Chociaż SLD dołuje w sondażach, Leszek Miller jest przekonany, że w wyborach jego partia osiągnie dobry wynik. Ale czarnym koniem wyborów może być według niego Nowa Prawica Janusza Korwin-Mikkego. - Politycy istnieją dotąd, dopóki jest na nich zapotrzebowanie społeczne - mówi lider SLD w "Bez autoryzacji".
Pusta sala podczas przemówienia Radosława Sikorskiego bardzo różniła się od wypełnionej po brzegi podczas debaty o Ukrainie. To był sygnał ostrzegawczy dla rządu?
Nie wydaje mi się. Mamy kampanię, wielu posłów jest w terenie, spotyka się z wyborcami. Z kolei Prawo i Sprawiedliwość skorzystało z okazji, żeby pokazać swoją odrębność.
Prezydentowi zabrakło mocniejszych odniesień do USA. Panu też, pana rząd mocno ze Stanami współpracował?
Oczywiście można było wpiąć jeszcze jeden wątek dotyczący relacji ze Stanami. Siłą rzeczy Sikorski skoncentrował się na relacjach polsko-ukraińskich w kontekście konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Nie widzę w tym nic złego.
Nasze stosunki z USA są teraz na właściwej stopie? Po wejściu do NATO, także w czasie pana rządów, one były zbyt podległe.
Mi się wydaje, że one były takie, jak powinny być. Tendencja, by blisko współpracować ze Stanami była silna zawsze, od początku. Zmiany następowały z powodu zmieniających się warunków, ale strategicznej zmiany ja tutaj nie widzę.
Już nie popieramy Stanów wbrew partnerom w Unii, choć nadal blisko z nimi współpracujemy. W czasie rządów SLD mocno wątpliwe było to, czy Unia jest na pierwszym miejscu.
Nie, tak nie było, bo przecież w czasie rządów SLD musieliśmy zamknąć negocjacje europejskie. To był nasz główny cel. Europa była na pierwszym miejscu, ale musieliśmy reagować na utworzenie koalicji anty-husajnowskiej w Iraku. Ale w generalnym rozrachunku Europa była na pierwszym miejscu.
Wczorajsze wystąpienie ministra Sikorskiego to było wystąpienie państwowe czy partyjne?
Ono było wpisane w kampanię wyborczą Platformy Obywatelskiej. Miało pokazać, że Polska prowadzi dobrą politykę zagraniczną, szczególnie w tym trudnym okresie i to kolejny argument za tym, żeby na PO głosować.
No ale przemówienie premiera to już typowa polityka partyjna, wyborcza.
Donald Tusk wykorzystał okazję, żeby podkreślić dwubiegunowość polskiej sceny politycznej. To widać zresztą i w strategii Tuska, i Kaczyńskiego. Chcą stworzyć w mediach wrażenie, że mamy dwa bloki polityczne, dwie partie, które wypełniają scenę polityczną. I niewątpliwie wczoraj Tusk podkreślił, że właśnie taką ma wizję polskiej sceny politycznej.
Ale ta wizja ma znowu coraz mocniejsze podparcie w sondażach. Przypominam sobie, kiedy mówiła pan, że SLD bije się z PiS-em o pierwsze miejsce, bo PO z nim przegra.
Gdyby nie Ukraina, to położenie Platformy byłoby dzisiaj zupełnie inne. Ale Ukraina spadła Tuskowi jak podarunek z nieba i on to wykorzystuje. Mówi, że jak nie zagłosujecie na PO, to wszyscy zginiecie.
Jedną sprawą jest wykorzystanie tej sytuacji przez PO, a drugą jest odnalezienie się w tym opozycji. A SLD w tej kampanii nie narzuca tematów, nie jest na pierwszej linii frontu.
Jesteśmy nieustannie na pierwszej linii frontu. Nasi kandydaci, ja, moi koledzy spotykamy się przy różnych okazjach promując ten program, który został określony dla całej europejskiej lewicy. Skupiamy się głównie na problemach społecznych i socjalnych. One się może słabo przebijają w mediach centralnych, ale przebiją się tam, gdzie trzeba, czyli do ludzi, do których docieramy.
Czemu nie zajmujecie się kwestiami obyczajowymi? Albo zajmujecie się nimi tylko, gdy przyciska was Twój Ruch?
Jesteśmy częścią Partii Europejskich Socjalistów i realizujemy program, który dzisiaj socjaliści realizują w całej Europie. To kwestie gospodarcze, socjalne i społeczne. 27 mln ludzi w całej Europie jest bez pracy, 100 mln Europejczyków jest na krawędzi minimum socjalnego i to są problemy, którymi konsekwentnie będziemy się zajmować. To są rzeczy najważniejsze dla ludzi. Myślę, że w dłużej perspektywie to zostanie zauważone.
Chcę jednak pana namówić na zajęcie się sprawami obyczajowymi. Jak pan oceni słowa posła Żalka, który stwierdził, że wychowywanie dziecka przez dwie lesbijki to taka sama patologia, jak wychowywanie dziecka przez alkoholików?
Od dłuższego czasu widać, że w polskiej polityce nie ma żadnych granic jeśli chodzi o retorykę, sposób wypowiadania się. Politycy są gotowi powiedzieć każdą brednię, każdą głupotę, żeby zaistnieć i poseł Żalek to potwierdza.
Tacy politycy jak Janusz Korwin-Mikke, Krystyna Pawłowicz czy Jacek Żalek powinni być otoczeni kordonem sanitarnym? Poleci pan swoim posłom, żeby nie siadali w studiu telewizyjnym z tymi politykami?
Nie, bo to nie ma żadnego sensu. Poseł Pawłowicz czy Poseł Żalek - niezależnie co o nich myślimy - mają taki sam mandat do wypełniania swoich poselskich powinności jak każdy inny poseł. Nie zostali mianowani, tylko wybrani przez społeczeństwo i ten wybór trzeba szanować. Jeżeli poglądy, które głoszą się nie podobają, za półtora roku będzie okazja, żeby nie zostali wybrani.
A Janusz Korwin-Mikke mówi to samo od wielu, wielu lat. Możliwe, że będzie czarnym koniem tych wyborów. Żadnymi ograniczeniami, żadnymi administracyjnymi ograniczeniami nic się nie zrobi. Politycy istnieją dotąd, dopóki jest na nich zapotrzebowanie społeczne.
Nawet jeśli za półtora roku wyborcy pokażą im czerwoną kartkę, kadencja trwa pięć lat. To dostęp do mediów, pieniędzy, występy w Parlamencie Europejskim. Będziemy się wstydzić tak, jak wstydziliśmy się za posłów Ligi Polskich Rodzin?
Wstydzić będą się ci, którzy ich wybrali.
Wyborcy Janusza Palikota wstydzą się teraz za to, że głosowali na niego w 2011 roku?
Nie wiem, ale pewnie duża ich część przepłynie do Janusza Korwin-Mikkego. To dwa ugrupowania, które się wzajemnie żywią, więc pewnie jeden Janusz zastąpi drugiego Janusza.