„Wokół gender wybuchła histeria, studenci są przerażeni” – mówią mi uczestnicy gender studies. W debacie publicznej dotyczącej tego kontrowersyjnego hasła najrzadziej słychać właśnie ich. Dlaczego? I co naprawdę sądzą o całym zamieszaniu?
O gender wypowiadają się dziś wszyscy – politycy, dziennikarze, księża, nauczyciele. Mało który rzeczownik wzbudza tak żywe i skrajne emocje. Weźmy przykłady tylko z ostatnich dni. 29.12. w kościołach odczytywany jest list biskupów ostrzegający przed gender. 5.01: przed gender ostrzega rada powiatu Jaworze. 7.01: członkowie Ruchu Narodowego ogłaszają, że będą walczyć z gender aż w Europarlamencie (mimo że są wobec instytucji sceptyczni). 8.01. Pod wodzą posłanki Beaty Kempy powstaje parlamentarny zespół „Stop ideologii gender”. 9.01.: Ks. Dariusz Oko zapowiada, że wystąpi w Sejmie z wykładem „Ideologia gender – zagrożenie dla cywilizacji”.10.01: w rozmowie z naTemat, ksiądz Marek Dziewiecki stwierdza, że "konsekwencją gender jest erotomania i pozbawianie się płodności” i uznaje, że promowanie gender prowadzi do destrukcji wartości moralnych.
A to tylko drobny wycinek rzeczywistości. Na tematy związane z gender najrzadziej wypowiadają się jednak ci, którzy temat próbują zbadać z innej strony niż prasowe czołówki. Postanowiłam zapytać, co o całym zamieszaniu wokół gender studies sądzą studenci tego kierunku.
Krucjata
– Studenci gender studies są przerażeni – mówi mi krótko jedna z uczestniczek tych zajęć w ISNS UW, którą łapię w czasie sobotniego zjazdu na uczelni. W niewielkiej sali na drugim piętrze co dwa tygodnie spotyka się kilkanaście osób, przede wszystkim kobiet. Wśród nich: dziewczyny prosto po studiach (gender studies to kierunek podyplomowy), trzydziestokilkulatki, emerytki.
– O temacie gender wypowiadają się dziś ludzie, którzy nie zajrzeli do definicji, nie sprawdzili co to znaczy. Uczynili z tego krucjatę, zaczęli szerzyć nienawiść. Tak naprawdę wynika to z braku wiedzy i braku ciekawości – ocenia uczestniczka kursu (pracuje w instytucjach samorządowych i pragnie zachować anonimowość). – Moim zdaniem środowiska prawicowe, kościelne, próbują uciec od swoich problemów i znajdują sobie w gender nowego wroga. Oczywiście nie dotyczy to wszystkich, bo jest też na przykład wielu księży, którzy odmówili czytania listu o gender w kościołach – dodaje.
Po tym, jak Episkopat opublikował w internecie treść listu, o jego bojkot nawoływał między innymi dziennikarz „Tygodnika Powszechnego”, Błażej Strzelczyk. „Właśnie przeczytałem Wasz list z dalekiego Episkopatu, za który bardzo Wam dziękuję – napisał na blogu. - Macie tam dużo problemów, wielu wrogów, doszły mnie również słuchy, że przygotowujecie się na akcję masowych aresztowań. Bardzo się za Was modlimy”.
Świadomość
Skoro tak mało w mediach jest informacji o istocie gender, pytam studentki, co to pojęcie naprawdę oznacza. W odpowiedzi słyszę hasła „płeć biologiczna” i „płeć kulturowa”, „świadomość”, „walka o równy status”. – Cała dyskusja o emancypacji kobiet, zaczynająca się już od Prusa, od „Emancypantek”, to jest właśnie rozmowa o gender – mówi Krystyna Kuszyńska-Gałęzia, emerytowana pracownica ONZ.
– To świadomość dotycząca płci. Nauka o rolach społecznych, także o stereotypach – dopowiada jedna ze studentek i podaje przykład z ostatnich ćwiczeń. – Dzisiejsze zajęcia dotyczyły detektywów. Dyskutowaliśmy na przykład o szwedzkiej pisarce, która w swoich kryminałach przemycała treści dotyczące trudności kobiet w zakresie realizowania się zawodowo, tego że ciężko jest kobietom przebić się w świecie męskim, choćby jak trudno być szefem w zawodach typowo męskich, takich jak inżynier, budowlaniec – dodaje pracownica instytucji samorządowej. Studentki zgodnie przyznają, że w debacie publicznej panuje „całkowite pomylenie pojęć”.
– Jeżeli nie rozumiemy tego, co mówimy, nie powinniśmy o tym w ogóle rozmawiać. Takie mam wrażenie, kiedy słucham polityków biorących udział w tej debacie – kwituje Kuszyńska-Gałęzia. I dodaje: – Materią gender jest to, żeby w gąszczu przeróżnych zjawisk społecznych być wyczulonym na punkcie równego traktowania. Proszę się przyjrzeć choćby roli kobiety w wojsku, w policji. I odwrotnie, roli mężczyzn w środowiskach typowo sfeminizowanych: nauczanie początkowe, nauczanie przedszkolne.
Prawa
Uczestniczki gender studies nie zgadzają się z głosami, które przekonują, że walka o równe prawa kobiet i mężczyzn jest już wygrana, więc nie ma potrzeby dalej zajmować się tym tematem. Taki wniosek można wyciągnąć choćby z rozmowy z Dale O'Leary, autorką książki o gender, którą zamieścił tygodnik „Niedziela”. „W latach 60. kobiety protestowały przeciwko prawom i zwyczajom, które sprawiały, że były one traktowane inaczej niż mężczyźni. W odpowiedzi na te protesty rządy państw wprowadziły prawa, które gwarantowały kobietom równouprawnienie. Kobiety bardzo szybko potrafiły je wykorzystać” - mówiła kobieta, a dziennikarz pisma dopytywał: „Dlaczego w pewnym momencie walka o równe prawa kobiet przekształciła się w walkę kobiet przeciwko mężczyznom i rodzinie?”.
– Walka nie jest wygrana, bo nie jest wygrana równość płac, nie jest wygrana równość dochodzenia do różnych stanowisk. To, że kobiety mogą głosować, nie jest wygraną jeśli chodzi o równość statusu kobiet i mężczyzn. Na walce o to, a nie przeciwko czemuś, polega gender – przekonuje jedna ze studentek gender studies.
– Właśnie dlatego zajmuję się tym tematem – podsumowuje Krystyna Kuszyńska-Gałęzia. – Chcę zrozumieć więcej, wiedzieć więcej. Nie chcę wdawać się w tą beznadziejną dyskusję o gender, która opanowała wszystko: szkoły, kościoły, przedszkola. To prawdziwa histeria.
Ale może jednak warto częściej zabrać głos? Milcząc w obliczu "histerii" czy patrząc z "przerażeniem" na bieg wypadków, zwolennicy ideologii gender z jednej strony oddają pole. Z drugiej sami wpływają na jakość debaty. Choćby dlatego, że nie ma kiedy powiedzieć im "sprawdzam".