Wietnam. Tutaj można, i wypada jeść z wózków i budek rozstawionych przy ulicy, warto wypić świeże piwko na chodniku i zagadać do przyjaźnie wyglądających mieszkańców. Czasem będzie łatwiej dogadać się po rosyjsku, niż po angielsku, ale istnieje duże prawdopodobieństwo, że pomogą nam oni trafić w najbardziej autentyczne i ciekawe miejsca, o których nie ma mowy w przewodnikach.
Z chłopakami z NasiGoreng.pl, rozmawialiśmy już wczoraj. Opowiedzieli mi o tym, co najbardziej spodobało im się w Wietnamie i zainspirowali do zainteresowania się tym krajem. Dzisiaj poprosiłam ich o udzielenie kilku praktycznych rad i wskazówek, wszystkim tym, którzy tak jak ja, mają w planach wycieczkę do Wietnamu.
Czym najlepiej poruszać się po Wietnamie?
Tak jak w całej Azji Południowo-Wschodniej podstawowym środkiem transportu w Wietnamie są autobusy, często nocne, tzw. Sleepery. Do wyboru z reguły mamy różne standardy, ale warto pamiętać, że czasem nazwa „VIP” jest używana trochę na wyrost. No ale w końcu do Wietnamu nikt nie jeździ, żeby podróżować komfortowo niczym we francuskim TGV.
Na początku kupowaliśmy bilety w łatwych do znalezienia agencjach turystycznych, więc oczywiście lądowaliśmy z innymi zachodnimi turystami w autobusach… turystycznych. Szybko jednak przestawiliśmy się na tańsze i dużo ciekawsze autobusy lokalne, które może są trochę trudniejsze do złapania, ale to w nich nawiązywaliśmy najciekawsze kontakty z Wietnamczykami, które z uśmiechem wspominamy do dziś.
Wielu turystów wypożycza też skutery, co nie jest złym rozwiązaniem, jeśli ktoś umie i nie boi się odnaleźć się w szalonym azjatyckim ruchu ulicznym. Spotkany Wietnamczyk zapewnił nas, że na ulicach obowiązuje jedna zasada – prawo większego (czyli większy ma zawsze pierwszeństwo).
Trzeba też pamiętać o obowiązkowym kasku. Na trasie Południe-Północ polecany jest też pociąg. Choć są trochę wolniejsze niż autobusy (i nieznacznie droższe), to jest to jedna z niewielu opcji na podróż pociągiem w Azji Południowo-Wschodniej.
Czy turyści o wrażliwych żołądkach mogą próbować tutejszego street foodu?
Zdecydowanie tak. Na początku bardzo obawialiśmy się jedzenia „z ulicy”, więc wybieraliśmy tylko restauracje z prawdziwego zdarzenia. Niemniej dopiero gdy przestawiliśmy się na street food (który jest swoją drogą tańszy), zaczęliśmy poznawać prawdziwy Wietnam.
Udało nam się spróbować prawdziwych rarytasów i poznać ciekawych ludzi. Nigdy po wietnamskim street foodzie się nie rozchorowaliśmy. Ale jeśli już mowa o wrażliwych żołądkach, to większym problemem są… Wietnamczycy wymiotujący w autobusach. Niestety w każdym autobusie trafia się przynajmniej jeden Wietnamczyk, który najwyraźniej zapomniał… zażyć „aviomarin”. Gdy siedzimy od niego z daleka, to możemy mu tylko współczuć, gdy siedzi obok nas, współczuć możemy dodatkowo także sobie…
Może bezpieczniej będzie to wszystko popić jakimś odkażającym alkoholem? Jest tutaj coś ciekawego, ale może trochę mniej hardcore'owego niż żmijówka?
Zdecydowanie scena alkoholowa w Wietnamie jest bardzo ciekawa. A najciekawsze na tej scenie dla nas okazało się piwo. Do wyboru wyborne lagery i pilsnery „Sajgon”, „Tiger”, „Hanoi”. A każda butelka za równowartość dwóch-trzech złotych (i to w restauracjach!) sprawiała, że wyborne stawały się jeszcze bardziej wyborne. Dla nas hitem było tzw. świeże piwo z kija pite na maleńkich taboretach na każdym rogu w Ho Chi Minh za równowartość… kilkudziesięciu groszy.
Czy wegetarianie będą mieli problem?
Będą mieli problem, taki sam z resztą jak mięsożercy - z wyborem! Kuchnia wietnamska obfituje w ciekawe wegetariańskie smaki, większość klasycznych wietnamskich dań ma swoje wegetariańskie wersje, a dostępne wszędzie świeże (czyli niesmażone) warzywne sajgonki to świetny wegetariański, a nawet wegański przysmak.
Wietnam znany jest także jako raj dla wielbicieli owoców. Poza tymi spotykanymi w polskich supermarketach można spróbować wielu nieznanych smaków. Najlepiej na targu wskazać palcem na te nieznane owoce, poprosić panią żeby nam pokazała, jak to się je i kupować (oczywiście za grosze). My tak poznaliśmy takie owoce jak mangotiny, rambutany, czy duriany. Polecamy szczególnie te pierwsze.
Jak dogadać się w sklepach? Podobno mało kto mówi tutaj po angielsku. A więc należy opanować podstawowy wietnamski?
W turystycznych miejscach dobrze znać parę słów… po rosyjsku. Szczególnie na wybrzeżu wiele miejscowości przeżywa zalew turystów z Rosji, do czego wietnamscy restauratorzy i sklepikarze szybko się przystosowali – banery reklamowe i karty dań pisane cyrylicą są w takich miejscach powszechne, a zewsząd słychać swojskie „zachaditie pażałsta”.
A tak na poważnie to wcale nie jest tak źle ze znajomością angielskiego, zwłaszcza wśród młodych Wietnamczyków. A jak się nie da, to zawsze pozostaje język ciała i mimika twarzy. W sklepach i na targowiskach udało nam się z sukcesem zakończyć wiele transakcji, używając jedynie rąk i podsuwanego przez sprzedawcę kalkulatora z propozycją ceny.
Natomiast znajomość kilku podstawowych słów w lokalnym języku, zawsze się przydaje. Czasem wystarczy przywitać się, podziękować albo pochwalić potrawę po wietnamsku, żeby całkowicie zmienić nastawienie zdystansowanych początkowo Wietnamczyków.
Jak sprytnie zaplanować sobie trasę zwiedzania? Czy być może lepiej nie planować i dać się ponieść?
Planować czy nie planować? Z tym pytaniem mierzymy się od początku naszej podróży. Z jednej strony chcemy, żeby było spontanicznie i bez ograniczeń, z drugiej strony bez dobrego researchu nie da się podróżować tanio i bez niepotrzebnego tracenia czasu. Tym bardziej w tak dużym i różnorodnym kraju jakim jest Wietnam.
Dlatego przed odwiedzeniem danego kraju ustalamy mniej więcej, jakie miejsca chcemy zobaczyć. A potem życie i tak toczy się swoim torem – spotykamy ciekawych ludzi, którzy zachęcają nas do odwiedzenia miejsc, o których wcześniej nie wiedzieliśmy albo czujemy się gdzieś na tyle dobrze, że zostajemy znacznie dłużej niż przewidywaliśmy. Czyli dobrze jest mieć plan, ale zdecydowanie nie ma co trzymać się go kurczowo.
Na Sri Lance można za około 15 dolarów wynająć sobie samochód z kierowcą, który będzie nie tylko zapewniał transport, ale także doradzi najpiękniejsze miejsca. Jest tutaj jakaś podobna "instytucja", dzięki której można poznać kraj troszkę jakby "od środka"?
W naszym przypadku świetnie sprawdza się couchsurfing. I to nie jako sposób na darmowe noclegi, bo w Wietnamie z tanimi noclegami na bardzo przyzwoitym poziomie nie ma żadnego problemu, ale właśnie jako klucz do głębszego poznania danego kraju.
Wystarczy umówić się na kawę, piwo albo obiad, żeby dowiedzieć się rzeczy, o których na pewno nie piszą w przewodnikach. Podobnie w Wietnamie. Nigdy nie dowiedzielibyśmy się np. gdzie w mieście Dalat zjeść najlepszą zupę pho, kupić najsłodsze truskawki, obejrzeć najciekawszą panoramę miasta, gdyby nie spotkani dzięki couchsurfingowi przyjaciele.
Poza tym, takie spotkania są naprawdę przyjemne, Wietnamczycy potrzebują co prawda kilku chwil (albo piw), żeby się bardziej otworzyć, ale gdy już to uczynią, można usłyszeć wiele ciekawych historii, poznać ich problemy i marzenia.
Kiedy najlepiej odwiedzić Wietnam?
Dużo zależy od tego, którą część Wietnamu chcemy odwiedzić. Biorąc pod uwagę rozległość kraju tego samego dnia na południu może być trzydzieści kilka stopni, a wyżej położonych rejonach północnego Wietnamu może nawet padać śnieg.
Niektórzy twierdzą, że najlepszy okres na wakacje w Wietnamie to miesiące od listopada do marca, ze względu na największe szanse słonecznej pogody. Reguły nie ma – my będąc w styczniu przez wiele dni mokliśmy, marząc o bezchmurnym niebie. Nawet zła pogoda nie jest w stanie zepsuć pobytu w Wietnamie – przy dobrym nastawieniu można się nim cieszyć także w trakcie deszczu.
Z Warszawy do Hanoi polecimy, na przykład we wrześniu, za około 2400 zł.
Piotr Mikulski i Paweł Młyński, podróżują razem i prowadzą "coś na kształt bloga z podróży": O tym jak uciec Rosjanom w Wietnamie, a agencjom (także towarzyskim) w Laosie, o tym jak zwiedzać Angkor Wat w Kambodży, jak zgubić i odnaleźć plecak w Tajlandii, o szukaniu perełek w Myanmarze, o tym kiedy nie jechać do Kaszmiru, o jedzeniu, o jedzeniu i o jedzeniu oraz o dojrzewaniu w podróży po Azji i mamy nadzieję, że jeszcze dalej