trafia do sprzedaży w wersji elektronicznej. Dlaczego? – Wydawcy boją się "nowinek", które nowinkami przecież już od dawna nie są – mówi Świetlikowski.
Czy tradycyjne wydawnictwa "boją" się self-publishingu? – To, że każdy może teraz wydać e-booka, dla prawdziwych wydawców nie stanowi problemu – wyjaśnia Kazimierz Świetlikowski. – Po pierwsze jakość takich przygotowywanych przez amatorów publikacji zazwyczaj jest jednak słabsza niż książek robionych przez profesjonalistów. Po drugie nie wystarczy książkę napisać i ją wydać, trzeba ją jeszcze sprzedać, a to znaczy, że czytelnik musi się dowiedzieć o jej istnieniu. Promocja to podstawa. – dodaje.
W wypadku wielu książek wydawanych samodzielnie jedynym motywem promocyjnym jest cena. Ale w sumie lepiej czytać nawet kiepską powieść o tygrysie, niż gazetkę promocyjną z supermarketu. I to raz na tydzień.