
Chińczycy właśnie wygrali przetarg na elektryczny autobus dla Warszawy. Ich polski konkurent – Solaris – jest oburzony: – To działanie na niekorzyść polskich podatników oraz polskiej gospodarki – irytują się władze spółki. – Za bardzo otworzyliśmy się dla zagranicy – dodają eksperci. Czy czas na więcej protekcjonizmu w polskiej gospodarce?
(...) MZA Warszawa ogłosiła przetarg na dostawę autobusów elektrycznych, w którym głównym kryterium była niska cena, stanowiąca aż 90 proc. przyznawanych punktów. Takie warunki przetargu preferują produkty tanie, o niskiej jakości. CZYTAJ WIĘCEJ
“Polski producent uważa, iż jest to działanie na niekorzyść polskich podatników oraz polskiej gospodarki, a w szczególności na niekorzyść mieszkańców Warszawy” – piszą władze spółki w cytowanym przez “Dziennik Gazetę Prawną” oświadczeniu. I zapowiadają, że będą się odwoływać od wyników przetargu, by na jesieni to ich elektryczne autobusy jeździły po Warszawie.
– Jesteśmy naiwni gospodarczo jak małe dzieci i nie dbamy o swoje interesy. Będziemy mieli w Polsce włoskie Pendolino, ale widzieli państwo, aby ktoś z władz walczył, żeby w tych pociągach były jakieś polskie elementy? Wydajemy 2,7 mld zł i jest nam to obojętne! – bulwersował się przed rokiem właściciel poznańskiej Pesy Tomasz Zaboklicki na łamach “GW”.
– Preferowanie polskich firm względem ich europejskich konkurentów jest niemożliwe, bo funkcjonujemy na wspólnym, unijnym rynku – tłumaczy jednak Adrian Furgalski z Zespołu Doradców Gospodarczych TOR, bloger naTemat. Zresztą Furgalski przyznaje, że także budowanie murów dla konkurentów spoza Unii Europejskiej nie jest najlepszym rozwiązaniem, bo może doprowadzić do retorsji, które uderzą w nasz biznes za granicą.
Zamiast się obrażać i blokować innych, dbajmy o to, by nasze firmy skutecznie działały na zagranicznych rynkach. Zresztą to się już dziś udaje: przecież także Pesa i Solaris wygrywają walkę konkurencyjną na Zachodzie.
Furgalski ma rację: Pesa realizuje ogromny kontrakt dla Deutsche Bahn, a Solaris chwali się, że ma dziesięcioprocentowy udział w niemieckim rynku autobusów. Może więc ich narzekania na to, że nie daje się im szans na kontrakty w Polsce, są tylko dowodem hipokryzji? Bo przecież w Niemczech występują w roli analogicznej do Chińczyków, “podbierających“ kontrakty tutejszym firmom oferując niższe ceny. Nota bene, dokładnie ten fakt wypomniał Solarisowi prezes firmy reprezentującej w Polsce chińskiego producenta autobusów:
Gratulujemy Wam zwycięstw w licznych przetargach, w tym jednym z ostatnich na dostarczenie 85 pojazdów do Mediolanu. Mamy nadzieję, że i Wy zdołacie wznieść się ponad swoje słabości i pogratulujecie nam jako zwycięzcom przetargu na dostarczenie autobusów elektrycznych dla Warszawy. CZYTAJ WIĘCEJ
Ale sprawa nie jest wcale taka prosta: bo dlaczego nie mielibyśmy wspierać naszych firm za granicą, a jednocześnie dbać o to, żeby zagraniczne koncerny nie miały tak łatwo bijąc się o kontrakty w Polsce? – Wiele krajów robi to mądrzej od nas i skutecznie broni swoich firm – zauważa Furgalski. Przekonali się zresztą na własnej skórze liczni polscy przedsiębiorcy, próbujący swoich sił na europejskich rynkach.
– Od trzech lat próbuję dostarczyć urządzenia kolejowe z fabryk w Polsce na rynek niemiecki. Certyfikat z tamtejszego urzędu transportu kolejowego otrzymaliśmy w ciągu 30 dni. Ale na notyfikację z Deutsche Bahn nie doczekaliśmy się do dziś, bo niemiecki inwestor chroni swoich dostawców – mówił “DGP” Marek Nowakowski z zarządu firmy TrackTec.
Przedsiębiorcy z branży drogowej podkreślają, że we Francji, w Niemczech i Hiszpanii spółki spoza tych krajów nie mają szans na kluczowe kontrakty autostradowe. Dzięki preferencjom dla rodzimych wykonawców w Hiszpanii wyrośli tacy giganci jak Ferrovial czy Acciona, którzy dziś realizują kontrakty np. w Arabii Saudyjskiej. CZYTAJ WIĘCEJ
Dlaczego nie mielibyśmy pójść tą drogą? Zdaniem Łukasza Bernatowicza absolutnym priorytetem powinna być jednak najpierw taka reforma prawa o zamówieniach publicznych, która obali rządzący w tej sferze dyktat niskiej ceny.
Tak ogromna rola ceny jest nieporozumieniem. W 9 na 10 przypadków przetargów to ona decyduje o tym, kto wygra przetarg. Także w projektach infrastrukturalnych. Nie liczy się jakość, lepsze warunki gwarancji, czas wykonania. Jeśli się to nie zmieni, będziemy mieli więcej problemów.
Właśnie ten stan rzeczy sprawia, że często zwyciężają nierealnie niskie oferty takich firm jak chiński Covec. – Niech cena decyduje na ostatnim etapie, poprzedzonym selekcją firm w oparciu o inne kryteria. Ponieważ u nas tych kryteriów się niemal nie stosuje, do przetargów na autostrady w Polsce startuje kilkadziesiąt firm, podczas gdy w Niemczech – dosłownie kilka – zauważa Bernatowicz.
Ale kwestia kryterium ceny to tylko jeden z aspektów całego problemu. Adrian Furgalski zwraca uwagę, że skuteczna “osłona” polskich gospodarczych interesów przy okazji dużych przetargów to przede wszystkim kwestia woli politycznej. – Nie wszystko da się zapisać w specyfikacji przetargu – przyznaje Furgalski, dając jednak do zrozumienia, że nawet w przypadku zwycięstwa zagranicznego konkurenta można zadbać o to, by na kontrakcie zarobił też polski biznes.


