
– Eurowizja to było dla nas ważne wydarzenie, bardzo pilnie obserwowane i komentowane w środowisku drag queens. Wiele osób było rozczarowanych tym, że Polska nie dała reprezentantce Austrii żadnego punktu. Ale reakcje były przewidywalne, choć trochę smucące. Zwłaszcza te porównujące polską propozycję Cleo i Donatana jako normalną z austriacką jako nienormalną – komentuje Kim Lee, przez wielu uznawana za najpopularniejszą polską drag queen.
W mediach, a głównie w internecie, dyskusję o Eurowizji ustawiono na zasadzie opozycji: zgenderyzowana Austria (Europa) reprezentowana przez babę z brodą, kontra Polska – zdrowe słowiańskie dziołchy z dużymi dekoltami, ubijające masło i śmietanę spływającą po odsłoniętych biustach. Niektórzy dopatrzyli się w tym taniości, wtórności i tandetności, połączenia cepelii z burdelem. No i całkowitego braku dystansu do płci, brania jej na poważnie.
Jak twierdzi, co bardzo częste w przypadku reakcji na występy drag queens, przy okazji Eurowizji dominowało niezrozumienie, że na scenie pojawia się mężczyzna jedynie odgrywający kobiecość.
Kamień milowy
Generalnie jednak, mimo tego, że wiele osób uznaje sukces Conchity Wurst za dowód na upadek i demoralizacją Europy, konsekwencje dla drag queens w Polsce i za granicą mogą być tylko pozytywne. Jacek Kudliński, który od ponad 20 lat na scenie występuje jako "Żaklina", ocenia, że ta grupa artystyczna będzie od tej pory postrzegana nieco inaczej.