Zbigniew Rybczyński sprzedaje dzieła sztuki. To konsekwencja konfliktu z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim
Zbigniew Rybczyński sprzedaje dzieła sztuki. To konsekwencja konfliktu z ministrem kultury Bogdanem Zdrojewskim Fot. Tomasz Fritz / AG

Reżyser i laureat Oscara Zbigniew Rybczyński stracił posadę w Centrum Technologii Audiowizualnych we Wrocławiu, kiedy publicznie zaczął mówić o mających się tam dziać przekrętach finansowych. Teraz nie ma wyboru - wystawia na aukcję kolekcjonowane od lat dzieła sztuki, których wcześniej nie zamierzał sprzedawać. Pieniądze potrzebne mu na sądową walkę o dobre imię. Nie może podjąć pracy w Polsce i zastanawia się nad wyjazdem do Stanów Zjednoczonych.

REKLAMA
„Pięć lat temu, po 30 latach życia na emigracji, zdecydowałem się na powrót do Polski. W budowanym przeze mnie nowoczesnym studio filmowym we Wrocławiu, które miało się stać pierwszym na świecie Instytutem Obrazu, wystawiłam na ścianach korytarzy stare obrazy z mojej kolekcji. Mimo początkowego poparcia mój projekt nie spotkał się ze zrozumieniem ludzi decydujących dziś o przyszłości kultury w naszym kraju. Wraz z moją kolekcją dzieł sztuki zostaliśmy wyrzuceni na bruk” – pisze Rybczyński, laureat Oscara z 1982 roku za krótkometrażowe "Tango", na stronie internetowej domu aukcyjnego Okna Sztuki.
Pełną listę licytowanych przedmiotów można znaleźć tutaj.

Zbigniew Rybczyński - reżyser, operator filmowy, artysta multimedialny, programista komputerowy. Absolwent wydziału operatorskiego łódzkiej Szkoły Filmowej. W 1983 roku otrzymała Oscara za film animowany „Tango”. CZYTAJ WIĘCEJ


W ten sposób tłumaczy decyzję o wystawieniu pamiątek na sprzedaż. Wcześniej chciał je podarować jednemu z polskim pałaców lub zamków, ale w ciągu ostatniego roku sytuacja diametralnie się zmieniła. Został bez pracy, za to narobił sobie wrogów, z którymi musi walczyć w sądach.

Kozioł ofiarny?
Afera rozpętała się w październiku ubiegłego roku. Dyrektor Centrum Technologii Audiowizualnych CeTA zwolnił Rybczyńskiego ze stanowiska dyrektora artystycznego i zawiadomił prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa. Miało ono polegać m.in. na „wyprowadzaniu środków publicznych z Wytwórni Filmów Fabularnych i CeTA, podrabianiu dokumentów, niegospodarności oraz zawieraniu niekorzystnych umów”. Wszystko rzecz jasna pod rządami reżysera.
Minął miesiąc i nadeszła riposta Rybczyńskiego. Jak się okazało, to on już w marcu 2012 roku wykrył, że środki finansowe zostały sprzeniewierzone przez pracowników centrum, że dochodziło do zatrudniania fikcyjnych osób i zawyżania rachunków. Co więcej, w tej sprawie osobiście interweniował w ministerstwie kultury oraz Polskim Instytucie Sztuki Filmowej. „Zażądałem złożenia sprawy do prokuratury w sprawie poprzedniego dyrektora i wyjaśnienia całej sytuacji” – mówił.
Sam też złożył pozew przeciwko ministrowi Bogdanowi Zdrojewskiemu oraz dyrektorowi CeTA, który go zwolnił. Domaga się przeprosin, bo, jak twierdzi, stał się kozłem ofiarnym. „Ujawniam milionowe malwersacje. Z tego powodu jestem oskarżony, oczerniony i skopany. Bogdan Zdrojewski publicznie kłamie, próbując mnie oczernić. Jeśli nadal będzie ministrem kultury, zrzeknę się obywatelstwa” – zapowiedział na antenie RMF FM.
Murem za reżyserem
Czy to jego wersja jest prawdziwa? Rozstrzygnie to prokuratura, ale w konflikcie o CeTA po stronie Rybczyńskiego stoi wielu artystów i ludzi sztuki. Petycję w sprawie przywrócenia reżysera na stanowisko w centrum podpisali m.in. Agnieszka Holland i Joanna Kos Krauze. Powstała też strona rybczynskicase.com, gdzie zbierane są głosy poparcia.
"Nie zgadzamy się z postawą pana ministra, odsądzającego od czci i wiary człowieka, który może być tylko chlubą dla Polski. Gwałtownie protestujemy przeciwko zwalnianiu w trybie nagłym, bez podania powodów i bez próby uprzedniego wyjaśnienia sytuacji. Nie zgadzamy się na to, by urzędnicy na wysokich stanowiskach, kierując się prywatnymi pobudkami, wykorzystywali w taki sposób swoją władzę. Protestujemy wreszcie przeciwko marnotrawieniu publicznych pieniędzy" – piszą sygnatariusze listu do premiera Donalda Tuska.
Jednym z nich i inicjatorem całej akcji jest Jacek Tabisz, prezes Polskiego Stowarzyszenia Racjonalistów, poeta i muzyk z Wrocławia. Jak przekonuje, doszło do absurdalnej sytuacji, gdzie ceniony reżyser nie może znaleźć pracy w Polsce. A to dlatego, że "za dużo zależy" od ministra Zdrojewskiego.
– Rybczyński marzy o wyjeździe do USA, gdzie spędził ogromną część swojego życia. Nie spodziewa się, że doczeka się sprawiedliwości szybciej, niż za pięć lat. Aby mieć środki na procesy, sprzedaje swoją kolekcję grafik, którą do tej pory chciał przekazać nieodpłatnie muzeum państwowemu w Polsce – podkreśla.
Dla niego i innych obrońców Rybczyńskiego ta sytuacja jest dowodem na to, że Polska nie jest gościnna dla wizjonerów, takich jak reżyser. – Jeszcze do niedawna istniała we Wrocławiu szansa na stanie się innowacyjnym centrum nowych filmowych technologii. Obecnie ta szansa została zaprzepaszczona, zaś młodzi ludzie i władze uczelni zainteresowane kształceniem się u Rybczyńskiego, zrezygnowali – twierdzi.