Artur Bińkowski, podróżnik i współautor bloga "Oblicza Gruzji", od listopada walczy o to, by wydawnictwo, które wydało książkę artystki kabaretowej Katarzyny Pakosińskiej, poniosło odpowiedzialność za to, że znalazły się w niej "zapożyczone" z jego tekstów fragmenty. Długo nie mógł się doprosić odpowiedzi, aż w końcu opublikował obfitą "galerię plagiatową", w której dowodzi, że autorka bezprawnie czerpała także z innych źródeł. – Książka ma 244 strony tekstu, a na co drugiej możemy coś takiego znaleźć. Sprzedaż książki powinna być dawno wstrzymana – przekonuje w rozmowie z naTemat.
Minęły ponad dwa miesiące od pierwszych informacji, że Katarzyna Pakosińska w książce o Gruzji sięgnęła po materiały z waszego serwisu i podpisała je jako swoje. Wydawnictwo Pascal przyznało wtedy, że na trzech stronach "wystąpiły zapożyczenia". Jak dziś wygląda sytuacja?
Artur Bińkowski: Przez te dwa miesiące, po kolejnym przeanalizowaniu książki, do "zapożyczeń" z naszego serwisu doszły inne przykłady splagiatowanych fragmentów stron i źródeł. Stworzyliśmy całą galerię plagiatową, która udowadnia, że to nie tylko nasza sprawa i nie tylko nasze roszczenia są tutaj problemem. Główne źródła pani Pakosińskiej to na przykład Wikipedia, serwisy typu Kaukaz.pl oraz książki, jak "Dzieje Morza Czarnego", "Tradycyjna kuchnia gruzińska". Z tego konkretnego tytułu skopiowano sporo ciekawostek o Gruzji i wskazówek - powkładano je w dialogi, tak, by wyglądało, że to Gruzini czy Gruzinki się wypowiadają. Skopiowane zostały też spore fragmenty artykułów z tygodnika "Niedziela", "Głosu Prawosławnego" i innych. Dokładne wyszczególnienie jest na Facebooku.
Czyli splagiatowanych fragmentów jest znacznie więcej, niż wcześniej twierdziło wydawnictwo...
Z ich strony to była wtedy manipulacja liczbami. Przedstawili, że na 350 stronach znaleźli zapożyczenia z naszego serwisu, podczas gdy w książce jest 244 strony tekstu. Ile jest w sumie tych "zapożyczeń"? Tak naprawdę możemy je znaleźć na co drugiej stronie. Wiele osób mówi, że kiedy czytało książkę, wyczuwało moment zmiany tempa, miało wrażenie zmiany narracji. Podkreślam też, że to, co udokumentowaliśmy, to nie wszystko. Nie mieliśmy dostępu do wszystkich źródeł, z których autorka mogła skorzystać.
W oświadczeniu napisał pan, że wydawnictwo "chciało zatuszować i zamieść sprawę pod dywan". Dlaczego?
Bo przez dwa miesiące nie było ze strony Pascala żadnej reakcji. Dopiero po tym, jak wyłowiliśmy z całej książki kolejne przykłady i opublikowaniu listu otwartego, który wywołał szum medialny, odezwało się do nas i przedstawiło kolejną propozycję porozumienia. Wczoraj odesłaliśmy nasze poprawki i czekamy na odpowiedź. Wciąż nie wiemy więc, czy tym razem sprawa zostanie potraktowana poważnie.
Jak wyglądały wasze kontakty z wydawnictwem od listopada, kiedy cała afera wybuchła? Nie widać było z ich strony dobrej woli?
No to od początku. Najpierw, kiedy przejrzeliśmy książkę po raz pierwszy i stworzyliśmy recenzję opisującą zarówno naruszenia, jak i jej zalety, wysłaliśmy do wydawnictwa pismo z żądaniami odszkodowania i wycofania książki na określonych warunkach. Nie zareagowało, a dopiero kiedy sprawa pojawiła się w mediach, dostaliśmy prośbę o kontakt od redaktor naczelnej. Zaczęliśmy rozmowy, potem padła propozycja porozumienia, do której zaproponowaliśmy uwagi. Była nieprecyzyjna, bo nakładała na nas zobowiązanie milczenia - nie moglibyśmy zgłaszać zarzutów związanych z innymi naruszeniami. Znów nastąpiła cisza, która trwała przez ponad miesiąc. To wtedy uznaliśmy, że wydawnictwo chce zamieść sprawę pod dywan. Co więcej, mam niepotwierdzone informacje, że wydało cały nakład na rynek, by się go pozbyć. Nie wiem, pewnie myślało, że w ten sposób nie będzie musiało go wycofywać.
A potem doszukaliście się całego mnóstwa innych "zapożyczeń"…
Tak, i znów opublikowaliśmy je łącznie z listem otwartym do wydawnictwa przedstawiającym nasze oczekiwania. Tutaj trzeba rozgraniczyć dwie sprawy. Wtedy już nie chodziło nam jedynie o naruszenie naszych autorskich praw osobistych i majątkowych, ale o przywłaszczenie sobie przez autorkę autorstwa oraz wprowadzenie w błąd co do autorstwa utworów skopiowanych z różnych stron i książek. Czuliśmy, że to nasz obywatelski obowiązek, by także inne naruszenia wytknąć. Znów nie otrzymaliśmy jednak żadnej odpowiedzi. Nadeszła dopiero, kiedy w środowisku podróżniczym zaczęliśmy udzielać wywiadów. Wtedy przysłali nam tę najnowszą propozycję porozumienia.
Co w niej jest?
O szczegółach nie mogę powiedzieć, ale dotyczy ono wyłącznie naszych roszczeń - wypłaty odszkodowania i wydania oświadczenia, w którym zawarte będą przeprosiny. Oczywiście chcemy też usunięcia z książki naszych fragmentów.
A jeśli znowu odpowiedzią będzie milczenie?
W tej chwili nie potrafię na to pytanie odpowiedzieć. To będzie już wtedy kwestia podjęcia decyzji, czy wstępujemy na drogę sądową i wynajmujemy prawnika, czy wracamy do Polski (teraz jesteśmy w Gruzji). Jest jeszcze opcja, że możemy próbować dojść do porozumienia za pośrednictwem negocjatora. Natomiast w ogóle ciężko mi wejść w tok rozumowania wydawnictwa. Problematyczne kwestie książki, która przecież dobrze się sprzedaje, trzeba było załatwić bardzo szybko. Oni to przeciągają i nie wiem, na co liczą. Że ta sprawa ucichnie, że nie pójdzie dalej?
Dlaczego do tej pory nie skierowaliście sprawy na drogę sądową?
Taka była nasza decyzja. Uważamy, że pewne rzeczy można załatwić bez udziału sądu. Liczyliśmy oczywiście na poważne podejście do sprawy wydawnictwa i przyznanie oczywistych faktów. Zresztą, nawet w sądzie pierwsze pytanie jest takie, czy strony próbowały się porozumieć.
Jak pan ocenia zachowanie samej Katarzyny Pakosińskiej? W ciągu tych dwóch miesięcy miał pan poczucie, że chce rozwiązać problem?
Po pierwszym naszym piśmie wysłaliśmy do niej informację, że wykryliśmy nasze fragmenty. Odpowiedziała, że właśnie się o tym dowiedziała, jest z wydawnictwem w kontakcie i że razem będą się starali jak najszybciej to rozwiązać. To jednak nie nastąpiło. Później jeszcze wysłaliśmy do niej osobną propozycję porozumienia między nami i autorką w sprawie naruszenia autorskich praw osobistych, a na to nie otrzymaliśmy już żadnej odpowiedzi. W międzyczasie jeszcze zdarzyła się dziwna sytuacja, bo pani Pakosińska zaoferowała nam spotkanie z nią i jej partnerem życiowym, Gruzinem, za to bez udziału przedstawiciela Wydawnictwa. Uznaliśmy to za niepoważne, szczególnie po wcześniejszym milczeniu w sprawie. Ogólnie uważamy, że zarówno Wydawnictwo, jak i pani Pakosińska, podeszli do tematu plagiatów w książce niepoważnie i nieprofesjonalnie. W takim przypadku sprzedaż książki powinna być dawno wstrzymana.