Bałkany dotknęła jedna z najbardziej niszczących powodzi w historii. Jakby zniszczeń po przejściu żywiołu było jednak mało, dziś w regionie byłej Jugosławii wszyscy drżą o to, by nie wrócił... koszmar wojny. Wszystko przez miny przeciwpiechotne, którymi usiane są Bałkany, a które właśnie spłynęły wraz z powodzią.
Wojna na Bałkanach z początku lat 90-tych była uznawana za najtragiczniejszą kartę europejskiej historii od zakończenia II wojny światowej. W byłej Jugosławii zginęła bowiem rzesza cywilów, których życia pozbawiono nie tylko w masowych egzekucjach, czy ostrzałach i nalotach. Wielu niewinnych ludzi zginęło przez miny przeciwpiechotne, którymi przeciwne strony tamtego konfliktu próbowały się wzajemnie odgrodzić.
Choć po wkroczeniu do konfliktu NATO przez lata oznaczano niebezpieczne pola minowe (także wysiłkami polskich saperów) tak, by nikt przypadkiem nie został kolejną ofiarą min, dziś to zagrożenie wraca. Wszystko przez katastrofalne rozmiary powodzi, która uderzyła przede wszystkim w Bośnię i Hercegowinę 14 maja.
Jak informuje Mine Action Center, które w chwili obecnej zajmuje się oznaczaniem bałkańskich pól minowych, powódź sprawiła, że doszło od zalania i zniszczenia oznaczonych skupisk min. Część ładunków wybuchowych prawdopodobnie została też przesunięta. Wiele min mogło ulec też wypłukaniu z ziemi pod naporem fali powodziowej i w tej chwili dryfuje z biegiem wezbranych rzek.
Największe obawy związane są z tym, co mogła porwać ze sobą Sawa. Bośniackie władze we wtorek właściwie oficjalnie przyznały bowiem, że największa rzeka regionu niesie ze swoim nurtem dodatkowe śmiertelne zagrożenie w postaci części ze 120 tys. min, których od zakończenia wojny nie udało się jeszcze wydobyć z ziemi. Bośniacy ostrzegają nie tylko swoich obywateli, ale także Rumunów i Bułgarów. Wypłukane przez powódź miny wkrótce mogą bowiem dotrzeć z nurtem Sawy, a także Dunaju własnie do tych krajów UE.