Nowy Jork. Różne oblicza serialowej stolicy świata
Wojtek Wowra
14 stycznia 2014, 06:55·4 minuty czytania
Publikacja artykułu: 14 stycznia 2014, 06:55
Kiedyś "Przyjaciele" i "Seks w wielkim mieście", teraz "Dziewczyny", "Jak poznałem waszą matkę", "Louie", "Mad Men", "Elementary" i cała masa innych, mniej i bardziej znanych tytułów. Dzięki amerykańskim serialom wszyscy znamy Nowy Jork, zupełnie jakbyśmy sami w nim mieszkali. Ale serialowe Wielkie Jabłko ma bardzo wiele oblicz, czasem zaskakujących dla widza, który w mieście nigdy nie był.
Reklama.
Partnerem sekcji jest HBO
Twórcy seriali uwielbiają Nowy Jork równie mocno co Woody Allen, wielki promotor tego miasta w popkulturze. Najbardziej oczywiście uwielbiają Manhattan, ale to nie znaczy, że na nim telewizyjny świat się kończy. Seriale coraz częściej zabierają nas w podróż po Brooklynie, a czasem też po innych dzielnicach, jak Queens (właśnie tam umiejscowiona jest akcja popularnego sitcomu "Diabli nadali").
Nowy Jork prawie jak u Allena
W ostatnich latach pojawili się twórcy, którzy pokazują Nowy Jork "od kuchni", trochę jak Woody Allen. Z jednej strony to miasto szare i zwyczajne, w którym nikt nie odwiedza Empire State Building ani nie chodzi na zakupy do Prady, z drugiej – miejsce, które się kocha i bez którego nie da się żyć. Tak robi Louis C.K., o którym więcej pisaliśmy tutaj, tak też robi Lena Dunham w "Dziewczynach".
Bohaterami tej ostatniej produkcji są osoby dwudziestokilkuletnie, które borykają się z codziennością, mieszkają w ciemnych, małych mieszkaniach, odbywają niezliczone bezpłatne staże i nie mają bynajmniej wrażenia, że są w miejscu, gdzie marzenia się spełniają. A jednak nie zamieniliby go na żadne inne. Mimo że serial nie zabiera nas na Times Square ani nie pokazuje eleganckich ulic Manhattanu, uczymy się uwielbiać Nowy Jork razem z bohaterami. Tymi zwyczajnymi młodymi ludźmi, którzy urządzają zupełnie zwyczajne domówki, chodzą do zupełnie zwyczajnych knajp i ubierają się nie w eleganckich butikach, a w zwykłych sklepach na Brooklynie.
To właśnie ta zwyczajność stanowi o sile "Dziewczyn", serialu o ludziach takich jak my. To, że znajdują się w niezwykłym mieście, nie pomaga im w życiu, przynajmniej nie w pierwszych sezonach. Ale też to, że znajdują się właśnie tam, a nie gdzie indziej, w jakiś sposób przyczynia się do wyjątkowości serialu.
Coraz modniejszy Brooklyn
Ale seriale to nie tylko Nowy Jork Allenowski. Twórcy uwielbiają swoje miasto i pokazują bardzo różne jego oblicza. Coraz popularniejszą dzielnicą staje się Brooklyn, który ostatnio możemy oglądać oczami bohaterów dziejącego się na posterunku (i nieco przypominającego "13. posterunek") sitcomu "Brooklyn Nine-Nine" czy "Dwóch spłukanych dziewczyn". Wystarczy kilka odcinków, by zorientować się, że to dzielnica biedniejsza i bardziej zróżnicowana pod względem etnicznym niż Manhattan; dzielnica, której mieszkańcy gnieżdżą się w ciasnych mieszkaniach, pracują w knajpach, prowadzą małe interesy.
Ale to też miejsce, które staje się coraz bardziej modne, pełne artystów (nie tylko tych głodujących), klimatycznych kawiarni i hipsterów. W dość obcesowy, ale i szalenie zabawny sposób to zderzenie światów pokazują "Dwie spłukane dziewczyny".
Nowy Jork sitcomowy – przyjazny i sympatyczny
To właśnie dzięki sitcomom, które zwykle nawet w Nowym Jorku nie są kręcone, wielu z nas zakochuje się w tym mieście. Oglądamy w nich Wielkie Jabłko ciepłe, przyjazne i sympatyczne, pełne urokliwych kawiarni. Każdy ma tu swoją ulubioną knajpę i grupę przyjaciół, którzy zawsze w niej przesiadują i którym można opowiedzieć, jak minął nam dzień. W sitcomowym Nowym Jorku bohaterowie prędzej czy później znajdują i taką właśnie przybraną "rodzinę", z którą spędzają większość czasu, i miłość, i wymarzoną pracę.
Tak właśnie było w "Przyjaciołach", których akcję osadzono w Greenwich Village - zamożnym obszarze Dolnego Manhattanu, na West Side, raptem kilka kilometrów od istniejącego jeszcze wówczas World Trade Center.
W "Jak poznałem waszą matkę" jest podobnie: bohaterowie siedzą albo na kanapie w mieszkaniu, albo w klimatycznym barze za rogiem. Wraca motyw przyjaźni ponad wszystko, a do tego jeszcze silniej niż w "Przyjaciołach" zaznaczona jest miłość do miasta. Serial śmieje się z Kanadyjczyków, odwiedza Empire State Building, nie jeździ samochodami i nie widzi świata poza uwielbianym Nowym Jorkiem. Barney, dowiadując się o planowanej przeprowadzce Teda do Chicago, pyta: "Chicago? Takie miejsce w ogóle istnieje?".
Miasto elit, które lubią się bawić
W "Seksie w wielkim mieście" dominowała kwestia podlanej komediowym sosem obyczajowości. Serial opowiadał o kobietach, które spędzają czas w modnych lokalach i na przyjęciach, uprawiają niezobowiązujący seks i poświęcają mnóstwo czasu na rozmowy o nim. Nowy Jork, po którym spacerowała w szpilkach Carrie Bradshaw, to dżungla wieżowców, gdzie za każdym rogiem czai się okazja do spełniania własnych zachcianek - seksualnych i zakupowych. Tę dżunglę oczywiście można poznać, zrozumieć i wykorzystywać do swoich potrzeb.
Chęć przynależności do elity z Manhattanu to jeden z motywów, które przewijają się przez nowojorskie seriale. W "Pamiętnikach Carrie", młodzieżowym prequelu "Seksu w wielkim mieście", nastoletnia panna Bradshaw jest zakochana w mieście i możliwościach, które ono daje. Zachłystuje się jego klimatem, robi wszystko, by dostać się na imprezy, gdzie bywają ważni ludzie, i pije swoje pierwsze drinki. A wszystko to w kolorowych klimatach lat 80.
Jak młodzież potrafi używać życia w elitarnym światku Manhattanu, widzieliśmy też w "Plotkarze", której nastoletni bohaterowie spędzają czas w przestronnych mieszkaniach, na zakupach, w klubach albo na wakacjach w Hamptons. A kiedy potrzebują chwili dla siebie, chodzą karmić kaczki do Central Parku (tak robi Blair). Brooklyn funkcjonuje tutaj jako miejsce z jednej strony "gorsze" i biedniejsze, z drugiej – przystań dla artystów, jak ojciec Dana i Jenny. I oczywiście miejsce, gdzie można dostać najlepsze w Nowym Jorku "pierogis" (czyli swojskie pierogi).
Chłodny świat wieżowców
Bardzo lubię Nowy Jork w serialu prawniczym "W garniturach" ("Suits") – chłodny, pełen przytłaczających, szklanych wieżowców. Jego bohaterowie mieszkają w dużych, minimalistycznie urządzonych apartamentach i pracują w biurach, które z przyjaznymi wiele wspólnego nie mają (ale szefowie mają okna z niezłym widokiem). Zresztą oglądając większość procedurali ("Person of Interest", "Elementary" itd.), można odnieść wrażenie, że Wielkie Jabłko do najbardziej "ciepłych" miast nie należy.
Tak samo jest w "Mad Men", w których szybkie życie miejskie skontrastowane zostało z (pozornie) idyllicznymi przedmieściami. Serial pokazuje życie pracowników agencji reklamowej na Madison Avenue przez pryzmat wydarzeń historycznych. W najnowszym, szóstym sezonie, który dzieje się w 1968 roku, w Nowym Jorku jest coraz bardziej niebezpiecznie. Ciągle wyją syreny, a do nowoczesnego mieszkania Dona Drapera, ulokowanego w chmurach, ktoś się włamuje.
Choć życie w Nowym Jorku zwykle nie rozpieszcza bohaterów, oglądając seriale, odnosi się wrażenie, że nikt z nich nie zamieniłby swojego miasta na żadne inne. Tak jak my nie zamienilibyśmy seriali o Wielkim Jabłku na żadne inne.