Znowu się spóźnił, pomylił adres dostawy, a my znowu się oburzamy. W końcu mamy na co – paczka nie dotarła na czas. Tak praca kuriera wygląda ze strony klientów. Postanowiłem sprawdzić to z drugiej strony, na jeden dzień wcielić się w kuriera i poznać tajniki tego – często znienawidzonego – zawodu.
Umawiam się z kurierem o 7:20 rano pod bazą firmy, w której pracuje. – Tak będzie najlepiej. Sami zjeżdżamy na magazyny o szóstej. Wraz z magazynierami każdy zabiera przesyłki, które musi dostarczyć na swoją strefę, następnie planuje podróż – opowiada mi Tomasz, z którym spędzę dzień z życia podczas pracy kuriera. Na jego wyraźną prośbę nie ujawniamy, o jaką firmę chodzi.
Mija 7:30, powinniśmy być w trasie, ale jeszcze nie wyjechaliśmy. Okazuje się, że gdzieś zaginęła jedna paczka. Według systemu powinna być w magazynie. Niestety, dopóki się nie znajdzie, żaden kurier nie tylko nie może wyjechać, ale nawet nie może załadować przesyłek, które musi dostarczyć. – To taka korporacyjna zasada – tłumaczy mi kurier. – Chodzi o to, żeby magazynier nie mógł na kierowcę zwalić, że on ukradł towar i vice versa. Dzięki temu jest jakaś tam kontrola. Oczywiście jest to denerwujące, bo tracimy cenny czas, ale trzeba być wyrozumiałym dla tego systemu – opowiada Tomasz.
Wreszcie odjeżdżamy
Mija ósma. Wciąż trwają poszukiwania przesyłki. W końcu kierownik podejmuje decyzję, że nie można tak w nieskończoność czekać. Kierowcy mogą pojechać w trasę. Tomasz przyciąga w kierunku naszego vana wózek z przesyłkami. – Już wcześniej, koło szóstej, ułożyłem sobie trasę, wiem mniej więcej jak mam pojechać. Teraz trzeba tylko odpowiednio ustawić paczki na pace – mówi.
Zaczynamy wszystko układać. Najdalszy kurs jest do Grodziska Mazowieckiego, poza tym trzeba obskoczyć kilka dzielnic Warszawy. Będzie sporo jeżdżenia.
Kurier tłumaczy mi, że zazwyczaj kończy między 16 a 17. Jednak w związku z tym, że Poczta Polska przekazała jego firmie część przesyłek, których sama nie jest w stanie dostarczyć, dzień pracy się wydłuży. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że ponad 20 paczek pocztowych nie jest posortowanych, więc kurier musi wszystkie ręcznie wpisać do systemu.
Pani nie ma jak zapłacić
– Dzień dobry, tu kurier, mam dla pani przesyłkę. Czy mogę podjechać? Ok, to będę za jakieś 10 minut. Nie mam drobnych, a przesyłka pobraniowa, więc prośba jest, by pani przygotowała dokładną sumę, bo nie mam z czego wydać – mówi Tomasz. Dojeżdżamy na miejsce, wjeżdżamy na górę. Pani wyciąga 100 złotych. – Nie mam jak pani wydać, dlatego wcześniej panią uprzedziłem. Są trzy opcje, albo pani gdzieś rozmienia, albo przyjeżdżam później, albo przekładamy dostawę na inny dzień – proponuje kurier.
Kobieta zjeżdża z nami windą i szybko znika gdzieś pośród osiedlowych sklepów. Nie ma jej ponad 10 minut, a czas nagli. W końcu się pojawia z rozmienioną "stówką", można jechać dalej. – No niestety dzisiaj sporo tych pobrań mam. Będzie tego jakieś 7-8 tysięcy złotych – opowiada kurier. Tymczasem sama miesięczna pensja Tomasza wynosi około 3 tysięcy złotych. I to wliczając bonusy.
– Byli tacy, którzy kombinowali, ale ich już nie ma – mówi. – Kilku gości na magazynie kradło paczki i zwalali to na kierowców. Dlatego mamy ten system wyjazdów. No ale najlepszy był taki gostek, co pojeździł tydzień, dwa i trafiła mu się dostawa laptopów. Dogadał się ze złodziejami, że na parkingu w centrum handlowym zostawi otwarty samochód i zniknie dostarczyć komuś przesyłkę. W tym czasie złodzieje weszli do wozu, zabrali 4 laptopy za kilka tysięcy sztuka i zniknęli. Jednak całą akcję nagrały kamery, więc łatwo było mu udowodnić, że działał w zmowie z szajką – opowiada kierowca.
Pytam, czy dostaje napiwki. Zaprzecza – nie ta branża. – Zdarza się, że klienci chcą bym napił się kawy, odpoczął chwilę. Chętnie bym skorzystał, ale czasu na to nie ma – mówi Tomasz.
Dojeżdżamy do kolejnego punktu, biurowca na alejach Jerozolimskich. To jeden ze stałych punktów dostaw. – Oficjalnie biuro otwiera się o 9, ale już koło ósmej kręcą się tu ludzie. Jeśli przesyłka jest do firmy, to mogę ją przekazać każdemu pracownikowi.
Mój rozmówca wyjaśnia, że niemili klienci to rzadkość. To dlatego, że większość z nich stale korzysta z usług kurierów. – Na początku były problemy z pewnymi recepcjonistkami. Wydawało im się, że są najważniejsze. Czepiały się różnych rzeczy, od godziny dostarczenia, do tego, że trzeba co do grosza zapłacić. Wszystko robiły po to, by pokazać swoją wyższość. Teraz to raczej rzadkość – opowiada Tomasz.
W jednej z firm widzę dokładnie, o co mu chodzi. Dostarczamy duże komputery. Wnosimy je i stawiamy za recepcją. Kurier już chce odebrać pokwitowanie, jednak recepcjonistka zamiast podbić papier i podpisać, każe mu się ustawić się z powrotem przed recepcyjną ladą . – Niech pan szanuje tutejsze zasady – mówi. Ledwo powstrzymuję się od śmiechu z powodu korporacyjnej biurokracji tej pani.
Trochę się gubimy
Jedziemy z paczkami od osiedla do osiedla. Czasami jest problem ze znalezieniem adresu. Niestety to nie jest nasz dzień. Ciągle gdzieś musimy czekać. Jest godz. 10, a ledwie dostarczyliśmy osiem paczek. Tomasz mówi, że normalnie o tej porze już miałby z głowy dwa razy tyle.
Udało nam się dostarczyć wszystkie przesyłki, poza tymi od Poczty Polskiej. Jest 12:30. Niestety dzwonią z centrali i musimy zebrać kilka przesyłek i zjechać do bazy. Wcale nie będzie tak sielankowo. By zaoszczędzić na czasie wbijam do systemu nazwiska wszystkich osób, które pokwitowały odbiór przesyłki i skanuję wszystkie pobrania. Muszę zdążyć przed trzynastą. Inaczej osoby, które to wysłały nie dostaną wiadomości, że przesyłka została dostarczona na czas.
Jazda non-stop
Jeździmy bez przerwy. Zaczynam się robić głodny. Przerwa na szybkiego fast fooda? – Nie mamy w ogóle na to czasu. Tu trzeba gonić non-stop. Może koło bazy się zatrzymamy w piekarni, ale na szybko, bo naprawdę zegar tyka – mówi mój kompan.
Przez ten brak czasu Tomasz twierdzi, że znacznie schudł. - Prawie udało mi się oponę zgubić. To wszystko dlatego, że tu obowiązuje dieta „Ż-M”, czyli żryj mniej - wyjaśnia. W końcu zbliżamy się do bazy i zatrzymujemy się w sieciowej piekarni. Kurier kupuje paszteciki i drożdżówki. – Nie mam czasu nawet bawić się w robienie kanapek z produktów, które kupię w sklepie – twierdzi kurier. Rzeczywiście ciągle zasuwa.
– Widzę, że masz tu niezły sajgon, nieźle musisz się napocić – rzucam w kierunku Tomasza. Od razu odpowiada. – Mamy koszule na zmianę, więc jest spoko. Ale są u mnie w firmie osoby, które nie piorą koszul firmowych i polarów. Uwierz mi, już rano czuć od nich przykre zapachy, więc co dopiero można o nich powiedzieć, gdy jadą do klientów. Ratuje ich jedynie to, że niektórym wydaje się, że ten zapach jest wynikiem ich dzisiejszej pracy – tłumaczy Tomasz.
Praca się wydłuża
Bierzemy kolejne paczki. To oznacza, że jeszcze bardziej nam się wydłuży czas pracy. Na szczęście mamy taką strefę, w której nie musimy jeździć po zakorkowanych ulicach. – Ci, którzy jeżdżą po centrum mają najgorzej. Wszędzie tylko zakazy wjazdu i korki. Czasami muszą więc złamać prawo – mówi Tomasz. Zwracam mu uwagę, że on też często ignoruje przepisy. Parkuje gdzie popadnie, swobodnie podchodzi też do zakazów. – Mam do wyboru: albo dojechać o normalnej porze do domu, albo bawić się z tymi wszystkimi przepisami. I tak mój dzień pracy trwa 11 godzin, więc się nie dziw, że tak robię.
Zaczynam go rozumieć, zwłaszcza kiedy mija godz. 16, a z dwudziestu przesyłek od Poczty Polskiej dostarczyliśmy okrągłe zero. Do tego musimy je posortować i wbić kody do systemu. Dopiero wtedy będzie z górki. Jednak i tak trzeba wezwać posiłki. – Tu numer 176, pilnie potrzebuję wsparcia. Za nic nie zdążę z przesyłkami z poczty. Musicie dać mi do kogoś namiary, by tu przyjechał. Albo ekspresowy, albo dyżurny – mówi Tomasz. Podają mu z centrali numer kuriera, który może mu pomóc. Niestety nie ma go w systemie numerów, więc musimy podzwonić po innych kierowcach, by go namierzyć.
Tomaszowi w końcu udaje się ustalić z kolegą, gdzie przekaże mu część zamówień. Pomagam posortować te przesyłki tak, by dostawy się nie dublowały. W tym momencie muszę skończyć swój dzień z kurierem, gdyż mam kolejny temat do zrealizowania, a już jestem spóźniony. Natomiast Tomasz jeszcze będzie kursował, mniej więcej do 19. Sami policzcie, ile godzin spędził w pracy, skoro musiał przyjechać na 6.00.
Kurier się jednak nie skarży. – Pracowałem już w gorszych miejscach – mówi na do widzenia.