Paweł Piskorski zarzuca, że Kongres Liberalno-Demokratyczny, pierwsza partia Donalda Tuska, powstał za pieniądze niemieckiego CDU. – Mieliśmy bardzo luźne kontakty z ugrupowaniami liberalnymi. Na pewno to nie było CDU, z nim zaczęliśmy współpracę dopiero w 1992 roku – mówi w „Bez autoryzacji” Andrzej Halicki, dzisiaj poseł PO, ale w latach 90. rzecznik KLD.
Opis powstawania Kongresu Liberalno-Demokratycznego, przodka PO, nie wygląda dobrze: niemieckie marki od CDU, samochody od biznesmenów, pieniądze w reklamówkach. To, co opowiada Paweł Piskorski przypomina półświatek przestępczy, a nie politykę.
Opowieści Pawła Piskorskiego są mniej więcej tak wiarygodne jak jego wygrana w ruletkę. Wpisuje się w PiS-owski, macierewiczowski styl określania wszystkich albo złodziejami, albo zdrajcami. Naprawdę nie ma tutaj czego komentować. Paweł Piskorski kupił diagnozę Jacka Kurskiego, że „ciemny lud wszystko kupi” i w czasie kampanii próbuje o sobie przypomnieć.
W latach 90. Piskorski był ważnym człowiekiem, najpierw w Kongresie, później w Unii Wolności i miał dostęp do informacji dotyczących między innymi finansowania partii.
Nie do końca, bo do KLD wstąpił co prawda z impetem, w czasie kampanii w 1991 roku został sekretarzem generalnym partii, ale przyszedł tuż przed drugim zjazdem krajowym, kiedy przygotowywaliśmy się do kampanii w 1991 roku, chyba w kwietniu albo maju. Ale to nie były początki KLD, bo KLD powstało wcześniej.
To pan rekomendował przyjęcie Piskorskiego do Kongresu. To był błąd?
Nie, Piskorski był wtedy szefem Niezależnego Zrzeszenia Studentów, osobą, która działała publicznie. Został doradcą premiera Jana Krzysztofa Bieleckiego ds. polityki młodzieżowej, na skutek tej współpracy wstąpił do KLD, po wyborach w 1991 roku został posłem. Jego zaangażowanie było bardzo duże, ale teraz mówi o historiach, które nie mają związku z jego doświadczeniami w partii, których nie pamięta, bo nie może pamiętać – wtedy nie było go w KLD. To co mówi to insynuacje.
Skąd w takim razie Kongres miał środki na tworzenie struktur? Przecież wtedy nie było subwencji, tak jak dzisiaj.
Nawet w 1991 roku, o którym wspomina Piskorski, Kongres miał biuro w Alejach Jerozolimskich 53, już od początku roku. Od 1990 roku działaliśmy jako partia, a wcześniej, w 1988 r. zawiązała się konfederacja stowarzyszeń, które powstawały od 1986 r. Kongres powstał w oparciu o współpracę kilku środowisk społeczno-gospodarczych, między innymi Gdańskiego Stowarzyszenia Społeczno-Gospodarczego „Kongres Liberałów”, Warszawskiego Towarzystwa Gospodarczego i Krakowskiego Towarzystwa Przemysłowego.
A jeśli chodzi o relacje międzynarodowe, to najpierw mieliśmy bardzo luźne kontakty z ugrupowaniami liberalnymi. Na pewno to nie było CDU, z nim zaczęliśmy współpracę dopiero w 1992 roku. Wcześniej. chcieliśmy współpracować z liberałami, ale oni wtedy mieli za partnera komunistyczne Stronnictwo Demokratyczne.
Swoją drogą dzisiaj Pawłowi Piskorskiemu nie przeszkadza, że jest szefem ugrupowania, które było satelitą PZPR-u, tych wstrętnych komunistów, zdrajców i można by dalej wymieniać przymiotniki, którymi zwykle posługują się PiS i Macierewicz. Jeżeli Paweł Piskorski wchodzi w to na potrzeby kampanii wyborczej, to powinien zacząć od siebie.
W artykule tygodnika „Wprost” wymieniony jest tylko jeden kandydat PO w tych wyborach, czyli Janusz Lewandowski. To daje mu możliwość pozwania Piskorskiego w trybie wyborczym. Namawiałby go pan do tego?
Każdy powinien oceniać w swoim imieniu. Janusz Lewandowski był pierwszym przewodniczącym KLD, więc być może skorzysta z tego prawa.
W tym artykule przewija się nazwisko nieżyjącego już biznesmena Wiktora Kubiaka, według opisu Piskorskiego był sponsorem KLD. Jaka była jego rola?
Paweł Piskorski powołuje się na nieżyjące osoby – to kolejny trik, który obniża jego wiarygodność. Powtarzam jeszcze raz: mamy kampanię wyborczą i nie ulega wątpliwości, że marzeniem Piskorskiego jest doprowadzenie do głośnego procesu, by o sobie przypomnieć.
Mam jedną uwagę: to żałosne, że w czasie kampanii, w której powinniśmy mówić o celach i zadaniach w Europie, tym co dla nas naprawdę ważne, jedyną drogą do przebicia się w mediach jest oplucie kogoś albo zrobienie idiotycznego klipu, bo Piskorski i jego koledzy z Europy Plus-Twojego Ruchu – nawet tak poważni jak Ryszard Kalisz – próbowali tej metody. Nie było u nich klipu, który odnosiłby się do spraw europejskich, a to naprawdę ważne.
Nie dziwię się, że Polacy mają dzisiaj tak duży dystans do polityków, skoro oni sami deprecjonują dzisiaj swoją rolę i swoje zadania. To co robi Piskorski to nie jest droga do poważnej rozmowy.