Szeryfów stojących na straży moralności boli widok osób, które po stracie małżonka próbują na nowo ułożyć swoje życie. Dlaczego? Bo zdaniem niektórych jest to jasny sygnał, że wdowa nie kochała męża. W przeciwnym wypadku do końca życia ubierałaby się na czarno i nie pozwalała sobie choćby na delikatny uśmiech. Na to nie godzi się dziennikarka Joanna Racewicz, która straciła męża w 2010 roku. – Tak, daję sobie prawo, by przeżyć życie normalnie. I już słyszę głosy oburzenia: "Co?! Przecież powinna iść na cmentarz, kwiatki sadzić, świeczki zapalać" – wyznaje w ostatnim wywiadzie.
Jako społeczeństwo mamy bardzo wysokie standardy moralne, zwłaszcza jeśli chodzi o formułowanie oczekiwań wobec zachowań innych osób. Nie jesteśmy w stanie wczuć się w ich sytuacje ani próbować ich zrozumieć, ale bez problemów wskazujemy, jak drugi człowiek powinien żyć.
Z takim właśnie oczekiwaniem mierzą się niemal każdego dnia kobiety, które straciły swoich mężów. Pomimo, że na początku nie spotkamy osoby, której nie ogarnęłoby współczucie, bardzo szybko przeistacza się ono w zaszufladkowanie wdowy do określonej kategorii.
Święte oburzenie
Do szufladki "wdowy cierpiącej", która do końca swoich dni powinna żyć traumą po stracie męża, trafiła Joanna Racewicz. Wdowa po Pawle Janeczku, który zginął w katastrofie smoleńskiej, udzieliła wywiadu magazynowi „Gala”, w którym opowiedziała o prawie, które zostało jej odebrane. Prawie do normalnego życia.
Racewicz wyznaje, że wiele osób nie daje jej przyzwolenia na nowy początek. – Przecież wdowa już miała swoje "życie", drugie nie przysługuje – czytamy. Jak mówi, nie pojmuje skąd w ludziach tyle jadu i potrzeby drapowania się w szaty jedynych sprawiedliwych.
Jak mówi Sylwia Elert-Wilczyńska - psycholog z fundacji "Nagle Sami", nastawienie społeczne w tej sprawie nie zmienia w Polsce od dawna. – Najgorsza sytuacja jest w małych miastach, gdzie nie ma zgody na wychodzenie wdów poza cztery ściany. O ile znajomi nas poklepują po ramieniu i namawiają do tego, aby iść naprzód, o tyle rodzina powtarza, że jest zbyt wcześnie i "co powiedzą ludzie" – mówi psycholog.
Szczęście na indeksie
Nie tylko Joannie Racewicz odmawia się prawa do normalnego życia. Jej słyszalny głos jest tak naprawdę manifestem wszystkich wdów, które po wszystkich cierpieniach po stracie najbliższej osoby, każdego dnia borykają się z niesprawiedliwymi ocenami i listą zakazanych rzeczy, których nie wypada im robić.
Najbardziej dostaje się jak zwykle osobom ze świecznika, jak choćby Kamili Łapickiej. Tabloidy rozpisują się na temat "wdowy po Andrzeju Łapickim", bo tak najczęściej się ją teraz nazywa. Czego by nie zrobiła, staje się to pretekstem do pisania o niej w kontekście żałoby, a raczej jej braku.
Jednak również tzw "zwykłe wdowy" mają utrudniony powrót do normalności i to najczęściej z powodu rodziny i znajomych, którzy jak się wydaje, powinni wspierać je w trudnych chwilach. Często nie mają z kim porozmawiać, więc swoimi uczuciami dzielą się w internecie. W prawdziwym życiu wdowy boją się choćby myśleć o nowych związkach, bo może to zostać odebrane jako zdrada zmarłego męża.
Nie licz na wsparcie
Wdowy szukające zrozumienia w internecie piszą o tym, że największy problem przed wejściem w nowy związek stanowią one same. Piszą o bólu, traumie i strachu przed kimś, kto na nowo mógłby pojawić się w ich życiu. Boją się również o to, że sytuacja mogłaby się powtórzyć, a drugi raz nie przeżyją takiej straty. Niektóre skarżą się na to, że przyjaciele zbyt wcześnie starają się je zeswatać, na co nie zawsze są gotowe.
– Inną sprawą jest nastawienie naszego społeczeństwa, według którego wdowa ma być sama do końca życia, płakać, umartwiać i modlić w kościele, aby inni mogli powiedzieć sobie: "Może i ja mam źle, ale ona ma jeszcze gorzej – pisze na forum Sandra. Z kolei kobieta kryjąca się pod nickiem wdowa40 pisze:
Kochaj i cierp
Sylwia Elert-Wilczyńska często spotyka wdowy, zmagające się z podobnym problemem. Zazwyczaj dopiero po trzech, czterech lata otoczenie zaczyna akceptować nowe życie po stracie męża. – Wdowy powinny płakać i ubierać się na czarno. Nie mają prawa się uśmiechać. Muszą być smutne i pogrążone w bólu. A jeśli jest inaczej to myślimy, że widocznie wdowa nie kochała swojego męża. Tak patrzy społeczeństwo – mówi psycholog.
Kobiety bardzo często same mówią: mi przecież nie wypada. Mają poczucie winy, gdy się uśmiechają. Starają się tego publicznie nie robić, bo czują, że będą źle oceniane. – Wdowa jest stereotypowo skazana na samotność. Raz oddała swoje życie jednemu człowiekowi, ale jeśli on zginał, czy zmarł naturalnie, to nie powinna się dalej wiązać. Do końca życia powinna być wierna tylko i wyłącznie tej jednej osobie. To typowe myślenie, które odbiera prawo do swojego życia – mówi Sylwia Elert-Wilczyńska. Jednym z wyznaczonych celów fundacji Nagle Sami jest właśnie praca nad zmianą tego myślenia i wcześniejsze "przywracanie" do życia społecznego zarówno wdów jak i wdowców.
Bo to oni są jedynymi osobami, które wiedzą, kiedy nadchodzi czas na rozpoczęcie nowego życia. Innym nic do tego.
Czego świat oczekuje? W pewnym uproszczeniu, że wdowa będzie niekończącym się nieszczęściem, żałobą, smutkiem. Że będzie leżeć w domu na kanapie i szlochać do poduszki. Wraca do pracy? Jak to? A gdzie jej skromność? Ona się uśmiecha? Przecież nie wypada, jej mąż nie żyje. Tak, daję sobie prawo, by przeżyć życie normalnie. I już słyszę głosy oburzenia: "Co?! Przecież powinna iść na cmentarz, kwiatki sadzić, świeczki zapalać".
CZYTAJ WIĘCEJ
Wdowa40
Wpis na forum internetowym
Dla mnie problemem jest rodzina mojego zmarłego męża. Pomimo, że mąż nie żyje już kilka lat, traktują to wszystko tak jakbym Go zdradzała. Jestem przez nich wyzywana od k...w itp. Uważają, że nie należy mi się dom po mężu, skoro kogoś poznałam. Utrudniają mi życie na każdym kroku. Kochałam męża, ale On nie żyje już kilka lat, nie ma Go, nie wróci... Choćbym nie wiem co robiła. A ja chcę żyć, nie siedzieć zamknięta w czterech ścianach i wspominać, mieć z kim porozmawiać, poradzić się, wyjechać... CZYTAJ WIĘCEJ