„Matka Polka”, „matka pracująca”, „matka idealna”. Określeń związanych z macierzyństwem jest sporo, rzadko jednak pokazują one jego prawdziwe oblicze. W końcu w życiu nie zawsze bywa tak słodko i kolorowo, choć większość kobiet woli udawać, niż przyznać, że macierzyństwo może być trudnym doświadczeniem. Matki, których teksty zamieszczono w drugiej części antologii „Macierzyństwo bez lukru”, domagają się szczerości. I mówią otwarcie: „Mamy dość!”
„Mam dość. Proszę mnie uśpić i oddać do badań. Natentychmiast! Chciałabym mieć w lodówce Martini, a nie liście kapusty i mokre pieluchy. To całe macierzyństwo czasem srał pies. I już wiem, czemu niektóre gatunki zjadają swoje młode. Żeby wreszcie przestały się drzeć. Kolka jego mać!”. Albo: „ – O której położyłaś się spać? – Że jak? – No, spać o której poszłaś? – O pierwszej… drugiej… drugiej trzydzieści… trzeciej… czwartej… czwartej piętnaście i piątej trzydzieści…”. Macierzyństwo to kawał ciężkiej roboty, choć wielu osobom wygodniej jest myśleć, że bycie matką, to tylko słodka bajka. Na szczęście są kobiety, które nie boją się powiedzieć prawdy, nazwać po imieniu targające nimi emocje, opowiedzieć o frustracjach i zmierzyć się ze stereotypami.
„Macierzyństwo bez lukru”, którego druga część została wydana jesienią tego roku, to antologia blogów. W e-book'u zamieszczone są teksty matek, które śmiało opowiadają o trudach macierzyństwa. Tematów jest tyle, ile stereotypów, a autorki nie boją się zmierzyć z żadnym z nich. „Dziecko cementuje związek”, „Najważniejsze żeby było zdrowe” czy „Miejsce matki jest przy dziecku” – to tylko niektóre z haseł, z którymi walczą kobiety. W antologii można znaleźć zarówno pełne emocji teksty, które brutalnie obnażają prawdę, jak i psychologiczne rozważania, które są próbą odpowiedzi na trudne pytania.
Matka zdystansowana
– Często spotykam się ze zdaniem, że chcąc pokazać „ciemną stronę macierzyństwa”, bezsensownie marudzimy i narzekamy. To zupełnie nie tak – mówi Dorota Smoleń-Chuda, matka i pomysłodawczyni akcji. – Nie jesteśmy frustratkami, nasze teksty pisane są z dystansem. Oczywiście problem jest ważny i trzeba mówić o nim głośno, nam jednak zależało na tym, żeby pokazać wszystkie odcienie tej sytuacji. Jest więc trochę do śmiechu, trochę do płaczu. Tak jak w życiu bywa – dodaje Dorota.
Rzeczywiście, to co po pierwszej lekturze antologii najbardziej uderza, to prawda. Autorki dotykają zarówno tematów ważkich – jak Idiomka, która w zabawny sposób rozwija myśl: „jeden uśmiech dziecka wszystko ci wynagrodzi” – jak i bardzo poważnych, jak Agnieszka Sujata, która pisze szczerze o trudach bycia matką niepełnosprawnego dziecka. „W żaden sposób nie byłam przygotowana na taką sytuację. Na to, że nie dla mnie wszystkie kolorowe miesięczniki o pielęgnowaniu i wychowywaniu małego dziecka, że miast zasiedlać alejki osiedlowego parku i spędzać czas na niezobowiązującym small talk z innymi neofitkami w macierzyństwie, stanę się targetem gabinetów neurologicznych i poradni rehabilitacyjnych”.
Matka świadoma
Mocne? Bywa, że tak, ale takie też jest macierzyństwo. – Zrozumienie tego, że dziecko to nie tylko małe stópki i różowe kocyki zajęło mi trochę czasu – mówi Dorota. – Dzisiejszy świat jest pełen nacisków. Kiedy byłam w ciąży zewsząd słyszałam porady, każda była inna. Jedni mówili „jedz”, drudzy „nie jedz”, „karm”, „budź”, „tul” albo „zostaw w łóżeczku”. Od tego wszystkiego można było zwariować. W końcu musiałam przyznać otwarcie przed sobą, że nie dam rady zadowolić wszystkich, że moje scenariusze z czasów ciąży nijak się mają do rzeczywistości. To było bolesne odkrycie, ale prędzej czy później dokonuje go każda matka – tłumaczy.
Dokonuje, ale czy otwarcie przyznaje się do swojego odkrycia? Niekoniecznie. Z tekstów blogerek jednoznacznie wynika, że problemem matek są często same matki. Cierpiętnice, ukrywające emocje, udające wiecznie zadowolone supemenki same podkładają sobie kłody pod nogi. Latami udają, że macierzyństwo jest słodkie jak miód, a potem nagle wybuchają goryczą. Złych komentarzy nie udało się też uniknąć autorkom antologii.
– Po wydaniu pierwszej edycji „Macierzyństwa bez lukru” w internecie wybuchła awantura – opowiada Dorota. – Internauci mieszali nas z błotem mówiąc, że nie mamy prawa narzekać, tylko powinnyśmy cieszyć się, że przynajmniej mamy dzieci, na które czeka tyle bezpłodnych par. Nazywano nas frustratkami, feministkami i marudzącymi babami, które nie mają co robić, tylko jęczą. Pisano, że nasz matki miały trzy razy gorzej, więc jakim prawem się odzywamy. I inne tego typu. Większość krzykaczy nie miała nawet w ręku naszej książki, oburzali się dla zasady. W końcu macierzyństwo w Polsce to świętość – dodaje Dorota.
Skalę tego zjawiska świetnie opisuje autorka bloga preclowastrona.blox.pl, która w antologii otwarcie mówi: „W czasach, gdy zmiana pampersa przez mężczyznę już dawno przestała być tematem tabu, na ulicy wciąż mamy do czynienia z: „miejscem dla matki z dzieckiem” (to w autobusie), „pokojem dla matki z dzieckiem” (centrum handlowe). Są też kasy i miejsca parkingowe z daleka informujące o swoim przeznaczeniu znakami przedstawiającymi postać ewidentnie będącą przedstawicielką płci pięknej. Gdzieś po głowie plącze mi się myśl, że mnie, kobiecie, która w zeszłą niedzielę po raz pierwszy od dwóch lat panierowała kotlety na obiad, takie przywileje się nie należą. Za to zagonionemu ojcu, z dwulatkiem wiszącym u siaty, jak najbardziej”.
Autorki oceniają zachowanie społeczeństwa, ale potrafią też krytycznie spojrzeć na siebie. W końcu matka nie jest świętą krową – popełnia błędy, potyka się i odnosi porażki. Bycia matką nikt nas nie uczy, więc wszystko trzeba zrozumieć samemu. Pytanie tylko, czy zrobimy to z wiecznie zadowoloną miną, czy też otwarcie przyznamy: "nie potrafię, nie wiem, nie rozumiem". Zapewne druga postawa oszczędzi nam frustracji. Niepotrzebnych.
E-booka "Macierzyństwo bez lukru" można kupić na stronie macierzynstwo-bez-lukru.blogspot.com. Pieniądze uzyskane ze sprzedaży są w całości przeznaczone na rehabilitację dwuletniego Mikołajka, który cierpi na zanik mięśni typu 1-ego.