Kremy zawierają dziś nie tylko składniki ujędrniające czy przeciwzmarszczkowe, ale i aktywatory komórkowe (czynniki wzrostu) EGF. Używa się ich w inżynierii tkankowej i przeszczepach klinicznych. Teraz wylądowały w fiolkach z serum, jako sposób na wieczną młodość. Czary-mary? Raczej przyszłość i współczesna biotechnologia, która naprawdę zaskakuje. Pytanie: czy naprawdę działa?
Nowość, nowość, serum z aktywatorem wzrostu EGF! Głosiły artykuły w zagranicznych edycjach Elle i Vogue w 2012 i 2013r. Do nas luksusowe kosmetyki Bioeffect z Islandii dopiero dotarły. Wiemy, że zawierają totalny składnik: EGF.
I wiemy, że od tygodnia można je kupić w niszowych perfumeriach Quality.
Ale o aktywatorach wzrostu nie zrobiło się głośno wczoraj czy w 2012r. Bo Nagrodę Nobla w dziedzinie fizjologii lub medycyny "za odkrycie czynników wzrostu" otrzymali już w 1986 r. Rita Levi-Montalcini i Stanley Cohen. Natomiast zaskakujące jest to, w jaki sposób dziś można to odkrycie wykorzystać.
Historia jak z filmu
Początki marki Bioeffect przypominają nieco klasyczny american dream, z tym, że nie w Kaliforni, ale na końcu świata. Islandia. Kilku naukowców, maleńkie laboratorium, burza mózgów i genialne pomysły. Tak powstaje plan, by tworzyć roślinne wersje aktywatorów wzrostu. Naukowcy wiedzą, że w medycynie i inżynierii tkankowej jest na nie duże zapotrzebowanie.
Po nitce, do kłębka, zakładają maleńką plantację jęczmienia w szklarni.
I zaczynają sprzedawać komponent: czynnik wzrostu EGF (epidermal growth factor) firmom medycznym. Wszystko odbywa się w super ekologicznych warunkach. Szklarnia jest geotermalna - ma ujemną produkcję dwutlenku węgla. Natomiast jęczmień rośnie, nie w ziemi, ale na skałach wulkanicznych, hydroponicznie.
Pewnego dnia w 2010 r., naukowcy, z dr Bjornem Orvarem na czele, wpadają na pomysł by stworzyć preparat do użytku zewnętrznego.
I tak powstajeEGF Serum, czyli sztandarowy produkt marki Bioeffect. Na razie nie ma nazwy i jest rozdystrybuowany w laboratoryjnych pojemniczkach, wśród rodzin i przyjaciół naukowców.
I jak to w american dream bywa - pomysł chwycił nieprawdopodobnie! Serum okazało się działać, podobać się, a rodziny i znajomi pytali, gdzie można je kupić, bo skóra po trzech miesiącach wygląda na młodszą i bardziej rozświetloną. Powodem jest to, że roślinny EGF został stworzony w oparciu o matrycę DNA ludzkiego EGF-u. Dlatego naukowcy z Bioeffect twierdzą, że to jedyny skuteczny produkt na rynku, bo rzeczywiście odpowiada na zapotrzebowanie ludzkiej skóry.
To dopiero początek...
Wieści na Islandii, która jak wiecie nie jest kontynentem, rozeszły się błyskawicznie i kosmetyki Bioeffect musiały zacząć powstawać w większych ilościach. Ale naukowcy nie znali się ani na marketingu, ani na opakowaniach, ani na niczym związanym z działką kosmetyczną.
Co nie przeszkodziło im w osiągnięciu sukcesu. Przybliżą wam to najlepiej liczby. Dziś w szklarniach na Islandii uprawia się 130 000 sadzonek jęczmienia, które rosną ok. 90 dni. Kosmetyki Bioeffect można kupić w 25 krajach w 490 sklepach. I od niedawna także u nas.
Tajemnicą jest zapewne ich skuteczność. Producent obiecuje i podobno zadowolone konsumentki potwierdzają, że po czterech tygodniach używania serum EGF Bioeffect zmniejsza się głębokość zmarszczek mimicznych i powierzchniowych. Czego akurat dziś, ja nie mogę Wam potwierdzić, bo dopiero planuję to cudo wypróbować.
Mogę tylko powiedzieć, że ma bardzo przyjemną konsystencję. Żelowo-olejkową, która nawilża skórę i pozostawia ją miłą w dotyku. I co akurat mnie, alergiczkę zaskoczyło na plus, to to, że kosmetyk nie ma absolutnie żadnego zapachu. A skład INCI wskazuje, że zawiera tylko 7 składników! Na innych serach i kremach jest ich ok. 70!
Dr Bjorn Orvar zapytany o krótką listę składników, tłumaczy, że nie może być ich więcej, bo inaczej główny składnik aktywny po prostu przestałby działać. I kiedy biorę go pod włos i pytam o trwałość EGF i o to czy nie traci na wartości wraz z upływającym czasem od otwarcia fiolki, dr Bjorn Orvar, odpowiada:
– EGF jest odporny na działanie tlenu czy innych czynników zewnętrznych. Oczywiście pod warunkiem, że się kosmetyk, który go zawiera odpowiednio przechowuje. W normalnych warunkach, do 25 stopni składnik jest aktywny przez ok. 2,5 - 3 miesiące. A jeśli trzymalibyśmy go w lodówce, działałby nawet do kilku lat.
Oprócz słynnego flagowego serum, Bioeffect ma w swoim portfolio również kremy na dzień, ampułki, balsam do wymagających stref ciała (na biust, kolana, dekolt, łokcie) i serum pod oczy. W sumie gamę stanowi sześć produktów.
Z jednej strony, skoro marka odniosła taki sukces i produkt cieszy się takim powodzeniem wśród konsumentek na całym świecie, nie powinnam zadawać więcej pytań, tylko się "smarować", pięknieć i siedzieć cicho. Ale nie byłabym wtedy sobą. Zapytałam więc ekspertkę z Uniwersytetu Warszawskiego, co ona na temat takich składników w kremach sądzi. Odpowiedź znajdziecie poniżej.
prof. dr hab. Ewa Bartnik z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Uniwersytetu Warszawskiego
– Nie wierzę w te wszystkie rzeczy! Były kremy z tlenem (unikać), z DNA (nic nie robią ), z telomerazą (rakotwórcze, jeśli działają). O EGF nie słyszałam, ale są dwa pytania: czy wnika w skórę? Czy jest ludzki? Ja bym w życiu czegoś takiego nie użyła.
EGF - epidermal growth factor (aktywator wzrostu warstwy zewnętrznej skóry) łączy się ze swoim receptorem w błonie, by stymulować podziały komórek. Ale do tego, by komórka się podzieliła, nie wystarczy jeden sygnał. Główną przyczyną starzenia się skóry, jest fotostarzenie. Na ten problem nie pomogą podziały, co więcej nie wiem czy ów aktywator mógłby dotrzeć do warstw komórek skóry zdolnych do dzielenia się.
O ile chodzi o ingerencję w przyrodę czyli tworzenie różnych GMO, nie mam żadnych obaw - natomiast mam obawy co do kolejnych "cudownych" składników w kosmetykach - ważne są filtry przeciwsłoneczne; jest kilka składników o udowodnionym działaniu, ale logika typu: EGF stymuluje podziały komórek - użyj go, a będziesz piękna i młoda jest już naprawdę mocno przesadzona.
Pomimo krytycznej opinii pani profesor, ja zaryzykuję i będę używać serum, które dostałam do testowania. I jeżeli rzeczywiście zadziała tak, jak obiecuje dr Orvar - nie omieszkam Wam za cztery tygodnie o tym napisać.