
Reklama.
"Made in China" – to jeden z symboli drogi, jaką Chiny przeszły od archaicznego państwa do jednego z rozgrywających globalnej gospodarki. I choć jednocześnie drugim symbolem tej rosnącej potęgi był wyzysk i niemal niewolnicza praca w fabrykach, to dzisiaj już się to nie liczy – Państwo Środka osiągnęło niewątpliwy sukces. Chiny właśnie zrzuciły z handlowego piedestału USA, dobijając w wymianie handlowej do niewyobrażalnej wręcz kwoty 4,16 biliona dolarów – podaje raport "Global Trade Unbundled" Standard Chartered.
To sprawia, że Chińczycy mają ponad 1/10 udziału w całym światowym handlu – dokładnie, 11,5 proc. Handel stanowi aż 47 proc. PKB tego kraju. A jeśli to nie robi wrażenia, dodajmy, że według wspomnianego raportu chiński handel do 2020 roku ma się jeszcze powiększyć... dwukrotnie. Czy to znaczy, że Państwo Środka pożera powoli światową gospodarkę i niedługo będzie nią niepodzielnie rządzić? To, na szczęście, nie jest takie oczywiste.
Chiny powoli zwalniają...
Już niecały rok temu świat obiegła informacja o chińskiej zadyszce. Doniesienia o tym były we wszystkich istotnych mediach gospodarczo-biznesowych: od "The Wall Street Journal", przez "Financial Times", do wszelkich serwisów internetowych. Wszyscy pisali wtedy o jednym: że wzrost PKB w Chinach zdecydowanie zwalnia i będzie zwalniał, a proces ten pociągnie za sobą poważne konsekwencje dla całego świata.
Już niecały rok temu świat obiegła informacja o chińskiej zadyszce. Doniesienia o tym były we wszystkich istotnych mediach gospodarczo-biznesowych: od "The Wall Street Journal", przez "Financial Times", do wszelkich serwisów internetowych. Wszyscy pisali wtedy o jednym: że wzrost PKB w Chinach zdecydowanie zwalnia i będzie zwalniał, a proces ten pociągnie za sobą poważne konsekwencje dla całego świata.
Teraz również autorzy raportu "Global Trade Unbundled" wskazują, że Chiny w niektórych dziedzinach zwalniają. Między innymi, w kwestii eksportu – w 2007 roku stanowił on 35 proc. PKB Chin, w 2012 już tylko 25 proc.
... A Amerykanie z nich uciekają
Również renoma tego kraju jako posiadającego najtańszą siłę roboczą jest powoli obalana. Koszty pracy dla właścicieli fabryk rosną, Chińczycy coraz ostrzej domagają się godnych płac i respektowania praw człowieka, co powoduje, że coraz rzadziej zatrudnia się tam 8-letnie dzieci za przysłowiową miskę ryżu.
Również renoma tego kraju jako posiadającego najtańszą siłę roboczą jest powoli obalana. Koszty pracy dla właścicieli fabryk rosną, Chińczycy coraz ostrzej domagają się godnych płac i respektowania praw człowieka, co powoduje, że coraz rzadziej zatrudnia się tam 8-letnie dzieci za przysłowiową miskę ryżu.
Mechanizm ten jest o tyle istotny, że Chiny produkują w dużej mierze dla USA, ale Stany Zjednoczone wcale nie chcą utrzymywać tego stanu w nieskończoność. Amerykańskie firmy na przestrzeni ostatnich lat dostały zaś doskonały pretekst do tego, by z Chin uciekać – są nim łupki gazowe, które znacznie obniżyły ceny energii, a tym samym całej produkcji. Pod tym względem Chiny nie mogą konkurować ze Stanami.
Taki ruch – powrotu z produkcją do USA – zapowiedziało w grudniu 2012 m.in. Apple. Wówczas słynne Jabłko zainwestowało w tym celu w Stanach 100 mln dolarów. W tym samym roku Massaucheusets Institute of Technology opublikował badanie, z którego wynikało, że na ponad 100 przebadanych przedsiębiorstw aż 39 proc. ma plany powrotu z produkcją z Chin do USA.
Powód? Sytuacja na rynku pracy w Chinach staje się podobna do tej w krajach rozwiniętych – a to powoduje, że wcale już nie jest tam tak tanio. Dla USA to sytuacja dogodna, bo na powrotach producentów do kraju korzystają wszyscy. Firmy, bo produkują w miarę tanio, ale nie mają wizerunkowych problemów z łamaniem praw człowieka. Rząd USA – bo zyskuje realną wartość w gospodarce. Nie zapominajmy bowiem, że nawet jedna fabryka potrafi "ciągnąć" do przodu całą okolicę – i nieraz od takich inwestycji zależy kondycja całego regionu.
Tania siła robocza zastąpiona technologiami
Teoretycznie Chiny powinny być bardzo niezadowolone z takiego obrotu sytuacji. Wbrew pozorom jednak Chińczycy są na tyle elastyczni, że ani zadyszka we wzroście PKB, ani ewentualny odpływ amerykańskich pieniędzy nie są w stanie zagrozić chińskiemu handlowi.
Teoretycznie Chiny powinny być bardzo niezadowolone z takiego obrotu sytuacji. Wbrew pozorom jednak Chińczycy są na tyle elastyczni, że ani zadyszka we wzroście PKB, ani ewentualny odpływ amerykańskich pieniędzy nie są w stanie zagrozić chińskiemu handlowi.
Autorzy raportu z Standard Chartered wskazują bowiem, że choć Chiny już nie są krajem najtańszych pracowników, to nadrabiają w innej dziedzinie – technologii. Zarówno tych prostych, jak i specjalistycznych. Madhur Jha podkreśla w swojej analizie, że przewaga Chin w tej kwestii nad innymi krajami jest zasadnicza: nikt inny nie dysponuje infrastrukturą i możliwościami do eksportowania technologii na taką skalę.
Eksperci przypominają też, że Chiny ugruntowały swoją pozycję jako kluczowego gracza w globalnych łańcuchach dostaw – i trudno będzie ich tej pozycji pozbawić.
Zalewają Afrykę i Amerykę Łacińską
Dlatego też, choć amerykański kapitał marzy o wycofaniu z Chin, a nie wszystkie wskaźniki ekonomiczne Państwa Środka są pozytywne, chiński handel w ciągu najbliższych lat będzie jeszcze rosnąć – między innymi dzięki Afryce i Ameryce Łacińskiej.
Dlatego też, choć amerykański kapitał marzy o wycofaniu z Chin, a nie wszystkie wskaźniki ekonomiczne Państwa Środka są pozytywne, chiński handel w ciągu najbliższych lat będzie jeszcze rosnąć – między innymi dzięki Afryce i Ameryce Łacińskiej.
Autorzy raportu z Standard Chartered wskazują bowiem, że na ten drugi kontynent eksport wzrósł, od 1990 roku, aż... 200-krotnie. Jak podkreślają ekonomiści, "jest to najszybciej rozwijający się korytarz handlowy Chin". Również eksport do Afryki wciąż rośnie w dwucyfrowym tempie. To rynki, na których Chińczycy wciąż mają sporą przewagę nad Zachodem – cenową.
Wielkie, potężne Chiny
Wszystko to prowadzi do tego, że Chiny powoli pożerają światowy handel. I choć według Madhura Jha z Standard Chartered jest mało prawdopodobne, by chiński wzrost handlu wrócił do dwucyfrowego poziomu z ostatnich kilku dekad, to jednocześnie wskazuje on, że Państwo Środka i tak ma szanse nie tylko utrzymać pozycję dominującą w światowym handlu, ale nawet ją umocnić.
Wszystko to prowadzi do tego, że Chiny powoli pożerają światowy handel. I choć według Madhura Jha z Standard Chartered jest mało prawdopodobne, by chiński wzrost handlu wrócił do dwucyfrowego poziomu z ostatnich kilku dekad, to jednocześnie wskazuje on, że Państwo Środka i tak ma szanse nie tylko utrzymać pozycję dominującą w światowym handlu, ale nawet ją umocnić.
"Trzeba pamiętać, że sama wielkość handlu Chin oznacza, że nawet 7-procentowy wzrost PKB, czyli większy niż wzrost handlu w krajach rozwiniętych, uczyni z Chin największego udziałowca w światowym handlu".
Co to oznacza? Według raportu – że Chiny do 2020 roku zwiększą swój handel jeszcze dwukrotnie. Jak widać, chiński smok, choć zwalnia i ma problemy z lataniem, wciąż jest pełen sił, a pogłoski o upadku gospodarczym Chin – przedwczesne.