– Wszystkie informacje, które spływały na moje biurko, dotyczące współpracy w zwalczaniu terroryzmu, były również udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca. Nie wiem, czy odwrotnie było tak samo, czy ja wszystko otrzymywałem od prezydenta i Siwca – mówił Leszek Miller w programie “Kawa na ławę”.
Niedawny artykuł “Washington Post” sprawił, że kwestia więzień CIA zaczyna być coraz bardziej niewygodna dla co najmniej kilku polskich polityków. Po tym gdy dziennik ujawnił, że Amerykanie zapłacili polskim służbom 15 mln dolarów w zamian za możliwość prowadzenia w Kiejkutach jednego ze swych tajnych ośrodków, powraca kwestia politycznej odpowiedzialności za tę kontrowersyjną współpracę.
W niedzielę w audycji “Kawa na ławę” temat ten podjął Robert Biedroń z Twojego Ruchu, oskarżając ówczesnego premiera Leszka Millera o łamanie konstytucji i umów międzynarodowych. – Prawa człowieka nie mogą być sprzedawane nawet za 15 mln dolarów – mówił Biedroń.
Miller ripostował jednak, że polskie służby nikogo nie torturowały, a poza tym racja moralna nie jest po stronie członków Al Kaidy, ale ich ofiar. – Polska była i jest po właściwej stronie – mówił.
Jednocześnie jednak Miller wyraźnie wskazywał, że to nie on, lecz Aleksander Kwaśniewski, powinien być ewentualnie rozliczany za Kiejkuty.
– Wszystkie informacje, które spływały na moje biurko, dotyczące współpracy w zwalczaniu terroryzmu (...) były również udziałem Aleksandra Kwaśniewskiego i Marka Siwca. Nie wiem, czy odwrotnie było tak samo – czy ja wszystko otrzymywałem od prezydenta i Siwca. To, co było na moim biurku, było również u prezydenta i szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego – mówił w TVN 24 Leszek Miller.
Miller nie potwierdził też, że w czasie sprawowania urzędu wiedział o istnieniu placówek CIA w Polsce.