Sytuacja na Ukrainie zaostrza się, ale to nie przeszkadza niemieckiej drużynie, która odpowiedziała na zaproszenie Putina i udaje się na Kreml. - Jesteśmy ludźmi sportu, nie polityki – przekonuje szef rady nadzorczej Schalke 04 Clemens Tönnies. Pojawiają się głosy, że dobre relację z Moskwą mają związek z prywatnymi interesami szefa klubu.
Klub opowiedział na zaproszenie, które wyszło ze strony władz rosyjskich. W Gelsenkirchen cieszą się, że "Rosyjski prezydent interesuje się Schalke". Tönnies przekonuje, że sami piłkarze chętnie zobaczą Moskwę – informuje „Gazeta Wyborcza” za niemieckim dziennikiem „Handelsblatt”.
Drużyna piłkarska z Nadrenii Północnej-Westfalii, od lat jest sponsorowana przez rosyjski Gazprom. Schalke za promowanie logotypu państwowego potentata gazu z Rosji otrzymuje rocznie 17 mln euro. - Gazprom zachowywał się wobec nas wspaniale. Tych więzi nie wolno zrywać - mówi szef rady. Dodaje jednak, że sytuacja na Ukrainie nie jest im obojętna i Rosjanie nie mogą tam robić im się podoba.
Klub jednak nie zamierza zrywać współpracy z Gazpromem, podobnie jak nie zrobił tego po interwencji Moskwy w Gruzji. Decyzja władz klubu o przyjęciu zaproszenia ze strony Putina wywołała falę krytyki w Niemczech, gdzie kanclerz Angela Merkel ostro sprzeciwia się polityce Kremla wobec Ukrainy.
- Klub dał się zinstrumentalizować. Tönniesowi zabrakło wyczucia - mówi Peter Tauber, sekretarz generalny CDU. Pojawią się także przypuszczenia, że moskiewska wizyta może być związana z prywatnym biznesem, który prowadzi szef rady nadzorczej Schalke 04. Do Tönniesa należy największy w Europie koncern przetwórstwa mięs, który zamierza inwestować w Rosji. Sam zainteresowany stanowczo zaprzecza takim informacjom.