Każdy z nas jest kowalem swojego losu. Jednak Przemek przez 20 lat kuł nie to żelazo, co potrzeba. Był księgowym, ekonomistą i informatykiem, pomimo że od dziecka marzył aby zostać kowalem. Przypadek sprawił, że wraz kolegą trafił na zabytkową kuźnie w Łodzi, którą wspólnie odrestaurowali i uruchomili. Już niebawem Przemek będzie mógł zamienić kalkulator na młot i zacznie spełniać swoje marzenia z dzieciństwa. – Chcemy odrestaurować dobre imię kowala – mówi w rozmowie z naTemat.
Przemek "Coffee" Nowakowski: Nasza kuźnia "Iron Beard Forge" zajmuje się robieniem przedmiotów historycznych dla osób, które pasjonują się rekonstrukcją. Najczęściej są to miecze i topory, ale i elementy biżuterii. W tej chwili przeprowadzamy się do nowej kuźni, w której uruchomimy odlewnictwo oraz będziemy kuli rzeczy bardziej współczesne, przede wszystkim rzeźbę, architekturę itd.
Nie znam żadnego kowala oprócz ciebie. Jak nim zostałeś?
Zostałem nim, bo zdecydowałem realizowac marzenia, a pomógł przypadek. Ogólnie rzecz biorąc - jestem ekonomistą, finansistą i informatykiem. Mając piętnaście lat miałem do wyboru albo zostać zostać ekonomistą, albo kowalem. Zdecydowanie bardziej chciałem być kowalem, no ale wiadomo, czasy były takie, że raczej nikt nie myślał o tym, aby wykonywać fizyczny zawód. Chodziłem do jednej szkoły, a do innej oddalonej o dwieście metrów chciałem chodzić, czyli do zawodówki samochodowej, w której w tamtym czasie była dostępna specjalizacja: kowal.
Jednak przyszło mi zostać ekonomistą i pójść w ślady mojej mamy. Zostałem nim właściwie ze względów rodzinnych, ale gdzieś w głowie zawsze grało mi, że nie jest to do końca ten zawód, który chcę wykonywać.
Skąd wzięło się w twojej głowie marzenie, aby zostać kowalem ? Nie przypominam sobie podobnych fascynacji ze swojego dzieciństwa.
Lubiłem czytać na temat pracy w metalu. Chodziło o to, aby robić coś własnymi rękoma. Przez wiele lat wykonywałem prace, które teraz określa się jako tzw. bullshit joby, które tak naprawdę niczego nie tworzą. Kowalstwo daje konkretne efekty i powody do dumy. A nie oszukujmy się, praca w korporacji często polega na tym, że jesteś trybikiem w maszynie i tak naprawdę nie wiadomo co właściwie robisz, jest to też jest powodem nieustannej frustracji i wypalenia. Długo pracowałem jako freelancer, miałem prywatne firmy, więc nie miałem też pracy zupełnie odtwórczej. Ale i tak chciałem żyć z pracy swoich rąk i trochę się pobrudzić [śmiech].
Ile lat dojrzewałeś do zmiany?
Dwadzieścia.
Jak do niej doszło?
Przyjaciel zapytał mnie, czy naprawdę chciałbym zostać kowalem, bo zawsze o tym wspominałem. Powiedziałem że tak, tylko nie wiem jak to zrobić, bo kuźnia nie spada z nieba. Okazało się, że tym razem spadła, a zadecydował o tym oczywiście przypadek. Emil z którym dziś pracuję, a który to wszystko zaczął i dłużej jest kowalem ode mnie, stał któregoś razu na przystanku. Miał plecak pełen żelastwa, czym przyciągnął uwagę osoby która też tam była. Ten ktoś zapytał mojego kumpla, po co mu to wszystko. Ten odpowiedział, że jest kowalem, po czym usłyszał, że dobrze się składa, bo jest kuźnia którą trzeba odrestaurować.
Tym przypadkowo spotkanym osobnikiem był nasz obecny kolega Tomek, który jest członkiem Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i miłośnikiem starych tramwajów. Posiada własne tramwaje i dodatkowo opiekuje się też powstającym muzeum transportu w starej łódzkiej zajezdni tramwajowej. Okazało się, że tak jak w każdym innym miejscu tego typu, jest tam również kuźnia. Niemal całe jej wyposażenie było zniszczone i musieliśmy je odrestaurować. Przywieźliśmy swoje kowadło, naprawiliśmy kotlinę, zbudowaliśmy okap.
Czyli jest to "pełnowartościowa" kuźnia.
Na początku pracowaliśmy pożyczonymi narzędziami, a później coraz bardziej się to rozwijało. Mamy tam dziś historyczne narzędzia, które się właściwie nie zmieniły. Gdyby ktoś przyjechał do nas z dorożką i poprosił o wymianę koła, to bez problemu byśmy to zrobili (śmiech)
Ale wiadomo, że apetyt rośnie w miarę jedzenia, a tamta kuźnia okazała się za mała na robienie większych rzeczy. Uznaliśmy, że czas uruchomić prawdziwą firmę, zamiast bawić się tym tylko hobbystycznie. Niebawem otworzymy własną kuźnie przy Piotrkowskiej 217.
Porzuciłeś dawne życie księgowego?
Życie księgowego porzuciłem, nadal prowadzę firmę informatyczną, ponieważ lubię to i jestem zaangażowany w ciekawe projekty, a nowa kuźnia dopiero się tworzy.
Kiedyś dojdziemy z Emilem do momentu, w którym kowalstwo będzie naszym głównym zajęciem w życiu. Bo to jest coś, co zmienia życie i co kocham. Zawsze powtarzam, że należy gonić za marzeniami i je spełniać, a najlepiej robić to, co się kocha i gdy jednocześnie przynosi nam pieniądze.
Lepiej czujesz się w stroju kowala, niż w garniturze?
Garnitur od zawsze starałem się omijać z daleka. Ale chodzi tu o coś innego. Jak coś księgujesz, nawet jak dotyczy to kwoty na półtora miliona, to nie jest to tak porywające, jak na przykład kucie miecza. Może komuś bardziej się podoba przelewanie pieniędzy z konta na konto, ale nie mi.
To jeszcze hobby, czy już biznes?
Jeszce hobby, ale za chwilę to już poważna firma [śmiech]. Po przeniesieniu się do nowej kuźni zamierzamy robić również inne rzeczy, niż tylko historyczne. Oczywiście będą to też ławeczki, kraty w oknach, bramy, płoty, rzeźby itd. chcemy to robić tylko i wyłącznie "po kowalsku". Bo na ogół jest tak, że widząc metalowy płot, widzimy najczęściej taśmowy, spawany wyrób z marketu. Od takich rzeczy się odcinamy, walczymy aby nie nazywać produktów spawanych pracami kowalskimi. Mamy zamiar pokazać, że można robić super użytkowe rzeczy, ale takimi samymi metodami, jak sto lat temu. Dodatkowo chcemy wzbogacić również nasza kuźnię w zdobycze nowoczesnej techniki jak drukarki 3D czy tez mini frezarki CNC. Tak aby stare spotkało nowoczesność i zjednoczyło się w całkiem nową jakość. Zamierzamy tez uruchomić odlewnię metali nieżelaznych. Dzięki temu moglibyśmy odlewać w metalu biżuterię, lub np ręcznie wykonać klamry do skórzanego paska.
Po uruchomieniu firmy, jeszcze w tym roku chcemy w nowym miejscu zorganizować Międzynarodowe Spotkania Kowalskie. Czy się uda, zobaczymy. Realizujemy również ścieżkę dydaktyczną mająca na celu propagować wiedzę o tym, bądź co bądź ginącym zawodzie, w ramach niej poprzez portal lifetramp.com można zabookować wolny termin i spędzić z nami dzień podglądając nas przy pracy, a czasami uczestnicząc w niej.
Na razie więcej czasu spędzam jako informatyk, a rzadziej jestem w kuźni. Ale jak już powstanie nasze nowe miejsce, to myślę, że będę dzielił ten czas po połowie między dwie firmy.
A dla ludzi jest dzisiaj ważne, że brama nie jest z marketu tylko zrobił ją rzemieślnik?
Oczywiście. Są osoby, które zauważają tę różnice. Jak ktoś wymarzy sobie wzór w duchu secesji, francuskiej czy szkockiej, albo w stylu modernistycznym, to już tego nie kupi w markecie. Ale możes przyjść do nas i sobie ją zażyczyć. Oczywiście, taki produkt jest droższy niż zwykły produkt, bo musimy nad nim spędzić bardzo dużo czasu, ale jest to praca, która daje nieporównywalnie lepszy efekt, niż produkt ze sklepu.
Duża jest konkurencja?
To zależny. Jeśli chodzi o rzeczy użytkowe, to musimy do tego grona zaliczyć wszystkie osoby, które mienią się kowalami, ale tak naprawdę są spawają gotowce. Robią płoty i bramy z gotowych elementów. Takich osób jest dużo. Nie ma już cechu kowalskiego, tylko są kursy. Ja znam kilkanaście osób, które są "prawdziwym kowalami", ale gdzie się rzuci kamieniem, tam jakiś kowal jest. Tyle, że nie można postrzegać tego jako konkurencja, bo każdy ma inny styl, każdy robi coś innego. Te rzeczy są podobne, ale to tak, jak z każdym artystycznym zawodem, bo trzeba powiedzieć, że w obecnych czasach kowal to artysta i historyk. W taki zawód wkłada się duszę, a każdy inaczej trzyma młotek i inaczej wykuwa metal.
W Polsce chyba nadal mamy kult pracy umysłowej. Ty chcesz go złamać, rzucić swoje zajęcie i zabrać się do ciężkiej roboty fizycznej. Dlaczego?
Bo dzięki tej pracy jesteś kowalem swojego losu i wszystko co robisz, zależy od ciebie. Jeśli jest jakiś błąd, nie odpowiada za niego zespół 20 osób. Jedna osoba, jeden kawałek metalu, jedno kowadło i jeden młotek. Uważam, że powrócimy do kultu pracy fizycznej. Fajnie by było, gdyby każdy człowiek dostrzegł, że innym należy się szacunek, niezależnie od tego, jaką pracę wykonuje. Zwłaszcza, jeżeli wykonuje ją bardzo dobrze.
Tymczasem w Polsce pokutuje myślenie, że praca fizyczna, choćby nie wiem jakie przynosiła dochody, to zawsze będzie gorsza od pracy umysłowej. Ja pracuję w biurze, a ty zamiatasz ulice, to jesteś gorszy... nieprawda! Jeżeli robisz coś fantastycznie, a wielu przypadkach osoba zamiatająca jest bardziej efektywna od tej przerzucającej papiery, no to przepraszam bardzo...
Kto może zostać kowalem? Dziewczyna?
Oczywiście że dziewczyna też. Są w Polsce jak i na świecie "panie kowal" i wykonują swoją pracę w sposób perfekcyjny. Duża siła nie jest aż tak istotna. Po odpowiednim treningu każda osoba jest w stanie utrzymać młotek i uderzać. To się tylko tak wydaje, że trzeba włożyć w tę prace bardzo dużo siły. tak naprawdę trzeba to robić technicznie. Ale samo trzymanie młotka nie jest aż tak proste, jak by się wydawało :) W tej pracy liczy się mnóstwo rzeczy: znajomość sztuki, zmysł artystyczny, umiejętność rysowania, skupienie, spokój. Siła jest na końcu.
A kim są wasi klienci?
Naszym klientem jest osoba doceniająca dobry design, ceniąca sobie hand made oraz mogąca za niego zapłacić [śmiech]. A poważnie, klientem są osoby, które cenią sobie pracę jaką się wkłada i serce w dany przedmiot. Nieważne czy to jest listek czy brama, krzesło, albo rzeźba.
No właśnie, podaj jakieś przykładowe ceny.
Heh, firmy jeszcze nie ma więc trudno mówić o cenniku, ale myślę że każdy znajdzie coś dla siebie. Planujemy mieć pamiątki z kuźni za 20 zł jak i droższe rzeczy. Niedługo uruchamiamy również warsztaty dla osób które chcą choć na jeden dzień oderwać się od własnego życia i zostać kowalem na jeden dzień.