
Reklama.
Terlikowski napisał tekst o płaczących ikonach, kiedy konflikt na Krymie osiągnął apogeum, a bardzo prawdopodobny wydawał się wybuch wojny. Ikony miały zapłakać m.in. w Rostowie nad Donem, Odessie, Równym i Nowokuzniecku. "W tradycji prawosławnej jest to wyraźny znak z góry, który jest wezwaniem do ludzi do nawrócenia i ostrzeżeniem przed zbliżającymi się trudnymi czasami" – stwierdził publicysta, przypominając jednocześnie, że podobne zdarzenia miały miejsce tuż przed rewolucją październikową, upadkiem caratu i rozpadem Związku Radzieckiego.
Wszystko wskazuje jednak na to, że trochę nagiął rzeczywistość, by przekonać czytelników, że Bóg przestrzega ludzi przed tym, co za chwilę zdarzy się na Ukrainie. Film, na który się powołał, opublikowany został na YouTube już we wrześniu 2013 roku, a wyemitowany wcześniej (nie wiadomo dokładnie, kiedy) przez należącą do medialnego imperium Gazpromu stację TV3 Russia. W ukraińskich i rosyjskich mediach nie ma żadnych nowych doniesień na ten temat, a niektóre angielskojęzyczne portale sensacyjnie informując o "płaczących ikonach" jako źródło informacji podają właśnie Terlikowskiego i Fronda.pl.
Portal TVN24.pl napisał z kolei, że 29 lutego (luty miał 28 dni) miała zacząć płakać ikona Matki Boskiej w monasterze Podwyższenia Krzyża Pańskiego w Maniawie, w ukraińskim obwodzie iwanofrankowskim. Potem poprawiono datę, ale taka pomyłka też nie dodaje wiarygodności, tym bardziej, że w artykule powołano się ogólnie na publikacje ukraińskich mediów, według których "wierni obserwują łzy pojawiające się na wizerunkach Matki Boskiej".
Nawet jeśli ikony "zapłakały", nie ważne: kilka dni czy kilka miesięcy temu, trudno uznać w tym coś nadzwyczajnego. W sieci łatwo można odnaleźć chociażby publikację portalu annews.ru z 2006 roku, w której znalazła się informacje, że w samej Rosji jest kilka tysięcy "płaczących" obrazów i figur. Tylko w kwietniu 2006 roku doniesiono o kolejnych kilku przypadkach, m.in. w Soczi i miejscowości blisko Biełgorodu.
Wtedy powołano także specjalną komisję naukowców, którą wsparł Patriarchat Moskiewski, a która miała zbadać te cudowne przypadki. Nigdy jednoznacznego werdyktu nie ogłosiła, ale hipotezy były dwie. Według pierwszej drewno może nasiąkać olejem i innymi wonnościami używanymi w świątyniach, a potem, przy odpowiedniej temperaturze i wilgotności, substancje te mogą pojawiać na powierzchni. Druga zakładała, że "płaczące ikony" pokryte są jakąś nieznaną substancją, która wchodzi w reakcje biochemiczne i odpowiada za "łzy". Naukowe wyjaśnienia zjawiska nie wszystkich jednak interesują. Dlatego też tak często jest ono wykorzystywane do interpretowania aktualnych wydarzeń.
W 2010 roku w jednej z prawosławnych świątyń w Terespolu na obrazie Matki Boskiej dostrzeżono oleiste plamy, które uznano za łzy. Tak narodziła się teoria o "cudzie", a potem o uzdrawiającej mocy wypływającej z ikony cieczy. Dziś do Terespola przyjeżdżają wciąż nowi pielgrzymi, by pokłonić się przed płaczącą Madonną.