Jerzy Regulski, doradca prezydenta: Nadchodzi wielka rewolucja mentalna. Ona może wywrócić wiele rzeczy
Jerzy Regulski, doradca prezydenta: Nadchodzi wielka rewolucja mentalna. Ona może wywrócić wiele rzeczy Fot. Krzysztof Majak / naTemat.pl

Twórca reformy samorządowej z 1990 roku i doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego wyjaśnia w rozmowie z naTemat, dlaczego transformacja była wielkim sukcesem, choć niektórzy nie chcą tego dostrzec. Wskazuje, kto i dlaczego ma dziś klapki na oczach i nie chce dostrzec wielkich zmian w Polsce. Prof. Jerzy Regulski prognozuje także nadchodzącą, wielką rewolucję mentalną, która jego zdaniem, całkowicie wywróci znaczenie funkcjonujących dzisiaj pojęć.

REKLAMA
Trochę wcześnie na podsumowanie Pana działalności na rzecz kraju, bo nadal aktywnie udziela się Pan choćby jako doradca prezydenta Bronisława Komorowskiego. Ale co uważa Pan za swój największy dotychczasowy sukces?
Prof. Jerzy Regulski: Sukcesem jest to, że powstały samorządy i że miałem w tym swój udział. Okazało się że umożliwienie ludziom działania publicznego owocuje. Polacy są bardzo aktywni i potrafią działać. Trzeba im tylko stworzyć ku temu odpowiednie warunki i zachęcić. Odbudowa samorządów była jednym z elementów które przyczyniły się do sukcesu transformacji. I o tym trzeba ciągle mówić, że polska transformacja to wielki sukces.
Wiele środowisk twierdzi inaczej i nie dostrzega sukcesu o którym Pan mówi.
Jak ktoś ma klapki na oczach, to nie ma rady proszę pana. Trudno mówić ze ślepym o kolorach. To może brzydkie powiedzenie, ale jak ktoś nie chce czegoś widzieć, to nie zobaczy. A wystarczy tylko rozejrzeć się dookoła siebie, zastanowić jak bardzo Polska się zmieniła.
Co nie znaczy, że nie było błędów po drodze.
Błędy będą zawsze, nie ma cudów. Zawsze wszystko można zrobić lepiej. Trzeba pamiętać, że lepsze jest wrogiem dobrego. Jak chce się za dużo, za wspaniale, to się traci te pięć minut gdzie można coś zrobić, bo się za głośno dyskutuje i traci się czas. A czas jest tym czynnikiem, który jest nie do odrobienia. Raz straconego czasu nigdy się nie odzyska.
Kluczowa sprawa to uruchomienie zespołu zasobów ludzkiej energii, która może być wykorzystana do budowania dobra wspólnego. Trzeba ludziom dać możność działania, a samorząd stwarza tą płaszczyznę i warunki formalne do zaangażowania ludzi.
Jest Pan przekonany, że ludzie chcą działać na rzecz dobra wspólnego? Mam wrażenie, że jesteśmy skupienie przede wszystkim na sobie.
Chcą. Kiedyś porównywałem różne zjawiska sprzed 1989 roku do późniejszych. Dziesięć lat przed przełomem, do wodociągów w Polsce było podłączonych 320 tys. budynków. Dziesięć lat po przełomie, było ich podłączone ponad dwa miliony sto tysięcy. To znaczy, że kilka milionów ludzi przestało chodzić z wiaderkiem do studni, a to zmienia życie. I to są efekty. Osoba, która miała cały czas wodę w kranie, nie zauważyła tego. Takich zjawisk przebudowy kraju jest wiele. Polska wygląda po prostu inaczej, szczególnie w tych mniejszych miasteczkach. Są chodniki, drogi, szkoły, oświetlenie ulic.
Zgadza się, ale młodzi ludzie i tak wyjeżdżają do dużych miast lub za granicę.
Jest to problem. Wielkie miasta w Polsce nigdy nie były tak wielkie w stosunku do innych miast jak na przykład Budapeszt czy Praga. Mieliśmy sieć dużych miast i one dobrze funkcjonują. Natomiast jest problem szans rozwoju mniejszych miejscowości. Niektóre z nich bardzo ładnie się rozwijają, a niektóre źle.
Dlaczego? Z powodu osławionej korupcji? Kiedyś była ona przedstawiana jako podstawowy problem hamujący nasz rozwój.
Nie przesadzajmy z tą korupcją proszę pana. W Polsce jest ciągle mania poszukiwania drugiego dna, złych intencji ludzi. Obserwuję brak podstawowego zaufania. To jest tragedia w Polsce i to jest jedna z wielkich przyczyn hamowania rozwoju. Dużą część naszego prawa można by wyrzucić do śmieci, ponieważ ono wynika z braku zaufania do ludzi. Ludzi uważa się za złodziei, głupków i partaczy. I to prowadzi do kolosalnego hamowania rozwoju i marnotrawstwa finansowego. Narzuca się rozwiązania niedostosowane do warunków lokalnych. Są też stereotypy, które funkcjonują i wysoce szkodzą.
A do ich szerzenia przyczyniają się między innymi politycy, którzy w ten sposób budują swój kapitał polityczny.
To, co obserwuję na obecnej scenie politycznej to straszliwe oskarżanie wszystkich i wszystkiego. Jednocześnie proszę pana, mamy absurdalną sytuację, bo niektóre partie jedynym hasłem mówią o tym, że trzeba szanować Polskę, kochać Polskę jako dobro specjalne, a jednocześnie mówią, że Polska to jest kraj bandytów, złodziei, oszustów. To jak mogę szanować kraj oszustów? Jak mogę szanować państwo, które publicznie jest oskarżane o kłamstwa, złodziejstwo itd. Tak nie można funkcjonować. Albo się wierzy ludziom i chce się modyfikować państwo, albo nie.
No tak, ale z drugiej strony muszą istnieć jakieś mechanizmy kontroli.
Oczywiście, to jest normalne, szczególnie w okresie transformacji trzeba kontrolować ewolucję instytucji i zachowań ludzkich oraz modyfikować pewne prawa. Ale nie można oskarżać, że to wszystko jest złodziejstwem. To nie jest prawda. Poza tym, jeżeli opozycja uważa, że jak dojdzie do władzy, to wszyscy nagle uwierzą, że będzie wyśmienicie, to też jest nieprawda. Bo raz zniszczony autorytet instytucji, jest bardzo trudno odbudować.
Kiedy byłem senatorem z jeleniogórskiego, przyszedł do mnie ze skargą pewien człowiek i powiedział: "Jak rząd chciał, aby zabudowywać ziemie zachodnie, to ja się zapisałem do ZMP. Jak rzad chciał, aby budować Nową Hutę, to ja pojechałem na ochotnika. Jak rząd chciał, aby wzmocnić go partyjnie, to zapisałem się do partii. A teraz teraz ten rząd nie daje mi emerytury". Proszę pana, dla tego człowieka, pojęcie rząd ma ciągłość. Gomułka, Gierek, Mazowiecki, to był jeden, niezmienny rząd. Zatarcie wszelkich zmian ,a ci ludzie tego nie rozumieją.
Gdyby opozycja doszła do władzy, to opinia o państwie będzie taka sama. To co się robi, jest podkopywaniem poszanowania do wszystkiego. To jest tragiczne
Kto to może zmienić? Młodzi politycy? Widzi Pan w nich nadzieję?
W moim przekonaniu, w pewnym momencie musi i nastąpi w Polsce bardzo gruntowne przewartościowanie. To będzie wielka rewolucja mentalna. Nastąpi odrzucenie całego szeregu prawd, które uważane są przez starsze pokolenie za niewzruszalne, a nagle okaże się, że są anachroniczne. Rewolucja będzie bardzo silna i może wywrócić bardzo dużo rzeczy.
Już w tej chwili, cały szereg pojęć, które są w obiegu publicznym, a które są rodem z XIX wieku, nie pasują do dnia dzisiejszego. Mentalność się zmienia. Zmienia się pojęcie moralności, pojęcie etyki. Te rzeczy nie są stałe. Ta rewolucja musi przybrać jakiś charakter, bo w tej chwili jest tygiel, w którym się wszystko gotuje. Te zmiany świadomościowe są bardzo głębokie. Co z tego wyniknie, tego ja nie wiem, bo to potrwa jeszcze jakiś czas.
Już dziś można obserwować pewne zmiany, pokazujące zróżnicowanie społeczeństwa. Na przykład ruchy kobiece, które zrobiły kolosalną karierę. Przecież dziesięć lat temu nikt w ogóle o tym nie mówił. A dziś ruchy uprawnienia kobiet stały się faktem. One są i uznaje się je przez większość społeczeństwa za istotne. To dotyczy całego szeregu innych form. Utrzymywanie pewnych stereotypów na siłę prowadzi do zakłamania. I widać to na co dzień. Pewnych rzeczy nie wypada mówić, więc mówi się co innego, a robi się inaczej.
Kiedy może się wydarzyć ta rewolucja?
To są procesy historyczne, na które nie mamy wpływu i one mają miejsce na całym świecie. Możemy się do nich dostosowywać, ale walka z nimi nie ma sensu, bo się przegra.
Ma Pan na myśli również środowiska LGBT?
Też, chodzi o wiele kwestii. W XIX wieku homoseksualizm był karany więzieniem. W tej chwili jest to sprawa uznana za normalną. Czy internet nie zmienia mentalności ludzi? Zmienia i te zmiany są bardzo daleko idące. Fakt możliwości podróżowania po świecie, że młodzi jeżdżą wszędzie, zwiększa świadomość. Zmienia się mentalność i już nie ma powrotu, a środowiska, które nie będą chciały tego zaakceptować - przegrają.
Chodzi o te środowiska, które dziś straszą Polaków?
Przejadą się na tym. Polacy są tacy, jacy są i trzeba przede wszystkim przestać myśleć życzeniowo a zacząć mówić o faktach. Trzeba się zastanawiać, jak w danych warunkach działać na rzecz pewnych wartości, a te wartości się zmieniają. Wszystko płynie, wszystko płynie proszę pana. Na to trzeba patrzeć z pewnym dystansem. Wyjęte elementy z całości mogą nam się nie podobać ale one są częścią całości. W tej chwili następuje globalizacja we wszystkich środowiskach i wszyscy jesteśmy w to włączeni.
Czy moment historyczny w którym się znaleźliśmy w związku z sytuacją na Ukrainie jest przełomowy?
Na pewno cały okres ostatnich lat jest przełomowy dla Polski. Zresztą od wielu lat zapowiadano "trzecie przyspieszenie". Wiadomo, że "rewolucja internetowa" zmieniła wszystko. Usługi, formy organizacji, globalizację. Ukraina jest wielkim problemem. To wtórne trzęsienie jeszcze po zimnej wojnie. Wszystko odbywa się jednak w innych warunkach, bo nie ma już dwóch supermocarstw, zresztą Rosja nie jest mocarstwem, choć chce grać taka rolę. Natomiast może doprowadzić do destrukcji. Europa może wspierać Ukrainę finansowo i doświadczeniem ale nie może dać jej takiej ochrony tak, jak by chciała, bo Ukraina nie jest członkiem Unii Europejskiej. Rosja bardzo wyraźnie chce destabilizacji całego regionu, bo wtedy może wygrywać sytuację. Ukraina może stać się czarną dziurą i wszystko się może zdarzyć... Mam nadzieję, że Ukraina wyjdzie z tego obronną ręką.
Wiele osób wyśmiewa sankcje, które świat nałożył na Rosję.
Wie pan, mówienie o sankcjach ze śmiechem, a teraz jest taka moda aby wszystko wykpić, jest nieporozumieniem. Oczywiście, że sama sankcja że Putin czy jego doradca nie może wjechać do Unii Europejskiej nie jest sankcją i nie ma żadnego znaczenia. Natomiast sankcje uruchomiły proces izolacji Rosji, a ta według szacunków już kosztowała ją 17 mld dolarów. Kapitał ucieka i boi się ryzyka. Koszty kredytów w Rosji są wyższe i tu są skutki. Ale to są skutki długotrwałe które mogą działać z pewnym opóźnieniem ale to są sprawy istotne.
Jak postrzega Pan rolę Polski w wydarzeniach na Ukrainie? Czy nasze zaangażowanie zostanie dostrzeżone?
Polska jest dostrzeżona. Nasz kraj nigdy nie miał tak silnej pozycji międzynarodowej, jak ma teraz. Polska należy do kilku państw które mają istotny wpływ na wewnętrzny układ Unii Europejskiej. Polska jest silnym krajem i jej polityka znalazła pełne poparcie, natomiast jesteśmy najbardziej zainteresowani przekształceniami na Ukrainie. Hiszpanii czy Portugalii to raczej nie dotyczy. Polska musi spełniać swoją rolę i zobaczymy czy się uda.
Wracając do spraw Polski, czy nie martwi Pana nierównomierny rozwój kraju? Wyjazd z dużego miasta przypomina nieraz wyjazd za granicę.
Nie ulega wątpliwości, że duże miasta rozwijają się szybciej. Niektórzy mówią, że to są lokomotywy, a później ludzie będą się przenosić dalej. Ale zanim to się wydarzy, Polacy będą wyciągani do metropolii i tu pojawia się problem wspierania rozwoju mniejszych miejscowości.
W tej chwili w ogóle mamy problem rozwoju, pomimo że przez ostatni kryzys Polska przeszła obronną ręką. Kryzysu nie było, tylko spowolnienie. Dopiero teraz zobaczymy jak zaczną kształtować się ruchy na rzecz nowego rozwoju.
Jest Pan zwolennikiem tzw. policji lokalnych. Dlaczego Pańskim zdaniem byłaby ona lepsza od dzisiejszej, scentralizowanej?
Zakładając reformę liczyliśmy na decentralizację policji. Tworzenie straży miejskich było pierwszym krokiem w kierunku stworzenia policji lokalnej. Mieliśmy nadzieję, że w policji nastąpi reorganizacja systemu i będzie policja lokalna, obejmująca dzielnicowych, prewencję i razem ze strażami miejskimi będą dbały o porządek. Policja lokalna miała być uzależniona od władzy lokalnej i finansowana z budżetów powiatowych. Chodziło o to, aby starosta miał wgląd, na co idą pieniądze ale błyskawicznie się z tego wycofano. Rząd SLD natychmiast scentralizował policję z powrotem. Oprócz policji lokalnej powinny być wyspecjalizowane i scentralizowane służby policyjne.
Ale co to by oznaczało dla zwykłego człowieka?
Odpowiem panu anegdotą. Jak rozróżnić policjanta lokalnego od federalnego w Ameryce? Wystarczy rzucić papierek na ulicę. Lokalny podniesie, a federalnego nie będzie to nic obchodziło. Bo lokalny czuje współodpowiedzialność za swoją okolicę.
Kiedyś byłem w Szwajcarii z wizytą w gminie, która liczyła kilkaset osób. Zapytałem mera, jaki jest zakres jego obowiązków. On na to, że robi "wszystko". A ile pan osób zatrudni? Ten odpowiedział, że w gminie zatrudnia 10 osób, ale jakby to przeliczyć na etaty, to byłoby 6,5. Zapytałem czy prowadzi akta stanu cywilnego? A on, że oczywiście. Dwa razy w tygodniu przychodzi na chwilę pracowniczka i wpisuje urodzone dzieci, a ślubów jest dwa - trzy do roku. Powiedziałem wtedy: No ale policji to pan chyba nie ma. Powiedział, że oczywiście że ma policjanta. Chodzi, sprawdza, patrzy czy jest porządek, czy jest czysto, roznosi korespondencję gminy, spisuje wodomierze, a jak coś się dzieje to dzwoni i za kwadrans przyjeżdżają specjalistyczne służby. To pokazuje, że trzeba myśleć o innych formach usług publicznych. Nie można myśleć jednakowo w skali całego kraju tylko trzeba dać ludziom możliwość myślenia.
Czuje się Pan naukowcem, czy politykiem?
Ja nie wiem kim ja jestem. Z wykształcenia jestem inżynierem i swoją karierę zaczynałem od budowania budynków w Warszawie i zbudowałem ich około trzydziestu.
Trwa konflikt między "rodowitymi" mieszkańcami miast a słoikami. Z czego tak naprawdę on wynika?
To jest sztuczny konflikt. Po prostu my ciągle nie jesteśmy przygotowani do elastycznego myślenia i przemieszczania się ludności. Na całym świecie ludzie jeżdżą za pracą i nikomu to nie przeszkadza. A u nas jest cały system mieszkań na własność, który sprawia, że ludzie myślą, że muszą mieszkać w jednym miejscu do końca życia. To jest błąd.
Bo?
Na całym świecie ludzie wynajmują mieszkania, bo po co je kupować? U nas zaś jest dziki rynek wynajmu mieszkań. Każdy boi się wynajmować, a powinny być specjalizowane agencje, które by to dobrze zorganizowały, wtedy spadłyby ceny, bo byłaby większa podaż. Trzeba budować mieszkania na wynajem i komunalne budownictwo też powinno być nastawione na wynajem. To co się robi z mieszkaniami komunalnymi dziś, że jak ktoś je dostanie, to jest to przywilej - jest bzdurne. Jak ktoś jest biedny, to powinien dostać pomoc publiczną. Ale żeby były kolejki do mieszkań komunalnych, to jest jakaś bzdura.
Czy elementem rewolucji o której Pan mówi, będzie również dostrzeżenie tego, że posiadanie mieszkania na własność nie jest najważniejszym celem w życiu?
W moim przekonaniu tak, ale ludziom trzeba pomóc przestać myśleć w ten sposób. A żeby to zrobić, nie powinno się finansować kupna mieszkań, tylko finansować mieszkania na wynajem, a w komunalnym rozdzielać funkcję opiekuńczą od funkcji gospodarczej, jaka jest wynajmowanie mieszkania.
Prof. Jerzy Regulski: Ukończył studia na Wydziale Inżynierii Politechniki Warszawskiej i w paryskim Centre de Recherche d'Urbanisme. Obejmował stanowiska profesora nadzwyczajnego nauk technicznych oraz profesora zwyczajnego nauk ekonomicznych. W 1985 otrzymał tytuł naukowy profesora. Opublikował ponad 200 książek i rozpraw, wykładał na 78 uniwersytetach. Jest doktorem honoris causa Uniwersytetu Łódzkiego[1] oraz duńskiego Uniwersytetu w Roskilde.
Od lat 80. organizował badania nad odtworzeniem samorządu terytorialnego. Podczas rozmów Okrągłego Stołu w 1989 był współprzewodniczącym zespołu ds. samorządowych. W tym samym roku został senatorem I kadencji z województwa jeleniogórskiego z ramienia Komitetu Obywatelskiego . Kierował pracami parlamentarnymi nad pakietem reformy samorządowej, by następnie, jako pełnomocnik rządu ds. reformy samorządu terytorialnego, koordynować od 1990 wprowadzanie jej w życie. W latach 1992–1997 pełnił funkcję ambasadora, stałego przedstawicielem RP przy Radzie Europy w Strasburgu. Był także przewodniczącym Rady ds. Reform Ustrojowych Państwa przy Prezesie Rady Ministrów w okresie rządu Jerzego Buzka.