Nie udał się plan polityczny Janusza Korwin-Mikkego, który pozwał Donalda Tuska. Bo Korwin ani nie wygrał procesu, ani nie przyciągnął ogromnej uwagi mediów. Premier nie pojawił się w sądzie, i podobnie chyba powinien był zrobić Korwin bo tylko się ośmieszył. W czasie wywodu pełnomocników PO zajmował się… oglądaniem konferencji, za którą pozwał Tuska. Jak przyznał, wcześniej tego nie zrobił.
Janusz Korwin-Mikke walczy o rozgłos przed wyborami, choć zapewnia, że tego nie robi. Na procesie, który wytoczył komitetowi Platformy Obywatelskiej przekonywał, że to Donald Tusk chciał, aby wokół jego sporu z dwoma posłami zrobiło się głośno, bo zabrał w tej sprawie głos. W istocie premier odpowiedział na pytanie dziennikarza.
Ale dla lidera KNP w tym postępowaniu fakty zdawały się być nieistotne. Pełnomocnicy PO zarzucali mu, że żąda przeprosin za słowa, które w istocie nie padły. – Oglądał pan tę konferencję, albo chociaż retransmisję? – pytam, kiedy wychodzimy na przerwę przed ogłoszeniem wyroku. – No tak, teraz na rozprawie – przyznaje.
I rzeczywiście przez niemal całe przemówienie pełnomocników PO Korwin-Mikke gorączkowo szuka czegoś na laptopie. Po chwili z głośników zaczyna płynąć głos Donalda Tuska – widocznie prezesowi KNP udało się znaleźć nagranie z konferencji. Ale sędzia nie dopuściła go do postępowania dowodowego. To zresztą będzie podstawa do apelacji, której złożenie Korwin-Mikke zapowiedział zaraz po wyjściu z sali.
Prawnicy PO tłumaczą też, że nawet jeśli wypowiedź premiera wyglądałaby tak, jak zacytował ją Korwin-Mikke, byłaby tylko opinią, a za kłamstwo można uznać tylko fakt (czy raczej jego zaprzeczenie). – Usłyszeliśmy od pana mecenasa wykład o tym, czym są partie polityczne i jaka jest ich rola – ironizowali, nawiązując do mocno ekwilibrystycznych prób uzasadnienia pozwania PO i Donalda Tuska.
Choć sami także czasami przedstawiali nieco groteskowe argumenty. – Donald Tusk wypowiadał się wtedy jako premier, a nie szef partii – przekonywali, wykorzystując fakt, że byłą konferencja przed wylotem do Brukseli. Ale wiele tez było zasadnych. – Nie można nikomu zabronić wyrażania opinii i prognoz, szczególnie politykom, którzy przecież mówią o przyszłości – mówiła mec. Elżbieta Kosińska-Kozak.
Jacek Dubois, który także reprezentował Platformę, oceniał, że pozew Korwin-Mikkego to efekt niedbalstwa. – Została wykreowana sztuczna rzeczywistość i p. Korwin-Mikke domaga się przeprosin. Wyrazem szacunku dla sądu byłoby zapoznanie się z oryginalnym nagraniem z konferencji, a nie tylko opisem – atakował
Korwin-Mikke przekonywał przed sądem, że to nie jemu zależy na rozgłosie, ale Donald Tusk sam nagłośnił tę sprawę. Zwracał uwagę, że zabrał głos wtedy, gdy spór między nim a Tomaszem Tomczykiewiczem się skończył. Później ten zarzut zostanie przez sąd odrzucony
Tak jak inne i cały wniosek Korwin-Mikkego. Prezes KNP chyba to przeczuwa, bo już wychodząc z sądu na przerwę mówi do córki, że nie wygra. I po dwóch godzinach okazuje się, że chociaż tu miał rację. Sąd uznaje jego wniosek za bezpodstawny, szczególnie ze względu na to, że komitet wyborczy PO nie może odpowiadać za słowa poszczególnych polityków partii. Poza tym zdaniem sędzi Korwin-Mikke nie udowodnił, że premier rzeczywiście wypowiedział te słowa, a opis z portalu nie wystarczy.
– Ale nawet, gdyby premier wypowiedział te słowa, nie miały one charakteru materiału wyborczego ani agitacji wyborczej – uzasadniała sędzia. Tłumaczyła, że w jej ocenie wypowiedź premiera miała charakter ogólny i nie miała na celu zdyskredytowania konkretnie Korwin-Mikkego. – Może pan złożyć pozew cywilny, ale zdaniem sądu rozstrzygnięcie powinno być podobne – ucięła nadzieje Korwin-Mikkego.
Ale polityk się nie zraził i zapowiedział apelację. – Uzasadnienie aż prosi się o odwołanie – przekonywał Korwin-Mikke, który nie wydawał się zrażony porażką. – Poza tym 95 proc. uzasadnienia to zbędne informacje. Nie wiem, czy lanie wody nie jest próbą ukrycia prawdy. Sędzia była niechętna do wydania wyroku skazującego premiera – ocenił. W ciągu 48 godzin możemy się więc spodziewać drugiego aktu tego spektaklu.
Niewątpliwie zachęciła go do tego niska cena, jaką musiał zapłacić za to widowisko - 240 zł kosztów sądowych. Nawet jeśli tylko jedna stacja informacyjna (a były prawie wszystkie) pokaże chociaż 30 sekund z rozprawy, rachunek będzie dodatni. Choć nie ulega wątpliwości, że lider KNP liczył na większe zainteresowanie mediów.