Fanki i fani perfum będą wniebowzięci. Teraz można nie tylko pójść do sklepu i kupić zapach X czy Y, który nosi pół Polski, ale i skomponować własny! Według Twoich upodobań, z wybranych przez Ciebie komponentów, idealnie dobrany do Twojego gustu. I niepowtarzalny, chyba, że ktoś ukradnie recepturę z wielkiej księgi, gdzie każda kompozycja jest zapisana.
Po wejściu do Mo61 Perfume Lab już wiem, że trafiłam pod dobry adres. Od progu poczułam woń świeżości, wiosennych kwiatów i chyba ekscytację, że czeka mnie prawdziwa przygoda! Od dziecka marzyłam, żeby tworzyć perfumy w Grasse, komponować zapachy dla siebie i ludzi. Skończyło się - przynajmniej póki co - tylko pisaniem o perfumach, więc wizyta w Mo 61 (adres Mokotowska 61) była lekkim ukłuciem w serce: dlaczego ja na to nie wpadłam, żeby takie miejsce stworzyć?!?
Na ścianach z otynkowanej na biało cegły są surowe drewniane półki, na których stoją dziesiątki niemal aptecznych, szklanych flakoników. Na samym środku perfumerii - ogromny stół - centrum wydarzeń. Tu właściciel, który sam też tworzy zapachy (został wyszkolony przez nosa Zygmunta Marczewskiego) i ma na koncie już kilka własnych kompozycji, m.in. Fog czy Mind (można je także kupić na miejscu), pyta mnie o zapachy, których używałam, o nuty, które najbardziej kocham i o to, o kim myślę budując nutka po nucie te właśnie perfumy.
Na początku zaznaczam, że nie tworzymy zapachu dla mnie, tylko dla redakcji styl.natemat.pl (taka jest zresztą jego nazwa!). Ma być uniwersalny. O trudnej do określenia płci, bo póki co naszą redakcję tworzą trzy kobiety i dwóch facetów. Bez wahania sięgam więc po ogromne flakony z wetiwerem, paczulą, piżmem, nutami drzewnymi, a pan „nos” dodaje jeszcze tak zwaną molekułę, która ten zapach utrwali.
Właściciel na próbę nalewa do małej kolby kilka kropli wybranych przeze mnie składników, a następnie nakłada całość na mój nadgarstek. Wychodzimy na powietrze. Po kilku minutach wąchamy zapach na mojej skórze. I jest… genialny! W 100 proc. androgyniczny. Dominuje w nim zielony wetiwer, czuć też mocniejszą paczulę z jej goryczką. Po kilku godzinach od tego momentu najmocniej „brzmi” zmysłowe piżmo.
Dowiaduję się, że pomysł na stworzenie miejsca, narodził się w trakcie licznych podróży do Berlina, Londynu, Tel Avivu i Nowego Jorku. I ze względu na niezagospodarowaną niszę. W Polsce można już zrobić sobie na miarę buty, garnitur, uszyć sukienkę czy wygrawerować bransoletkę w Lilou (które zresztą mieści się dwa kroki dalej), ale o zapachu do tej pory nie było mowy. To znaczy kiedyś, w latach głębokiego PRL-u taką usługę miała rodzima Pollena. Ale od tego czasu, jak wiecie Polska bardziej słynęła z szynki i wódki, a nie wspaniałych perfum.
Komponenty w Mo61 pochodzą z Grasse, na razie do wyboru jest ok. 70 różnych składników. W planach są też świece zapachowe (podobno już na linii produkcyjnej). Nam podoba się pomysł kuponu podarunkowego. Kupujesz w prezencie za 149 zł (flakon 30 ml) lub 219 zł (flakon 50 ml) całą usługę: komponowanie, plus perfumy. I osoba, którą obdarujesz może w każdej chwili przyjść i stworzyć zapach dla siebie. Oczywiście z pomocą wyszkolonych i obecnych tu ekspertów. To alternatywa, dla tak zwanych prezentów przechodnich - dostajesz perfumy, których nienawidzisz i podajesz dalej, mamie lub babci.
styl.natemat.pl popiera też inicjatywę warsztatów zapachowych, oraz wieczorów panieńskich w Mo 61. Minusy miejsca? Ruch. W trakcie mojej 45-minutowej wizyty Mo61 odwiedziło osiem osób. Wróżymy więc sukces podobny do Lilou. I trzymamy kciuki, żebyście otworzyli kolejne perfumerie w całej Polsce!