Aktorka na łamach książki chciałoby się powiedzieć odkrywa Amerykę dla otyłych Amerykanek. Uczy je jak jeść, co pić, o której kłaść się spać i jaki kolor moczu świadczy o chorobie. Ale z rozdziału na rozdział lektura okazuje się być całkiem praktycznym poradnikiem zdrowego stylu życia…
Chuda blondynka, gwiazdka z Hollywood, ex-dziewczyna Justina Timberlake’a, którą większość z nas kojarzy z filmu „Aniołki Charliego” wydaje poradnik o zdrowym życiu. Hmmm… Redakcja styl.natemat.pl nie mogła go nie przeczytać!
Jesteś tym co jesz
Właśnie tak nazywa się pierwszy rozdział książki Cameron Diaz. Początkowo poznajemy historię aktorki, która zawsze cieszyła się szczupłą sylwetką, więc nie przywiązywała wagi do tego co je, w jakich miejscach się stołuje i jak skomponowane są jej posiłki. Niezdrowej fastfoodowej diecie towarzyszą też szczere wyznania gwiazdy.
Czytamy, że miała trądzik, paliła, czuła się zmęczona i cierpiała na wzdęcia. W tak zwanym międzyczasie dowiadujemy się też co nieco na temat tradycyjnej kubańskiej kuchni, na jakiej wychowała się Diaz i tego, jak dobrze się teraz czuje, od kiedy je świadomie, mądrze i zdrowo.
Następnie pojawiają się trochę przydługie wykłady rodem z lekcji biologii lub filmu animowanego „Było sobie życie”. Jak się łączą komórki, że składniki odżywcze to podstawa, a zdrowe jedzenie ładuje twój organizm w energię, jak ty ładowarką telefon, itp.
Ale poza teorią jest też rozbudowana część praktyczna: przepisy i informacje dotyczące konkretnych składników odżywczych. Jest tu tabela, z której dowiesz się ile gram białka jest w fasoli, a ile w porcji łososia? Oraz kolejna, z której wyczytasz ile gram cukru spożywasz dziennie nie zdając sobie z tego sprawy. To praktyczny GPS dla początkujących-zdrowo-dietujących.
Redakcja styl.natemat.pl w „Ja, Kobieta(…)”docenia też lekką, niemal komiksową historię amerykańskiego jedzenia, począwszy od powstania ketchupu czy coca coli, na współczesnych weganizmach i ultra restrykcyjnych dietach kończąc.
Wspaniała jest prywatna rada Cameron, dotycząca picia wody. Gwiazda poleca zostawić butelkę wody wieczorem w łazience i na czczo przechylić ją w całości. To działa jak nawilżanie, nawodnienie i kop energetyczny.
Na dalszych stronach, których mogłoby być pewnie o połowę mniej, Cameron Diaz wyjaśnia jakie zdrowe tłuszcze, białka i węglowodany warto jeść. I co ze sobą nosi na plan filmowy, żeby przez cały dzień być w świetnej formie. Miło, że taka gwiazda nie ma prywatnego kucharza i srebrnej patery, tylko nosi przygotowany przez siebie zdrowy lunch w pudełeczkach.
Kupa, ale nie śmiechu
Odżywianie kończy się oczywiście wydalaniem. Cytowana w tytule tego artykułu przeze mnie kupa, zajmuje tu aż kilka stron. Aktorka poleca zrobić test koloru – zjeść buraczki i sprawdzić za jaki czas… wyjdą drugą stroną. A także oglądać kupę codziennie, oceniać jej kolor, zapach i konsystencję jako informację o stanie naszego zdrowia.
Podobnie radzi robić z moczem. I zdradza pewne „ciekawe” informacje również z kręgu procesów trawiennych: „Ludzie puszczają bąki średnio 22 razy dziennie. Tak, nawet Ty” – czytamy. I trzeba jej przyznać, że fizjologia, której na co dzień się wstydzimy lub brzydzimy i udajemy, że nas nie dotyczy, to jednak ludzka rzecz.
Aktorka i autorka odważnie namawia też by cieszyć się kobiecością. Radzi, w jaki sposób cieszyć się z seksu, doceniać urodę swoich warg sromowych oraz ćwiczyć mięśnie dna miednicy. A także, żeby nie stosować laserowego trwałego usuwania owłosienia łonowego. Powód: na starość wargi sromowe tracą jędrność. „Włosy łonowe to również śliczna kotara, nadająca odrobinę tajemniczości dla tych, którzy chcą skosztować naszej seksowności”.
Ruch to zdrowie
Cameron Diaz wyznaje, że jej przygoda ze sportem zaczęła się dopiero po 26 roku życia. A miało to miejsce podczas przygotowań do zdjęć do filmu „Aniołki Charliego”, kiedy trener kung fu doradził Diaz i Drew Barrymore żeby nauczyły się pokochać ból. I wtedy Cameron Diaz pokochała aktywność fizyczną, swoje mocne, umięśnione ciało i lepsze dzięki niemu - samopoczucie.
Aktorka namawia do pocenia się codziennie. Wyjaśnia, że pot to jeden ze sposobów pozbywania się ubocznych produktów przemiany materii. I robi to tak przekonująco, że wzbudza w czytelniku wyrzuty sumienia, że siedzi na kanapie i czyta „Ja,Kobieta (…)” zamiast uprawiać jogging po parku.
Książkę kończy część numer trzy zatytułowana „Umysł. Już rozumiesz” i tu znowu mam wrażenie wracamy do wstępu i początku lektury. To podsumowanie dwóch poprzednich rozdziałów. Jedzmy zdrowo, ruszajmy się i żyjmy długo i szczęśliwie. Amen!
Ale tak naprawdę wszystkie kochamy takie książki, bo choć przez chwilę dają nam poczucie, że coś dla siebie robimy. Namawiają jak najlepszy trener osobisty, aby ruszyć tyłek z kanapy, pobiec do sklepu ze zdrową żywnością lub pospacerować z psem po parku. I jeżeli tej motywacji wystarczy choćby na miesiąc lub dwa, warto wydać 49 złotych za książkę Diaz.