– Grzybów nie ma! – wykrzyknęła triumfalnie pielęgniarka w prywatnym gabinecie ginekologicznym w centrum Warszawy do pacjentki na wózku inwalidzkim. Wzrok wszystkich przebywającym w pełnej poczekalni ludzi skierował się na kobietę, skuloną i wyraźnie zawstydzoną. Z raportu Grupy Edukatorów Seksualnych "Ponton" "Bezpieczny Fotel" wynika, że zbyt rzadko chodzimy do ginekologa, wizytę kojarząc z traumatycznymi doświadczeniami. Nie taki ten fotel bezpieczny.
– Pozytywne jest to, że jednak zdecydowana większość kobiet, bo ponad 70 proc., chodzi do ginekologa – mówi Patrycja Wonatowska z "Pontonu". I tu właściwie kończą się pozytywne wnioski z raportu "Bezpieczny Fotel". Dla większość kobiet wciąż wizyta u ginekologa to ostateczność, na którą decydują się, kiedy dzieje się coś złego albo chcą zacząć stosować antykoncepcję hormonalną. Dominuje wstyd, obawa i niechęć podszyta strachem. – To potwierdza, że wciąż za mało mówi się o tym, a żeby oswoić młode osoby, potrzebna jest rozmowa, oswojenie, wyrobienie nawyku regularności – mówi Wonatowska. W kraju, w którym zachorowalność na raka szyjki macicy jest o 15 proc. wyższa niż w pozostałych krajach UE, płynące z raportu wnioski są naprawdę alarmujące.
Przepraszam, po twarzy nie poznaję Efektywność cytologii zależy od jej skali, a wizyta w gabinecie ginekologicznym powinna mieć miejsce przynajmniej raz w roku – czytamy w raporcie. Kobiety wciąż jednak traktują wizytę jako zło konieczne. I choć dla wielu obawy z wizytą u ginekologa to przejaw "ciemnogrodu", to historie kobiet potwierdzają, że gabinet ginekologiczny, miejsce, gdzie dotyka się najbardziej intymnej strefy życia, to nie miejsce, które kojarzy się z komfortem i bezpieczeństwem.
– Wyniki raportu nastrajają optymistycznie o tyle, że większość młodych kobiet, które wzięły udział w ankiecie, regularnie chodzi do ginekologa – mówi Izabela Filc-Redlińska, redaktor naczelna sieci portali dla lekarzy specjalistów Openmedica.. – Zła wiadomość jest taka, że wciąż za dużo młodych dziewcząt – jak przystało na kraj rozwinięty – wstydzi się pójść na wizytę do ginekologa, a co gorsza, nie otrzymuje adekwatnej do swoich potrzeb opieki medycznej – dodaje.
– O, to pani jest moją pacjentką? Przepraszam, ja tak po twarzy to nie poznaję – rubasznie powitał Agnieszkę lekarz. – Nie wiem jak bardzo bycie lekarzem ginekologiem rzutuje na umysł, ale zauważyłam, że wszyscy ginekolodzy, których znam prywatnie, cierpią na zboczenie zawodowe. Po prostu uwielbiają o swojej profesji mówić przy kotlecie i herbacie, a najlepiej do śniadania – mówi. To od znanego jej lekarza pacjentki słyszą teksty w rodzaju: "Karolina, jesteś piękna ginekologicznie. Zdjęcie twojego parteru powinno wisieć na środku gabinetu".
– Dość późno zdecydowałam się na pierwszą wizytę u ginekologa, a kiedy już poszłam, mając 20 lat, pani doktor po zapoznaniu się z wynikami cytologii (II grupa), lekceważąco powiedziała, że to pewnie z brudu – wspomina Karolina wizytę sprzed 10 lat. – Poza tym przepisała mi tabletki, które akurat były wycofywane z rynku, a na moje pytania odpowiadała tonem protekcjonalno–prześmiewczym – dodaje.
Komfort? Nago i boso 25 proc. z ponad dwóch tysięcy kobiet, które wypełniły ankietę, traktuje wizytę jak zło konieczne. U 12 proc. budzi ona wstyd, a aż 16 proc. jej unika. " Dbanie o własne zdrowie nie powinno wywoływać skrępowania i trzeba stworzyć pacjentkom dogodne warunki. Niedopuszczalne jest, by nie czuły się one bezpiecznie i komfortowo podczas wizyty" – czytamy w raporcie.
A jednak takie właśnie odczucia dominują wówczas, kiedy do wizyty już dojdzie. – Od czasu pierwszej wizyty u ginekologa ponad dekadę temu do niedawna zadzwonienie do przychodni i umówienie się na wizytę wiązało się z ogromnym stresem – mówi Olga. – Wiedziałam, że powinno się chodzić do jednego lekarza, który będzie znał mnie i moją historię, ale wiele razy zmieniałam kliniki. Jeden, bardzo szanowany lekarz, traktował mnie jak napaloną małolatę, kiedy chciałam receptę na tabletki. Przekonywał mnie z wyżyn swojej wiedzy do kalendarzyka. U innego w gabinecie trzeba było drogę zza parawanu na fotel przebyć nago od pasa w dół, bo nie było jednorazowych ubrań. Na bosaka, bo kapci też nie było – dodaje.
Takie historie ma nieomal każda kobieta. "Co się pani boi, ktoś panią zgwałcił?"; "Lekarz zalecił, żebym przed następną wizytą napiła się alkoholu, to będę bardziej rozluźniona"; "Czułam się jak natręt", "Pani powiedziała, żebym nie histeryzowała, bo miesiączki tylko trochę bolą i teraz mi nie pomoże, ale mogę do niej przyjść prywatnie, to wtedy coś poradzimy" – mówiły kobiety pytane o powody, dla których niechętnie decydują się na wizyty u ginekologa.
Ginekolog dr n.med. Witold Rogiewicz uważa, że rozwiązaniem może być zabieranie przez pacjentki swoich córek na wizyty. – Ja zachęcam matki, żeby zabierały swoje małe córki na wizyty, jeśli ta dziewczynka widzi, że matka bywa u takiego lekarza, nie krzyczy z bólu i nie leje się krew, to kiedy przyjdzie czas na jej wizytę, nie będzie się stresować. Wiadomo jednak, że część lekarzy nie jest na to gotowa, bo seks jest tematem tabu. Niektórzy lekarze wciąż alergicznie reagują na męża pacjentki w gabinecie – wyjaśnia lekarz.
Fotel na wysokościach – Raport powstał, ponieważ chcieliśmy poznać faktyczne opinie, jak to wszystko wygląda. Wiele młodych osób pisało na naszym forum i dzwoniło na wakacyjny telefon zaufania z pytaniami, jak wygląda wizyta u ginekologa, czy rzeczywiście jest tak, że nie można pójść do ginekologa bez opiekuna w przypadku osób poniżej 18. roku życia. Rozmowy indywidualne potwierdzały, że w gabinetach lekarskich dochodzi do dyskryminacji – nasilają się zachowania dyskryminacyjne w stosunku do osób nieheteroseksualnych czy niepełnosprawnych, nie szanuje się intymności życia seksualnego. W przypadku niepełnosprawnych kobiet przejawem dyskryminacji jest choćby sama dostępność opieki i jej standard, lekarze niejednokrotnie nawet nie pomagają takiej pacjentce w wejściu na fotel, a same pomieszczenia i fotele są niedostosowane – mówi Wonatowska.
Faktem jest, że w wielu gabinetach brakuje udogodnień dla niepełnosprawnych oraz odpowiednich narzędzi. Zaledwie 37 proc. kobiet spotkało się w gabinecie z możliwością obniżenia fotela. Osoby nieheteroseksulane są krytykowane za swój styl życia i orientację seksualną – "Lekarz był niedelikatny, odnosił się wrogo do mojej orientacji seksualnej i stylu życia"; Pytanie: „czy jest pani dziewicą?”. Odpowiedź: „Nie. Jestem lesbijką”. Pytanie: „aha, to tylko tak po wierzchu?”.
"Nie ma czasu na pierdoły" Te, które zwracają się do lekarza z prośbą o wypisanie recepty na środki antykoncepcyjne, często odsyłane z kwitkiem. Taka sytuacja dotyczy prawie 10 proc. kobiet. "Lekarz nie miał czasu na pierdoły", a "lekarka zasłaniała się klauzulą sumienia mówiąc, że światopogląd nie pozwolił jej wypisać recepty przy moim stanie zdrowia", "Odmówiono przepisania recepty na antykoncepcję awaryjną, argumentując to tym, że 'trzeba było myśleć wcześniej', a "od spirali może się pani rozerwać macica" – to tylko niektóre przykłady komentarzy, jakimi raczone są pacjentki.
"Ponton" stara się naświetlić sytuację, jednak edukatorzy podkreślają, że zmiany muszą wyjść od Polskiego Towarzystwa Ginekologicznego oraz Ministerstwa Zdrowia. – Przede wszystkim chcielibyśmy nawiązać porozumienie z ministerstwem zdrowia, te postulaty kierujemy do nich i PTG, dobrze byłoby w programie nauczania przyszłych lekarzy zawrzeć edukację dotyczącą relacji pacjent – lekarz – mówi Wonatowska.
Dr Witold Rogiewicz uważa, że szkolenie z podejścia do pacjenta powinno być elementem edukacji na uniwersytetach medycznych. – Nas nikt nie uczy czegoś takiego jak savoir vivre w stosunku do pacjenta. Wszystko zależy od kultury osobistej lekarza, a trzeba pamiętać, że wśród lekarzy jest tyle samo kretynów, co wśród szewców czy przedstawicieli jakiejkolwiek innej grupy zawodowej. To, że ktoś jest lekarzem, nie oznacza, że jest dobrym człowiekiem – mówi dr n.med. Rogiewicz.
W szczególnej sytuacji są młode dziewczyny, które – z różnych powodów – chcą umówić się na pierwszą wizytę u ginekologa. Z raportu "Pontonu" wynika, że dla wielu młodych ludzi rozmowa z rodzicami o planowanej wizycie jest bardzo krępująca, dlatego chcą iść do lekarza samodzielnie. Jednak osoby poniżej 18 roku życia, nie mając wsparcia rodzica czy opiekuna, nie mogą w pełni korzystać z opieki ginekologicznej – do 16 roku życia pacjentka nie ma prawa do samodzielnego leczenia, co wynika z "Ustawy o zawodzie lekarza i lekarza dentysty".
–Czytając cytaty respondentek miałam wrażenie, jakbym cofnęła się 20 lat wstecz. Wtedy to jako nastolatka próbowałam dostać się do ginekologa. Działo się to w mieście wojewódzkim na wschodzie Polski. Po pierwszej wizycie płakałam, tak bardzo czułam się upokorzona. Może dlatego, że byłam kompletnie nieprzygotowana do tego, co mnie spotkało – wizyta odbyła się w tajemnicy przed mamą, w szkole nie było pogadanek o seksie, a dr Google jeszcze nie istniał. Przykre, że mimo upływu 20 lat podobne historie wciąż się zdarzają i to nierzadko – mówi Filc-Redlińska.
Luka w prawie "Dochodzi do kolizji prawnej" – czytamy w raporcie, bo 15-latka może, w świetle prawa, uprawiać seks, nie może jednak w razie potrzeby skorzystać samodzielnie z opieki lekarza specjalisty. W dodatku lekarzy bywają bardzo niedelikatni – traktują młode pacjentki jak dzieci, nie szanując ich prywatności, albo są bardzo obcesowi. "No to gacie w dół i jedziemy" – usłyszała 18-letnia Klaudia podczas pierwszej wizyty. Jedna z dziewcząt usłyszała zaś, że on chciałby "żeby wszystkie jego pacjentki były takie". W domyśle – takie młode. Nie chodziło jednak o promowanie regularnego korzystania z wizyt w gabinetach ginekologicznych, ale o walory estetyczne tej młodej dziewczyny. Efekt – na następną wizytę umówiła się trzy lata później, bojąc się, że znowu zostanie tak potraktowana.
Bywa, że obcesowe żarty lekarzy to próba rozładowania napięcia. Tyle tylko, że często nie trafione. – Bywa, że żart jest próbą rozładowania atmosfery. Ja też często żartuję z pacjentami, ale to wszystko kwestia wyczucia. Sposobów rozmowy z pacjentem jest dużo, można sobie pozwolić na różne żarty, jeśli one są akceptowane przez pacjentów– mówi dr Rogiewicz.
Starsze pacjentki, czyli te po 20. roku życia, regularnie słyszą, że starość nadchodzi i pora na dziecko. Lekarze często nie przyjmują do wiadomości, że niektóre kobiety nie zamierzają decydować się na dziecko. "Chciałabym, żeby moja lekarka nie pytała mnie za każdym razem, kiedy planuję dziecko, skoro mówiłam jej kilka razy, że nie planuję w ogóle" – napisała w ankiecie jedna z kobiet.
Jaki powinien być więc ginekolog? Ludzki, cierpliwy. Taki, który nie przekracza granic intymności i nie otwiera drzwi do gabinetu w momencie, kiedy pacjentki nie są w pełni ubrane. Otwarty i nie oceniający życiowych wyborów pacjentek. Delikatny i taki, który tłumaczy wyniki badań. Nie krzyczy. "Przecież oni po to są. Sami wybrali taki zawód" – napisała jedna z kobiet w ankiecie.