
Na świecie zwyciężyło przekonanie, że na państwie spoczywa obowiązek prowadzenia polityki gospodarczej, która umożliwi wyjście z kryzysu. Jest to koncepcja nowoczesnego interwencjonizmu państwowego CZYTAJ WIĘCEJ
PiS krytykuje gigantyczne zadłużenie Polski i obiecuje "sanację finansów publicznych". Po chwili jednak dodaje: "Polityka zmian dla rozwoju wymusza jednak utrzymywanie deficytu na poziomie pozwalającym na realizację inwestycji". Program przewiduje zmniejszenie deficytu przez zwiększenie dochodów podatkowych, realizację zasad solidarności i sprawiedliwości społecznej (czytaj: bogaci będą płacić więcej) i obniżenie kosztów działania administracji.
Uruchomimy wszystkie możliwe do zdobycia zasoby finansowe oraz inne zasoby dynamizujące gospodarkę CZYTAJ WIĘCEJ
Politycy PiS chełpią się, że w programie zapisano w szczegółach, skąd ma pochodzić słynny już bilion Jarosława Kaczyńskiego. Ale jeśli dokładnie wczytamy się w dokument, szczegółów tam jak na lekarstwo. Dokładnie opisano tę część biliona, która ma pochodzić ze środków unijnych – tam już wszystko jest ustalone. Ale drugą połowę wydatków autorzy programu zamykają w dwóch ogólnikowych zdaniach:
Poza funduszami unijnymi maksymalnie uruchomimy znaczne środki własne i oszczędności przedsiębiorstw państwowych oraz wykorzystamy nadpłynność banków. Kolejnym źródłem będzie reorganizacja i program oszczędnościowy w wydatkach budżetowych.
A co z inflacją?
Do tego pieniądze na inwestycje mają wykładać spółki Skarbu Państwa i Bank Gospodarstwa Krajowego. Patrząc na to, jak (nie)działa program Inwestycje Polskie, ten pomysł powinien trafić na półkę z napisem "kosmiczne".
Dużo kontrowersji wzbudził pomysł ruszenia 200 mld zł (te zdaniem polityków PiS mają leżeć na kontach polskich przedsiębiorców), które według ekspertów mogliby zainwestować krajowi biznesmeni. Zachęcić ma ich do tego możliwość odliczenia poniesionych wydatków od tego, co muszą zapłacić z tytułu PIT i CIT. Chociaż może lepiej, żeby te pieniądze nie trafiły do budżetu, ale zostały u przedsiębiorców – oni wydadzą je znacznie bardziej efektywnie niż państwo.
Kosztowny wydaje się też pomysł wystawiania małym i średnim przedsiębiorstwom ratingu. Warto pamiętać, że takich podmiotów jest w Polsce ponad 1,7 mln. Jednak to wymagałoby od firm prowadzenia szczegółowej sprawozdawczości, która według eksperta zajmującego się wyceną spółek mogłaby przewyższyć korzyści.