Małgorzata Kożuchowska, Ewa Chodakowska, Maciej Musiał, Dawid Kwiatkowski, Zbigniew Boniek, Radosław Pazura – i wielu innych. Głośno mówią, że wierzą w Boga. – Nie chodzę po Marszałkowskiej, nie chwalę się, nie nawracam – mówi o swojej wierze dziennikarz TVP Krzysztof Ziemiec. Kiedy ktoś pyta – odpowiada. Większa otwartość w deklarowaniu wiary to po części efekt papieża Franciszka, który sprawił, że wiara stała się "cool", a po części – sygnał końca ery prywatyzacji wiary.
"(...) Jedyną wartością, która jest niezmienna w moim życiu, jest wiara, zaufanie Bogu i taka pewność, że On jest ponad tym wszystkim, że jest jak skała" – przytacza wypowiedź aktorki Małgorzaty Kożuchowskiej dla tygodnika rodzin katolickich "Źródło" tygodnik "Wprost" .
"Uwielbiam niedziele przez to, że mogę iść i się wyciszyć, mogę się pomodlić. Zaczerpnąć siłę na następny tydzień. Chwała Bogu za niedzielę" – powiedziała niedawno w wywiadzie trenerka fitness Ewa Chodakowska, wywołując lawinę komentarzy na temat swojej religijności. A młodziutki aktor Maciej Musiał, który otwarcie mówi o swojej wierze w Boga, opowiada w wywiadzie w tym samym numerze "Wprost": "Czasami słyszę zarzuty, że to, co zdarza mi się w tym temacie powiedzieć, jest pod publiczkę. Mam czyste sumienie i takimi komentarzami się nie przejmuję. Kiedy ogląda się pierwsze strony kolorowych pism widać, że istnieją lepsze formy zabiegania o popularność".
I to prawda. Trudno zarzucać gwiazdom czy celebrytom, którzy pytani o swoją wiarę odpowiadają, że jest dla nich ważna, że chcą w ten sposób wzbudzić zainteresowanie czy wywołać sensacje tym, że wierzą. Że Bóg jest najważniejszy w ich życiu. Niektórych ta otwartość dziwi. "Na Jasnej Górze dawałem świadectwo" – mówi Musiał. Naprawdę? – pyta prowadząca wywiad. "Właśnie dlatego, że wszyscy się dziwią, nie chcę o tym mówić".
Jeśli ktoś jest wierzący, to nie będzie się ukrywał
Publicysta Szymon Hołownia ze stacja7.pl uważa, że do wyznań na temat wiary osób z pierwszych stron gazet nie ma co dorabiać ideologii. – To jest tak naturalne, że nadmuchiwanie tego do rozmiarów mega zjawiska jest nienaturalne. Nie rozumiem, co miałoby tu być kosztem przyznania się do wiary. Koszty przyznania się do wiary ponoszą nasi bracia w Nigerii czy Arabii Saudyjskiej. Katolicy nie są dziś w Polsce prześladowani, podobnie zresztą jak ateiści, którzy jednak wyraźnie dają do zrozumienia, że chcieliby, żeby ktoś ich prześladował, ale chętnych nie widać – mówi dziennikarz i dodaje: Moim zdaniem snucie meta refleksji na ten temat nie ma większego sensu, jeśli ktoś jest wierzący, to jest to część jego życia i nie będzie się z nią ukrywał. U mnie sytuacja jest o tyle inna, że pracuję w tym temacie, piszę o religii.
Podobnego zdania jest dziennikarz TVP Krzysztof Ziemiec. – Nie chodzę po Marszałkowskiej i nie chwalę się tym, nie krzyczę, nie nawracam. Mówię o tym wtedy, kiedy ktoś mnie o to – jak teraz – zapyta. I wtedy przychodzi mi to bez problemu, no bo jak coś, co jest treścią, fundamentem i radością – może być trudne? – pyta retorycznie.
Nawrócenia i otwarte mówienie o własnej, nowo odkrytej jak i ugruntowanej wierze, jest nieodzowną częścią każdej religii. Dlaczego więc wyznania na temat Boga i religii urastają do rangi "coming outów"? – Generalnie za papieżem Benedyktem XVI można powiedzieć, że postęp spowodował wzrost wielu możliwości człowieka. Nauka jednak nie potrafi wypełnić całego życia człowieka. Przez nią nie wzrosła wielkość człowieka - ani jego moralność, ani jego człowieczeństwo. Człowiek zafascynowany nauką zapomniał o Bogu i dlatego niektórzy porównują takie nawrócenia do wielkich wydarzeń – wyjaśnia socjolog z KUL Jakub Koper, współpracownik "Teologii Politycznej".
Bohaterowie oblężonej twierdzy?
W ciągu ostatnich 20 lat o 33 proc. zmniejszyła się w Polsce liczba chrztów (z 596 tys. w 1991 roku do 384 w 2011 roku), komunii (z 610 tys. na początku lat 90. do około 400 tys. w pierwszym dziesięcioleciu XXI wieku, z tendencją spadkową) oraz liczba osób deklarujących się jako wierzące, wzrosła natomiast liczba osób deklarujących się jako praktykujące rzadko lub niepraktykujące – z 15 proc. do 25 proc. – wynika z opublikowanego właśnie przez GUS i Instytut Statystyki Kościoła Katolickiego raportu "Kościół Katolicki w Polsce 1991-2011". Okazuje się także, że mniej osób uczestniczy w nabożeństwach – w 2000 roku było to 47,5 proc, w 2012 – 40 proc. W 2012 roku Kościół po raz pierwszy podał liczbę apostazji w 2010 roku – było ich 459.
Kłopoty, z jakim boryka się Kościół, i skandale, w jakie jest uwikłany – nieprzejrzyste finanse Banku Watykańskiego, afera VatiLeaks, skala zjawiska pedofilii – sprawiają, że wiele osób po prostu się od Kościoła, stawiającego się w roli "oblężonej twierdzy", odwraca. Efekt papieża Franciszka – papieża ubogich, przyjaznego, otwartego duszpasterza, który ostentacyjnie zanegował te zachowania kleru, które budziły niesmak wiernych – mógł wywołać, zdaniem Szymona Hołowni, modę na wiarę.
– Być może fakt, że coraz więcej osób otwarcie mówi o wierze, można łączyć z efektem papieża Franciszka – może ośmielił ludzi do mówienia o wierze; ludziom jest łatwiej, bo wiara znów jest bardziej "cool", pytanie tylko, jak długo to potrwa – mówi publicysta dodając, że faktycznie pewna zmiana w sposobie, w jaki Polacy zaczynają mówić o religii, jest zauważalna. – To, że ludzie chętniej mówią o innych sferach życia, to nic nowego – w Polsce do niedawna wiarę przeżywało się albo masowo, w wielkiej grupie wiernych, albo zupełnie solo. Bardzo słabo zaznaczony był wymiar wyznawania wiary w malej grupie, w najbliższym otoczeniu; albo robiło się to na wielkich mszach, albo w domu. Gdy pytało się rodaka o duszę, odpowiadał, że to jego prywatna sprawa. Ta, jak nazwali ją socjologowie, prywatyzacja wiary teraz powoli zanika. Ludzie o wierze albo w ogóle nie mówią, bo już raczej nie wierzą, albo jak mówią, to głęboko – wyjaśnia.
Problem? Może z Kościołem, nie z wiarą
Dla niego sprawa wiary jest naturalna. Jest katolikiem, pisze o religii, nie ma w tym żadnej sensacji. – Zdarzały się docinki, ale nigdy nie czułem się prześladowany. Dziś, jeśli nawet koledzy z telewizji robią sobie żarty, to one są dobroduszne; śmiech śmiechem, ale później zwykle siadamy i zaczynamy poważną rozmowę. Ludzie, jeśli z czymś mają dziś problem, to bardziej z Kościołem, niż z wiarą. O wierze, o Bogu bardzo mało wiedzą, ale wciąż twierdzę, że bardzo chcą się dowiedzieć – mówi. Z dwóch redakcji tygodników jednak odszedł, bo, jak mówi, jego poglądy nie wpisywały się w redakcyjną linię poprawności politycznej.
– Dziś drwiny czy docinki się nie zdarzają, ale w okresie studiów czy liceum – tak. Dziś zdarza się to tylko czasem w wulgarnych mailach które czasem dostaję…ale to akurat dotyczy wszystkich dziennikarzy,tzn. takie złe maile – mówi Krzysztof Ziemiec. Zaznacza jednak, że zdarza się, iż przyznawanie się do wiary budzi zaskoczenie. – A może szerzej: przyznawanie się do normalności budzi zaskoczenie. Do tego, że ma się jakieś swoje zasady i to od dawna, a nie goni się za nowymi trendami i modami… Ale myślę, że w dzisiejszych okolicznościach i wielu miejscach czy grupach zawodowych, takie właśnie publiczne przyznanie się do wiary może być trudne – dodaje. Zaznacza, że on sam w pracy z podejrzliwością czy niechęcią z powodu swojej wiary się nie spotyka. – Może mam podobnych albo wyrozumiałych kolegów – konkluduje.
O wierze nie tak łatwo mówić
Dlaczego łatwiej przychodzi ludziom – znanym i nieznanym – mówienie o tym, co się dzieje w ich sypialniach, niż o wierze? Krzysztof Ziemiec nie ma wątpliwości. –To proste – bo to daje im popularność! Tak mówią najczęściej ci, którzy nie mogą się pochwalić czyś innym. Poza tym tak funkcjonują dziś media – chwytają to co krzykliwe i niby obrazoburcze , pomijając to co normalne…a dobro nie krzyczy tylko jest pokorne i ciche – mówi dziennikarza.
Faktycznie trudno zarzucić gwiazdom czy celebrytom, którzy otwarcie mówią o roli, jaką w ich życiu odgrywa Bóg, epatowanie wiarą. Zbigniew Boniek powiedział w książce "Boży doping" : "Zdaję sobie sprawę, że wielu ludzi może to ciekawić, ale nie potrafię się obnosić z tym, że wierzę w Boga. Po prostu, wierzę i koniec, kropka."
Podobnie postrzega swoją wiarę wiele osób, które jednak, pytane wprost przez dziennikarzy, nie widzą powodu, by się z Bogiem ukrywać. "Bóg jest najważniejszy w moim życiu. Jestem wierzący" – powiedział nastoletni piosenkarz Dawid Kwiatkowski w rozmowie z Hubertem Urbańskim na antenie RMF FM. Na pełne jadu komentarze nie trzeba było długo czekać: "Bóg jest najważniejszy... Chłopie, kto ci każe takie głupoty gadać?! Bo wiadomo, że robisz to pod publikę... Jak Britney Spears, że w wieku 20 lat jest ciągle dziewicą..." – napisał jeden z internautów; "Drugi Musiał, tylko jeszcze brzydszy" – napisał inny. Nie wiadomo tylko, czy odnosił się do deklarowanej przez młodych artystów wiary, czy do ich młodego wieku.
Absurdalne rozważanie
Czy zatem w sytuacji, gdy krytyka Kościoła jest często uzasadniona, przyznawanie się do wiary jest aktem odwagi? – Może tak być w przypadku osób nieszczególnie związanych z Kościołem. Bo ci, którzy są w Kościele i rzeczywiście go przeżywają, są w stanie sensownie zmierzyć się ze stawianymi Kościołowi zarzutami – gdzie trzeba przyznać, że popełniliśmy błąd, gdy pojawiają się absurdalne generalizacje – wskazać, jaka jest rzeczywiście skala zjawiska. Dla mnie zasadniczo absurdem jest rozważanie, czy mówienie o wierze jest odważne, czy nie – mówi Hołownia. – Pytanie jest inne: czy o wierze i Kościele jesteśmy w stanie mówić z sensem, czy nie. Jeśli coś wiemy i jesteśmy w stanie – niczego, nawet najbardziej zapiekłych krytyków i szyderców nie będziemy się bać. A jeśli nie wiemy i nie umiemy – to nie jest to problem nieprzyjaznego otoczenia czy naszego braku odwagi, a po prostu niedostatków wiedzy i nieumiejętności argumentacji.
Czy zatem jesteśmy świadkami rewolucji, bo kilka osób znanych z gazet czy telewizji głośno powiedziało, że wierzy? Nie. – Przypuszczam, że"Wprost" zrobił taką okładkę ze znanymi ludźmi, bo po prostu chciał zgrabnie połączyć fakt, że znane twarze zawsze lepiej sprzedają gazetę z potrzebą dania na Wielkanoc "czegoś o wierze", bo na Święta Wielkanocne musi przecież być coś o wierze – mówi Hołownia.
Czy znani, którzy mówią o swojej wierze, to dla Kościoła dobry PR, dzięki któremu zwiększy się liczba wiernych na mszach? Wątpliwe. – Podobne fenomeny występowały już w przeszłości. Muzycy rockowi jak Robert Friedrich, Tomasz Budzyński czy Darek Malejonek to od lat 90-tych to żywe ikony rocka w Polsce. Próbowano im przypiąć łatkę, że grają muzykę chrześcijańską, ale czy muzyka ma nuty chrześcijańskie i niechrześcijańskie? Albo riffy? Nie, natomiast treść może być taka. To było nośne w tamtym czasie i do około roku 2000 nieźle ta część sceny muzycznej w Polsce się rozwijała. Zrobili wiele dobrego dla Kościoła, ale to jest niemierzalne, czy przez nich ktoś zaczął chodzić na mszę świętą. Ktoś kiedyś powiedział, że muzyka może doprowadzić do Boga, ale nie może zbawić. Podobnie może być ze "znanymi ludźmi" – uważa Jakub Koper.