Jest tylko jedna rzecz, którą tak naprawdę lubię w hinduskich restauracjach. Smaki. Jeżeli chodzi o zapachy, bywa różnie, wnętrza najczęściej po prostu źle. Dlaczego te ściany są zawsze pomalowane na taki ciemny kolor? Bakłażanowy fiolet, jakaś głęboka czerwień, lub ognista pomarańcz... Do tego orientalne meble z ciemnego drewna. Wszystko wycięte jak z szablonu. Często, niestety, także menu.
Wnętrze australijskiej Babu Ji powinno być inspiracją dla wszystkich tych, którzy planują otworzyć orientalne miejsce i nie podoba im się przaśny klimacik konkurencji. To już trzecia restauracja założone przez Jessi i Jennifer Singh, druga specjalizująca się w nowoczesnej kuchni hinduskiej. W pierwszej, Horn Please panuje bardzo podobny estetycznie klimat. Białe ściany są w obu miejscach udekorowane hasłami zapisanymi w sanskrycie, oraz pięknymi zdjęciami Hindusów.
Całość jest przestrzenna, to kompletne przeciwieństwo na siłę przytulnych, indyjskich restauracji. Tutaj dekoracje są wyraźne, ale unowocześnione. Zdjęcia nie są oprawione w ciężkie, złote ramy, sufitów nie zdobią zdobne kandelabry i ciężkie aksamity. Złotą farbę owszem, wykorzystano, ale w bardzo subtelny, zupełnie nienarzucający się sposób.
Ścianę nad barem pomalowano w złote trójkąty, także blat jest ozdobiony przecieraną, złotą farbą. Kolor jest też wykorzystany na framugach drzwi, pomiędzy pomieszczeniami. Działa tutaj troszkę tak, jak powakacyjne refleksy na włosach. Dodaje blasku.
Czasem wyświetlane są bollywoodzkie filmy. Do menu właściciele podeszli podobnie, jak do wnętrz. Chcieli oddać i uchwycić to, co najlepsze w swojej narodowej kuchni, jednocześnie jednak nie zalewając wszystkiego ciężkim sosem i nieciekawej konsystencji. Można zjeść tutaj tradycyjne dania w nowoczesnym wydaniu. Na zdjęciach wyglądają naprawdę ciekawie. Moje australijskie "must see" właśnie powiększyło się o kolejne miejsca.