"Polskie matki mają już dość terroru mitu matki Polki" – ogłasza na swoich łamach "Newsweek". W artykule o wiele mówiącym tytule "Idealne i wściekłe" tygodnik pokazuje, jak współczesne matki są coraz bardziej sfrustrowane. Powód? Przez lata próbowały żyć zgodnie ze stereotypem, według którego matka-Polka ma pracować, wychowywać, a do tego pięknie wyglądać i najlepiej nie narzekać.
Godzenie kariery zawodowej z macierzyństwem to jeden z kobiecych "mitów sukcesu". Matki-pracownice przekonują wszystkich dookoła, że jak się chce, to można, a do tego zostaje jeszcze czas na bycie fit i koleżanki. Teraz jednak, jak pisze w "Newsweeku" Lena Mróz (anonimowo, to pseudonim), mit idealnej matki, żony i pracownicy upada. Bo kobiety coraz częściej po prostu nie dają rady z dopasowaniem do idealnego wizerunku, a realizowanie wszystkiego naraz po prostu je frustruje i doprowadza na skraj wytrzymałości.
Poruszyły lawinę
Zaczęło się od książki 37-letniej Katriny Alcorn „Maxed Out: American Moms on the Brink”. ("Wykończona. Amerykańska mama na krawędzi"). Opisuje ona w niej, jak miała ataki paniki, nie mogła spać, a wszystko przez łączenie pracy z wychowaniem dzieci. Oczywiście, z zewnątrz jej życie wyglądało na idealne: sukcesy finansowe, mąż, dzieci idące przez życie jak burza. Tyle tylko, że na dłuższą metę nie dało się tak wytrzymać.
Lena Mróz wskazuje jeszcze kilka książek, które przekonują, że model idealnej matki-karierowiczki to mrzonka prowadząca do uciekania z pracy czy wiecznego zmęczenia. Francuzka Elisabeth Badinter, autorka „Konflikt. Kobieta i matka”, wskazuje: "Oto paradoks historii: w chwili, kiedy kobiety na Zachodzie wreszcie zdołały się uwolnić od patriarchatu, w ich domach pojawił się nowy władca, l’enfent roi ("dziecko-król" – przyp. Red.)".
Dziecko - słodki tyran
Mróz w swoim artykule podkreśla za Badinter, że dziecko to dzisiaj "słodki tyran", który wpędza matkę w poczucie winy, a pomagają mu w tym zastępy pediatrów i psychologów. Kilka kobiet postanowiło zaś opowiedzieć dziennikarce o tym, jak ich próba bycia ideałem kończy się tragicznie.
Aleksandra zdała sobie sprawę, że żyje w hipokryzji – bo wstyd jej przyznać, że przyniesione do przedszkola ciasteczka są kupne. Ciastka miały "uratować ją od poczucia winy", bo po dzieci przychodzi opiekunka – Ola nie ma czasu ich odbierać, bo pracuje od rana do nocy. Mąż w swoim biurze spędza jeszcze więcej czasu, mimo to stara się pomagać w domu, jak może. Ale to i tak Aleksandra musi zajmować się większością rzeczy, tych ważnych i nieważnych. Jak wymienia w "Newsweeku", pilnuje lekarstw, opiekunki, grafiku dzieci. Mąż gotuje obiad, odprowadza je do szkoły i wychodzi np. na rower. Aleksandra, jak przyznaje, czuje się odpowiedzialna za wszystko.
Idealna matka musi upaść
Rozmówczyni Leny Mróz przekonuje, że po prostu nie da się realizować modelu "idealnego macierzyństwa" i zawsze musi się to skończyć porażką. "Ale dopóki panuje zmowa milczenia, nic się nie zmieni. Ta zmowa milczenia wywołuje wrażenie, że wszystko jest fajnie, większość sobie świetnie radzi, tylko ja nie" – wskazuje Aleksandra.
Olga z kolei czuła się winna, bo posłała dziecko do żłobka, tym bardziej, że – jak się okazało – opiekunki nie zabierały dzieci na dwór i obcinały paznokcie aż do krwi. Od tamtej pory Olga nie wysyła dzieci do żłobka. Ma ich trójkę, przy ostatnim miała ochotę już posiedzieć w domu, ale musiała pracować – akurat zaczął się kryzys. Między jednym zadaniem i drugim była perfekcyjną matką. Mąż nie chce pomagać, bo uważa, że Olga daje sobie ze wszystkim radę.
Co powie teściowa?
Bohaterki tekstu wskazują, że same matki wykazują się w tej kwestii nie lada hipokryzją: między sobą narzekają, jakie to są zmęczone, by potem... wrzucać na Facebooka zdjęcia z zabaw z dziećmi z przekazem: "patrzcie, jacy jesteśmy szczęśliwi". Przyznanie się do zmęczenia i nie dawania sobie rady ze wszystkim może prowadzić do ostracyzmu nawet wśród rodziny i znajomych – żadna bohaterka artykuły nie zdradziła swojego nazwiska. Bo co potem na to teściowa albo koleżanka z pracy?
Socjolog z UW Małgorzata Sikorska, współautorka raportu "Ciemne strony macierzyństwa", przyznaje w rozmowie z "Newsweekiem", że matki narzuciły sobie "nowy rodzaj terroru", a moda na to, by dziecko było blisko matki, na zabieranie ze sobą pociechy w każde miejsce, nie pomaga współczesnym kobietom.
Sikorska tłumaczy też, że kiedyś – w czasach PRL – kobietom było trochę łatwiej wychowywać dzieci, bo nie było takiej presji społecznej. "Puszczali dzieci do szkoły z kluczem, nie przejmowali się drobiazgami" – mówi socjolog.
Mówcie głośno o macierzyństwie
Rozwiązaniem tej sytuacji, niestety, nie jest pozostanie w domu z dzieckiem. Lena Mróz wskazuje bowiem, że według badań z 2009 roku socjolog Marty Olcoń-Kubickiej, matki siedzące w domach również są sfrustrowane i to nawet bardziej, niż te pracujące. Społeczeństwo wywiera bowiem większy nacisk na "domowe matki", z założenia uznając, że te kobiety "nic nie robią". Istnieje więc nacisk na dbanie o dzieci, ale jednocześnie poświęcenie się tylko ich wychowaniu "nie jest w dobrym tonie".
Zdaniem Małgorzaty Sikorskiej wizerunek idealnej matki-pracownicy zaczyna się jednak rozsypywać. A dla kobiet jest tylko jedno wyjście z tej sytuacji: mówić głośno o tym, co czują. Inaczej skończą tak, jak Olga, która nie chciała wyjść ze szpitala – bo to była jedyna okazja do poczytania książki lub jak Aleksandra – która "krzyczy na dzieci tak głośno, że aż ją gardło boli".