Jedni odchodzą z korporacji, drudzy próbują stworzyć własny biznes, a jeszcze inni wcale nie odczuwają potrzeby zmiany swojego życia. Aleksander Jacob wiedział, że chce "czegoś więcej", a swojej nowej życiowej drogi postanowił poszukać poza krajem. Znalazł się w Paryżu, gdzie niemal od zera próbuje stworzyć własną markę wnętrzarską. O tym, dlaczego żyje dziś właśnie we Francji oraz jak wygląda Polska znad Sekwany, opowiedział w wywiadzie dla naszego serwisu.
W Polsce pracowałem jako stylista wnętrz i dziennikarz.
Kim jesteś dziś i czym się zajmujesz?
Pod koniec 2012 roku rozpocząłem projekt związany z moją własną marką. Od początku 2014 moje produkty są już dostępne w paryskich butikach, a także w Barcelonie oraz w Berlinie. Moją ambicją było, aby stworzyć własną markę wnętrzarską. Najpierw zacząłem pracować nad ogólną koncepcją, później, przez znajomych trafiłem na atelier w Warszawie, z którym zacząłem współpracować. Dziś projektuję lniane i recyklingowe rzeczy, które są produkowane w Polsce, krotko mówiąc to francuski brand, ale polskie produkty.
Dlaczego właśnie z lnu?
Jeszcze gdy pracowałem w "Gazecie Wyborczej", zależało mi na tym, aby prezentować rzeczy tradycyjne, zarówno jeśli chodzi o materiały jak i wykonanie. Próbowaliśmy odkrywać na nowo elementy polskiej tradycji wnętrzarskiej, rzemiosła, ale w innym, nowoczesnym ujęciu. To mi zostało, dlatego gdy tworzyłem swoją markę, posiłkowałem się w tym, na czym znałem się dobrze, a więc polskich materiałach. Taki był pomysł na brand, wykorzystać znajomości i kontakty, które już posiadałem i stworzyć coś, co mogę pokazać tutaj. Chciałem też mieć okazję, aby wracać do Polski.
A czy dla Francuzów ma znacznie fakt, że kupują polskie produkty, z polskiego lnu?
Cały czas ich do tego namawiam... Len po latach przerwy, również we Francji, zaczął być bardzo popularny. Od kilku sezonów jest powrót do lnu. To jeden z nielicznych materiałów, które są europejskie. Większość produkcji lnu jest w Europie, we Francji, Belgii, oraz w Polsce, na Litwie, Białorusi. Francuzi znają ten materiał i zaczęli go na nowo doceniać, dzięki czemu jest mi łatwiej.
Nie podkreślam w szczególny sposób tego, że jest to polska produkcja. Bardziej stawiam na to, że są to produkty europejskie, a nie na przykład chińskie, bo lnu chińskiego (o wiele gorszej jakości, za to tańszego) też jest sporo na rynku. Mówienie im o Polsce jest raczej wisienką na torcie. Wtedy opowiadam im o moim atelier, że jest w Warszawie, o pani Irenie i Kamili, o Beacie, która to wszystko ogarnia...
Jak oni reagują na to, że jesteś Polakiem i robisz rzeczy z polskiego lnu? Jest to dla nich coś fajnego?
Polska dla Francuzów jest wciąż mało znana... Jest to dla nich kraj dość odległy i czasem nawet nie są w stanie go dokładnie zlokalizować na mapie. Ma to swoje plusy i minusy. Z jednej strony podkreślam to, że nasz kraj należy do Unii Europejskiej, więc produkcja w Polsce jest "nasza europejska" a nie azjatycka. Oznacza to, że płacimy naszym pracownikom, odprowadzamy podatki itd. Z drugiej strony to, że Polska jest jeszcze mało widoczna we Francji, nadaje moim produktom trochę egzotyki. Bo Polska jest egzotycznym i mało znanym krajem dla Francuzów, takim nawet mistycznym i tajemniczym.
Egzotyczny i tajemniczy? To dość przykre w XXI wieku, że wśród Francuzów jest taka mała świadomość tego, czym i gdzie jest Polska.
Mam na myśli wiedzę popularną, bo wykształceni Francuzi wykazują dużą znajomość Polski. Wśród nich polska marka jest dosyć mocna. Oczywiście, że obserwuję też pewne stereotypy związane z emigracją zarobkową, czyli słynnym hydraulikiem odbierającym Francuzom prace, który kilka lat temu przewinął się przez media. Ale Polska jest też postrzegana jako "eksporter" wysokiej kultury, tzn Chopina, Skolimowskiego, Polańskiego. Tych nazwisk z kultury wysokiej pojawia się tutaj dużo i one są w miarę znane.
Polska nie jest tu bardzo znana dlatego, że Francja ma inne zainteresowania polityczne, czy gospodarcze, takie jak byłe kolonie w Afryce czy Europa Zachodnia. Ale czy jest mi jako Polakowi z tego powodu przykro? Absolutnie nie. Nigdy nie spotkałem się z tym, żeby ktoś mnie np. źle potraktował. Wręcz przeciwnie, mój akcent zwraca czasem uwagę i ludzie chcą dowiedzieć się więcej o moim pochodzeniu.
Jak trafiłeś do Paryża? I dlaczego wybrałeś Paryż, zamiast na przykład Warszawy?
Nie był to dla mnie wyjazd "dramatyczny", za chlebem czy coś w tym rodzaju. Chciałem po prostu spróbować nowych wyzwań i życia gdzie indziej.
No ale dlaczego właśnie Paryż?
Bo to najpiękniejsze miasto na świecie [śmiech]. Wydawało mi się, że w Londynie jest za dużo ludzi, za dużo się tam dzieje i panuje za ogromna konkurencja. Paryż wydawał mi się spokojniejszy, a poza tym znałem trochę francuski i lubiłem Paryż.
Zaczynałeś od zera?
Można tak powiedzieć, bo nie miałem ani pracy, ani znajomych, ani za wielu kontaktów. Na początku wydawało mi się, że będę mieszkał w Paryżu i w Warszawie jednocześnie, i to będzie takie "światowe" [śmiech]. Okazało się, że tak się nie da. Moje zlecenia w Warszawie szybko zaczęły się urywać, bo zawsze była to praca na następny dzień, a ja nie byłem w stanie szybko dolecieć do kraju lub po prostu nie miałem pieniędzy, żeby kupić bilet z dnia na dzień. Zacząłem tracić zlecenia w Warszawie, a jednocześnie nie miałem jeszcze żadnych we Francji. Po roku takiego życia zorientowałem się, że nie mam pracy ani tu, ani tam. Musiałem podjąć decyzję. Bałem się tego nowego życia, ale też trochę i tego gadania, że "podwinął ogon i wrócił", dlatego zdecydowałem się zostać w Paryżu.
I jak ci szło na początku?
Ten pierwszy rok był bardzo trudny, miałem jakieś ostatnie zlecenia z Warszawy. Nie miałem też za bardzo znajomych, bo Francuzi nie są skorzy do zawierania przyjaźni. Później zaczęły pojawiać się jakieś pierwsze, małe prace. Nikt nie czekał na mnie z propozycjami zrobienia wielkiej kariery. Nie wychowywałem się we Francji, nie miałem francuskiego wykształcenia, więc trudno było mi wejść w taki rytm kariery francuskiej. Tutaj na każdą pracę, każdy zawód, jest "numerek". Jeżeli nie wpisujesz się do szufladki, do której cię przyporządkowują, trudno jest wejść na rynek pracy.
Robiłem w życiu dużo rzeczy, ale dla nich zupełnie różnych. Dziennikarstwo, stylizacja wnętrz, fotografia i jeszcze parę innych rzeczy, nie składały im się w żadną całość.
Jak zatem sobie poradziłeś?
W 2012 roku robiłem reportaż dla Telewizji Polskiej o inkubatorach przedsiębiorczości, czyli wsparciu młodych przedsiębiorców w ich działalności zawodowej. Gdy w mojej głowie ułożył się pomysł na własną markę, postanowiłem spróbować z własnym projektem. Napisałem biznesplan i zakwalifikowali mnie do tego programu. Jestem właśnie na etapie, gdy kończy mi się roczny etap inkubatora i zaczynam się "wykluwać". Za dwa miesiące zaczynam prace na własny rachunek.
A jak wszedłeś ze swoimi produktami do europejskich butików?
Były dwie drogi, albo "btb", czyli biznes to biznes, albo biznes to client "btc". ja wybrałem "btb", bo zawsze chciałem podróżować i swoją markę chciałbym pokazać nie tylko w Paryżu, ale i w Europie, czy nawet na świecie.
A dlaczego nie dziennikarstwo? Znałeś ten zawód, pracowałeś w nim?
Jeszcze w 2012 roku robiłem reportaże dla polskiego magazynu kulinarnego, wcześniej próbowałem pisać do internetu, ale obowiązujące stawki sprawiły, że ta praca mijała się z celem, nie pozwalała mi się utrzymać.
Co studiowałeś?
Antropologię kultury i etnologię.
Przydały się te studia?
Trochę zmieniło się myślenie o tego typu humanistycznych studiach i mają one teraz nieco lepszą prasę. Moim zdaniem, takie studia dużo lepiej przygotowują do życia, niż techniczne. Oczywiście, gdy jest się specjalistą w jakiejś dziedzinie, to bardzo pomaga, bo wtedy łatwiej znaleźć pracę niezależnie od miejsca, w którym się jest. Natomiast jeżeli ukończy się takie studia, jak antropologia kultury, to daje podstawę do odnalezienia się w bardzo wielu sytuacjach i miejscach. Dzięki nim zdobywa się znajomość różnych kultur, a to pomaga się zaaklimatyzować, zrozumieć różnice kulturowe, łatwiej jest przeżyć szok kulturowy. Nigdy nie żałowałem tego wyboru.
Ale przykład twojej kariery pokazuje, że ta ścieżka kariery nie jest łatwa, nie jest tak oczywista, jak po politechnice.
Tak, ale jak patrzę na ludzi, z którymi studiowałem, wszyscy fantastycznie sobie radzą. Każdy robi co innego i mało osób pracuje w zawodzie. Niektórzy trafili do trzeciego sektora czyli organizacji pozarządowych, a niektórzy do biznesu. Mają dużo pomysłów na życie. Te studia dają otwartość w myśleniu.
Dlaczego zdecydowałeś się wyjechać z Polski i nie robić kariery u nas. Miałbyś mniejsze możliwości?
Nie namówisz mnie na narzekanie na Polskę [śmiech]. Świetnie mieszkało mi się w Warszawie i uwielbiam to miasto. Czy w Polsce jest trudniej? Chyba nie, choć dużo się narzeka na nasz kraj. Natomiast z tego co widzę, wszyscy sobie fajnie radzą, nawet jeżeli narzekają. W Warszawie jest dużo pozytywnej energii, co jest widoczne też dla osób, które przyjeżdżają ze mną z Francji. Paryż momentami przypomina muzeum. Jest skostniały, uregulowany, co ma też swoje plusy. Natomiast w Warszawie jest dużo energii, dużo się dzieje, a ludzie mają świetne pomysły. Zawsze jak przyjeżdżam, to widzę nowe miejsca, zmiany na lepsze, ruch.
Dlaczego wiec zamieniłeś Warszawę na Paryż, dla kariery?
Ja nie robię kariery, jestem w kontrze do robienia kariery. Realizuję po prostu swoje pomysły i gdybym został w Warszawie, robiłbym to samo w Warszawie. Miejsce nie ma znaczenia. Paryż był mi potrzebny, bo chciałem mieszkać w innym kraju i w innej kulturze. Ale to nie była definitywna decyzja. Wciąż mam taki sam dostęp do polskiej prasy, filmów, jakbym był w Warszawie. Dwie i pół godziny lotu samolotem to taka sama odległość jak bym jechał pociągiem do Dijon. Nie czuję, że porzuciłem Polskie i prowadzę radosny lub smutny los emigranta.
Co mówią Francuzi, których zabierasz do Polski?
Oni stosunkowo dużo podróżują po świecie, również do państw, które są dużo biedniejsze niż Polska i uważane za kraje trzeciego świata. W Warszawie zawsze zauważają energię i odbierają to miasto jako miejsce "z oddechem". Każdy tu coś robi, ma jakieś swoje projekty. To takie miasto, "under construction". Ciągle się zmienia i jest nieoczywiste. Jak ktoś przywykł do takiego miasta jak Paryż i zobaczy architekturę socrealistyczną, bloki modernistyczne, a zaraz obok stare kamienice, jest pod dużym wrażeniem.
Naprawdę nie ma dużej różnicy między Warszawą a Paryżem. Mamy te same sklepy, a ulice nawet bardziej czyste. Różnice są raczej kulturowe, bo jemy trochę inne śniadania, inaczej podaje się kawę.
We Francji jest coraz więcej informacji o Polsce. Pokazuje się coraz więcej filmów, pojawiają się wzmianki o Polsce w prasie. Ostatnio film "Ida" zrobił ogromną karierę we Francji. W ciągu dwóch czy trzech tygodni, ten film przy sześćdziesięciu kopiach obejrzało 400 tysięcy widzów. To był duży sukces polskiego kina. Polska jest coraz bardziej widoczna. Nie jest o nas mniej słychać niż choćby o Szwajcarii, czy Holandii.
Trudno nie zapytać cię też o modę polską na tle francuskiej. Jak ubierają się Polacy?
Byłem ostatnio w Warszawie i mieszkańcy tego miasta ubierają się trochę takimi "kalkami". Ale ogólnie Warszawa fajnie się ubiera, podoba mi się. Jest może trochę tak, że jak pojawiają się hipsterzy, to nagle pół miasta przebiera się za hipsterów. Jak są modne dresy z jerseyu, to wszyscy je noszą. W Paryżu panuje nieco większy luz. Dziewczyny i faceci są bardziej nonszalanccy w tym, jak się noszą.
Jak widzisz swoją najbliższą przyszłość w perspektywie dwóch, trzech lat?
Nie myślę tak odległymi perspektywami jak dwa trzy lata. Skupiam się na tym roku, bo przechodzę na zupełnie własną działalność i będę musiał sobie radzić z francuska biurokracja, która jest znacznie bardziej złożona, niż polska. Będę szukał pracownika, rozwijał firmę i pewnie najbardziej ekscytujące będzie rozwijanie sieci sprzedaży, bo chcę pojawić się w kilku innych krajach.
Powiedz jeszcze na koniec, co byś poradził innym osobom, które są już na jakiejś życiowej drodze, czują, że chcieliby coś zmienić, ale nie wiedzą jak to zrobić. Przypomnijmy, że masz już 35 lat - nie jesteś młodzikiem.
Na szczęście tutaj wciąż jestem postrzegany jako młody projektant [śmiech]. Ja zaryzykowałem, ale jestem dość asekurancki w tym ryzyku. Lubię ryzyko, ale limitowane. Staram się tworzyć wokół siebie grupę życzliwych mi ludzi, z którymi i ja dziele się własną wiedzą i doświadczeniem. Nie zostawiam wszystkiego dla siebie. Trzeba zacząć od tego, aby poznawać ludzi, którzy tworzą podobne rzeczy i nam pomogą. W Polsce dużo się narzeka, czy też sugeruje, że ktoś ma coś po znajomości, że ktoś coś załatwił, bo ktoś kogoś znał. Ale tak to działa wszędzie na świecie. Trzeba tworzyć wokół siebie sieć ludzi, która sobie nawzajem pomaga. To nie jest żaden nepotyzm, tylko dzielenie się dobra energią. Żeby dzielić się tym, co otrzymałem od innych, swoim doświadczeniem, zostałem na przykład mentorem Lifetramp. Jeżeli ktoś chciałby zobaczyć jak wygląda moja praca na co dzień, zapraszam.