
„Ile ludzi musi jeszcze zginąć, żebyśmy wreszcie zrozumieli, że drzewa nie mogą rosnąć przy drodze?" – napisał po tragicznym wypadku w Klamrach koło Chełmna Krzysztof Hołowczyc. I wywołał burzę, bo w sytuacji, gdy pięcioosobowym samochodem podróżowało dziewięcioro pasażerów, a za kierownicą siedział nieletni i nietrzeźwy kierowca, zrzucanie winy na drzewo jest co najmniej kontrowersyjne. Nie brak jednak osób, które są podobnego zdania. "Żadna pachnica dębowa nie jest ważniejsza od ludzkiego życia" – uznał ostatnio marszałek województwa warmińsko-mazurskiego.
REKLAMA
Znamy coraz więcej szczegółów tragedii, która rozegrała się w miniony weekend w miejscowości Klamry w województwie kujawsko-pomorskim. Wiadomo, że samochodem, który roztrzaskał się o przydrożne drzewo, jechało 9 nastolatków. Prowadził 16-latek – pod wpływem alkoholu i bez prawa jazdy. Dziś prokuratura poinformowała, że nie poniesie odpowiedzialności karnej.
Drzewa winne?
Nawet te nowe fakty nie przekonały Krzysztofa Hołowczyca, najbardziej znanego polskiego kierowcy rajdowego, że ciężar odpowiedzialności spoczywa przede wszystkim na młodych ludziach, którzy lekkomyślnie wsiedli do samochodu po imprezie. „Każdy może popełnić błąd, ale nie każdy może być za to karany śmiercią. Nie ma usprawiedliwienia dla śmierci na przydrożnych drzewach kilku tysięcy Polek i Polaków tylko w ostatniej dekadzie” – napisał na Facebooku.
Nawet te nowe fakty nie przekonały Krzysztofa Hołowczyca, najbardziej znanego polskiego kierowcy rajdowego, że ciężar odpowiedzialności spoczywa przede wszystkim na młodych ludziach, którzy lekkomyślnie wsiedli do samochodu po imprezie. „Każdy może popełnić błąd, ale nie każdy może być za to karany śmiercią. Nie ma usprawiedliwienia dla śmierci na przydrożnych drzewach kilku tysięcy Polek i Polaków tylko w ostatniej dekadzie” – napisał na Facebooku.
Przypomniał, że w Polsce w wypadkach z drzewami ginie rocznie kilkaset osób. "Wyobraźcie sobie, jaki to bezmiar tragedii dla ich najbliższych. Tysiące zostaje inwalidami do końca życia. Tylko dlatego, że ktoś bezmyślnie posadził drzewo przy drodze, bo tak robili już nasi dziadowie, w czasach, gdy podróżowało się furmankami" – dodał.
Odpowiedzieli mu internauci, zgodnie oburzając się, że przecież drzewa same nie zabijają. W komentarzach przekonują m.in., że problem tkwi w kierowcach i marnej jakości drogach, a wycinka niekoniecznie służy zwiększeniu bezpieczeństwa. "Pan narzeka na drzewa, a ja mieszkam w Szkocji. Drzewa, zwężenia dróg, wielkie traktory i tiry na wąskich dojazdówkach, masa dróg szerokości na półtora samochodu, zasłaniające wszystko żywopłoty. Umiera wielu ludzi z tego powodu? Nie, tyle ile w Polsce. To nie drzewa są winne. Winne są dziury i dziadowskie remonty. Winny jest brak oznaczeń, malowań i pasów" – pisze jeden z uczestników dyskusji.
"Najlepiej jest nie sadzić drzew i niczego nie budować. Zakazałbym też zakrętów, z których można wypaść, mostów, z których można spaść i przejazdów kolejowych, na których auto zawsze może zgasnąć” – kpi inny.
Ekologia kontra bezpieczeństwo
Podobne argumenty padają w toczących się przynajmniej od kilku lat sporach o sensowność sadzenia i wycinki przydrożnych drzew. Drogowcy przekonują, że chronią one przed bocznymi wiatrami i zamieciami śnieżnymi, a poza tym działają na psychikę kierowców, którzy zdejmują nogę z gazu. Ekolodzy dodają, że są jak filtry na zanieczyszczone powietrze, a zieleni przy drogach nigdy nie za wiele.
Podobne argumenty padają w toczących się przynajmniej od kilku lat sporach o sensowność sadzenia i wycinki przydrożnych drzew. Drogowcy przekonują, że chronią one przed bocznymi wiatrami i zamieciami śnieżnymi, a poza tym działają na psychikę kierowców, którzy zdejmują nogę z gazu. Ekolodzy dodają, że są jak filtry na zanieczyszczone powietrze, a zieleni przy drogach nigdy nie za wiele.
Druga strona ripostuje statystykami. Na przykład w 2012 roku zanotowano prawie 3 tys. wypadków, których przyczyną było najechanie na drzewo, słup czy znak. Jak wskazują policyjne dane, w każdych 100 tego typu zdarzeniach ginie 20 osób.
– Ja nie jestem przeciwnikiem zieleni i przyrody. Ale pas drogi to nie jest miejsce dla drzew i zdania w tej kwestii nie zmienię. Drogi powinny być bezpieczne. Nikomu nie życzę kontaktu z przydrożnym drzewem lub straty bliskiej osoby w taki sposób. Tylko czy wtedy oponenci wycinania przydrożnych drzew dalej będą bronić kwestii rośnięcia drzew przy drodze? – komentuje Marek Poznański, poseł Twojego Ruchu, który dwa lata temu postulował w Sejmie masową wycinkę drzew.
Wtedy ministerstwo infrastruktury odpowiedziało, że "nie jest do końca pewne, czy zabieg usuwanie drzew doprowadzi do poprawy sytuacji". "Może bowiem wywołać skutek odwrotny i tym samym prowadzić do rozwijania większych prędkości, utrudnienia kierowcom obserwacji ukształtowania drogi, skłaniania do podejmowania ryzykownych manewrów, prowadzić do bezpośredniego oddziaływania słońca na nieocienione drogi, roztapiania asfaltu i tworzenia się kolein, a także do utrudnienia widoczności na silnie nasłonecznionej drodze" – napisał do parlamentarzysty wiceminister Tadeusz Jarmuziewicz.
Drogowcy likwidują "morderców"
Niezależnie od tego, czy tak jak Hołowczyc uznamy, że drzewa to "przydrożni zabójcy", fakty są takie, że wycinka trwa już od dłuższego czasu. Prawo, które ją umożliwia, weszło w życie w 2004 roku, a drogowcy, często przy protestach ekologów, co jakiś czas przystępują do pracy.
Niezależnie od tego, czy tak jak Hołowczyc uznamy, że drzewa to "przydrożni zabójcy", fakty są takie, że wycinka trwa już od dłuższego czasu. Prawo, które ją umożliwia, weszło w życie w 2004 roku, a drogowcy, często przy protestach ekologów, co jakiś czas przystępują do pracy.
Minionej zimy na Warmii i Mazurach wycięli np. ponad 3 tys. przydrożnych drzew. Samorządowcy temu przyklasnęli i domagają się akcji na szerszą skalę. Marszałek województwa Jacek Protas mówił nawet kilka dni temu, że "osobiście jest wielkim miłośnikiem przyrody", ale zgadza się, że "żadna pachnica dębowa nie jest ważniejsza od ludzkiego życia".
Czy wypadek w Klamrach powinien wymusić kolejną masową wycinkę? Zdaniem Jerzego Polaczka, byłego ministra infrastruktury w rządzie PiS, nie. – Kwestia drzew jest wtórna wobec rozwiązań systemowych i profilaktyki skierowanej do młodych ludzi. Wśród kierowców do 23. roku życia jest najwięcej ofiar śmiertelnych i dzisiaj naprawdę ważne są problemy nietrzeźwości za kółkiem, a nie wycinki – mówi naTemat.
Poza tym, wskazuje, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat znacznie poprawiły się statystyki. W 2000 roku było 6099 wypadków z udziałem drzew, a teraz notuje się ich rocznie dwukrotnie mniej. Znamienne, że tak dużego spadku nie zaobserwowano w liczbie ofiar śmiertelnych. Wniosek jest jeden - rozwiązań trzeba teraz szukać gdzie indziej.
– Masowa wycinka już była i według mnie wystarczy. Wyzwaniem dla każdego rządu jest to, by zmniejszać liczbę ofiar w inny sposób, np. edukując młodych kierowców. Dziwi mnie to, że przy okazji wypadku w Klamrach zwrócono uwagę bardziej na drzewa, niż na stan nietrzeźwości nastolatka, który prowadził... – kwituje Polaczek.
