Obalamy mity o pracy tymczasowej. Da się zarobić lepiej niż w pracy "stałej"
Zofia Szmigiel
26 maja 2014, 12:02·12 minut czytania
Publikacja artykułu: 26 maja 2014, 12:027,5 zł za godzinę, praca na dwie zmiany, brak snu, umowa bez ubezpieczenia. Przygnębiający reportaż Marcina Wójcika w Dużym Formacie ''Gazety Wyborczej',' opisujący historie kilku pracowników tymczasowych w Polsce, pokazał dramatyczną sytuację zatrudnionych w tym trybie. Los kilku Polaków nie oddaje jednak obiektywnie sytuacji wszystkich pracowników wynajmowanych przez agencje w kraju, a taki wydźwięk miał artykuł. W podobnym tonie był niestety utrzymany również felieton Grzegorza Sroczyńskiego. Gazeta rozpoczęła ogólnopolską nagonkę na ten system zatrudnienia. Nieuzasadnioną.
Elastyczne formy zatrudnienia to coś, co stało się już rzeczywistością. W Polsce jedynie 26 proc. umów jest zawieranych na czas niekreślony. To i tak więcej niż w krajach Europy zachodniej, gdzie pracodawcy znacznie chętniej korzystają z tymczasowej formy zatrudnienia. Patrząc na zmieniający się rynek, rosnące bezrobocie, wysokie koszty pracy, tylko naiwny może zakładać, że praca tymczasowa straci na znaczeniu. Nie oszukujmy się - to przyszłość rynku pracy.
Niewolnicy/pracownicy
Przedsiębiorcy muszą się dostosować do sytuacji. Skoro rynek jest dynamiczny, zamówienia zależne od sezonu, nie opłaca się im zatrudniać pracowników ''na zapas''. Sytuacja ekonomiczna niewątpliwie sprzyja agencjom pracy tymczasowej, ale czy to naprawdę powinno nas martwić?
W tekstach ''Gazety Wyborczej'' - najpierw
reportażu Marcina Wójcika, a później w felietonie Grzegorza Sroczyńskiego
"Przerwijmy ten ordynarny wyzysk" pojawiło się sporo nieścisłości. Wójcik nazywa pracowników tymczasowych ''niewolnikami do wynajęcia''. Zgodnie z ustawą o zatrudnieniu pracowników tymczasowych z 2003 roku pracownik jest zatrudniany przez agencję pracy tymczasowej wyłącznie do prac tymczasowych (np. sezonowych) i powinien mieć zapewnione warunki pracy takie same, jak zatrudniani przez pracodawcę.
Oczywiście nie jest żadną tajemnicą, że na rynku pracy (nie tylko przecież w Polsce) nie brakuje nieuczciwych firm i pracodawców. Wielu rzeczywiście oferuje warunki gorsze, niż powinni. Są pracownicy, którzy wynajmowani do pracy przez agencje, za taką samą pracę dostają dużo niższe stawki. W większości przypadków jest to praktyka małych, nieznanych agencji. To one są największym złem, które szkodzi nie tylko pracownikom, ale i wiarygodności większych agencji oraz idei pracy tymczasowej w ogóle.
Alternatywa: bezrobocie
W 2004 mieliśmy w Polsce 320 agencji pracy tymczasowej, dziś według różnych źródeł jest ich około 2800-4700. Niektóre to oczywiście małe, garażowe firmy, bez żadnego zaplecza finansowego, ale są i większe, które zatrudniają po kilkadziesiąt tysięcy osób. W 2004 roku tymczasowo pracowało prawie 168 tys. Polaków, dziś według Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Inicjatywa Pracownicza cytowanych przez Marcina Wójcika to 1,5 mln osób.
Jeremi Mordasewicz, doradca zarządu Konfederacji Lewiatan,
odpowiadając jako jedyny na publikacje ''GW” zacytował dane Ministerstwa Pracy za 2012 rok, według których tak pracuje 0,5 mln osób. O takiej liczbie mówiły też szacunki Polskiego Forum HR czy Agencji Pracy Tymczasowej WorkExpress. Nawet jeżeli jednak ta liczba potroiła się w ciągu niecałych dwóch lat, w co wielu ekspertów wątpi, pracownicy tymczasowi nie zabierają etatowych miejsc pracy, bo na etat zatrudnianych z nich jest jedynie niewielki procent. Jak obliczył Jeremi Mordasewicz, stanowią jedynie 1 proc. pracowników etatowych w Polsce. Dla porównania, w Wielkiej Brytanii cztery razy więcej pracowników tymczasowych ma etat, a w Niemczech i we Francji dwa razy więcej.
To więc nie żadne przekleństwo, niewolnictwo, jak sugerowała ''GW'', a szansa dla bezrobotnych na wejście na rynek pracy, zmianę kwalifikacji. Bez tej szansy te 1,5 mln ludzi, o których wspomniał Marcin Wójcik, najpewniej nie miałoby pracy. Dodatkowo obciążani byliby natomiast zatrudnieni na stałe pracownicy. Pracodawcy nie ryzykując zatrudniania dodatkowych pracowników (których przy braku zamówień musieliby zwolnić i wypłacić odprawy), utrzymywaliby permanentny niedobór pracowników, wymagaliby nadgodzin, pracy w weekendy. Oczywiście ci pracownicy byliby spokojniejsi o swoje stanowisko, ale bezrobotni byliby latami wykluczeni z rynku pracy. I na pewno nie sprawiłoby to znacznego wzrostu liczby pracowników etatowych.
Furtka dla nieuczciwych
Co roku przybywa nawet kilkaset nowych agencji, ale wiele z nich szybko upada. Problemem nie jest jednak liczba agencji i zatrudnianych tak Polaków, ani to że kiedyś uważano, że będzie to świetne rozwiązanie jedynie dla studentów i emerytów, problemem nie jest też sama idea pracy tymczasowej, a nieuczciwość ludzi.
Oceniając pracę tymczasową, trzeba na nią spojrzeć z dwóch perspektyw: pracodawcy i pracownika. ''GW'' najwyraźniej zapomniała, że to jedyna metoda pozwalająca sensownie weryfikować fakty. To korzystna forma dla pracodawców, którzy rzeczywiście oszczędzają dzięki temu ogromne pieniądze. Po pierwsze, nie ryzykują przetrzymywania, a więc utrzymywania pracowników, dla których w martwym sezonie nie będą mieli zleceń. Nie ponoszą również kosztów HR-owych, bo wszelkie kwestie formalno-finansowe regulują agencje.
Rzeczywiście są agencje, które notorycznie działają na szkodę swoich pracowników, i na przykład przekraczają czas wynajmowania takiego pracownika (18 miesięcy to maksymalny czas u jednego pracodawcy). Niektórzy wykorzystując ''tymczasowość'' przekazują sobie pracowników między agencjami – matkami i zatrudniają ich ponownie, ale nie jest to standard i na pewno nie można jako weryfikatora traktować historii kilku osób. Takie działania umożliwiają luki, które pozostawiła ustawa.
Poza tym, jak wykazały
kontrole Państwowej Inspekcji Pracy pracownicy zatrudniani w sklepach i supermarketach i osoby z najniższymi kwalifikacjami są najczęściej wyzyskiwanymi pracownikami w Polsce. Dotyczy to nie tylko tych zatrudnianych tymczasowo.
Wrzuceni do jednego worka
W takim trybie nie pracują jedynie magazynierzy, robotnicy, pakowacze, pomoce domowe i sprzątaczki, monterzy i kierowcy. Chociaż ci są najczęściej poszukiwani. Coraz częściej na tymczasowe stanowiska pracy zatrudniani są też pracownicy biurowi i sekcji usług (hostessy, sprzedawcy, pracownicy call center, doradcy finansowi itd). Szacuje się, że to około 40 proc. zatrudnianych w ten sposób. Na całym świecie rośnie jednak liczba tymczasowo zatrudnionych pracowników o wysokich kwalifikacjach: informatyków, inżynierów, księgowych. To wyraźnie pokazuje, jak nieodwracalny jest ten trend.
Bohaterowie reportażu ''GW'' skarżą się na 1200-złotowe zarobki. Ogromnym nadużyciem jest jednak sugerowanie, a to nieuniknione wrażenie po przeczytaniu publikacji gazety, że to stawki które zarabia większość tego typu pracowników. To nieprawda. Po pierwsze dlatego, że w trybie tymczasowym nie pracują jedynie pracownicy bez kwalifikacji. Wymienieni informatycy i inżynierowie ramach tymczasowych, kilkumiesięcznych projektów wysyłani są do pracy na całym świecie.
Średnia pensja w dużych agencjach tymczasowych nawet 3,5 tys. zł brutto. Pracownicy agencji zrzeszonych w Polskim Forum HR w pierwszym kwartale 2013 roku zarabiali średnio ponad 2300 zł. Są jednak tymczasowi pracownicy, którzy co miesiąc mają wypłacane np. dziesięć tysięcy złotych. Wykwalifikowani pracownicy przykładowo z branży IT w kilka miesięcy mogą zarobić pieniądze, które pozwalają im się swobodnie utrzymywać przez resztę roku.
Wójcik zwraca słuszną uwagę, że do prac tymczasowych przy budowach dróg, kanalizacji itd. przeważnie przywożeni są pracownicy ze wsi i małych miasteczek. Skoro są to projekty tymczasowe, czy naprawdę zaskakujące jest, że inwestorzy (w tym zagraniczni) wynajmują pracowników za pośrednictwem agencji? Niektóre z nich z pewnością nie płacą wynagrodzenia, które można uznać za godziwe, ale jak wspomniał Marcin Wójcik, dla tych ludzi jedyną alternatywą jest ''zasiłek dla bezrobotnych albo wyjazd za granicę''. Można się spierać, czy to etyczne zatrudniać za tak małe pieniądze, ale w sytuacji gdy ma się do wyboru bezrobocie, zasiłek skazujący na finansowe wegetowanie, praca tymczasowa – nawet za 1200 zł - może okazać się niezłym wyjściem.
''Gazeta Wyborcza'' w szturmie przepuszczonym na agencje pracy tymczasowej zapomniała najwyraźniej o jeszcze jednym fakcie. Jeżeli w jakiejś firmie pracownik jest zwalniany, bo: następuje redukcja stanowisk, cięcie kosztów, a to jak słyszymy z każdej strony, w dobie kryzysu nie jest niczym zaskakującym, pracownik wylatuje na bruk. Zostaje naprawdę bez pracy, bo pewne biurko kończy się wraz z umową. Agencja pracy tymczasowej daje te szansę, że jeśli np. Volkswagen zamknie produkcję jakichś części, pracownik ma sporą szansę na przesunięcie np. do produkcji General Motors.
Nadszarpnięta reputacja
Niestety decyzje podejmowane bez przemyślenia, sprawdzenia firmy i jej wiarygodności, kończą się wyzyskiem, zwalnianiem przed końcem umowy, pracą w skandalicznych warunkach. Na świecie działa cała grupa firm pośredniczących w zatrudnianiu pracowników tymczasowych, które są szanowane, polecane, a ich pracownicy są zadowoleni. Nie jest to wcale zasługa artykułów utrzymanych w kontrastującym tonie do publikacji ''Gazety Wyborczej'', ale efekt zadowolenia pracowników i pracodawców.
Dobre i wiarygodne agencje pracy tymczasowej rosną w siłę, bo zdają sobie sprawę, że ich największym i jedynym zasobem jest człowiek. Nie zarabiają przecież w żaden magiczny sposób – dostają procent od wynegocjowanej umowy. Absurdalne wydaje się w związku z tym sugerowanie, że niejako agencjom zależy na zaniżaniu pensji dla pracowników. Być może tym przypadkowym, upadającym po sezonie tak, bo chcą jedynie wygrać z konkurencją i zdobyć jedno zlecenie. Agencjom z prawdziwego zdarzenia zależy jednak na jak najlepszych warunkach, coraz lepszych stawkach, bo dzięki temu się bogacą.
Zdecydowanie lepsze umowy oferują agencje trzymające wysokie standardy. Wśród zrzeszonych w Polskim Forum HR, jak zwrócił uwagę Mordasewicz ''umowy zlecenia stanowiły w 2013 roku jedynie 1/10 przepracowanego czasu, a umowy o pracę aż 9/10''. To bardzo dobre statystyki biorąc pod uwagę fakt, że w 2012 roku 1/3 wszystkich zatrudnień tymczasowych była w oparciu o umowę cywilną.
Poza tym duże, szanujące się firmy, nie wynajmują pracowników od małych, niesprawdzonych agencji. Zwracają się właśnie do tych dużych, renomowanych. Oznacza to oczywiście wyższe stawki, ale daje gwarancję solidnej pracy i zadowolenia pracowników. Której rozsądnej firmie zależy na awanturach i protestach niezadowolonych pracowników, którzy będą strajkować, zarzucać jej wyzysk? To raczej marny PR.
Bezpiecznym rozwiązaniem jest wobec tego szukanie pracy za pośrednictwem agencji, które świadomie pracują na swoją pozycję. Małe agencje mogą i z pewnością w wielu przypadkach zalegają z płatnością, bo klienci bardzo często wymuszają 60-dniowy okres płatności. Duże agencje pracy tymczasowej, zatrudniające po kilkadziesiąt tysięcy pracowników, mają wystarczające zaplecze finansowe, które pozwala im kredytować wynagrodzenia.
Nie niewolnictwo, a szansa
Wbrew temu, co mówią niektórzy związkowcy, politycy i co sugerują publikacje ''GW'' wybór pracy tymczasowej to nie niewolnictwo, a świadomy wybór pracowników. Nawet, gdyby niektórzy mieli do wyboru pracę na etat za minimalną krajową, po odliczeniu składek i podatków finalnie na rękę dostawaliby bardzo często mniej, niż przy zatrudnieniu tymczasowym. Oczywiście w efekcie ich sytuacja jest niestabilna, niektórzy nie mają opłacanych składek, ale jeżeli rodzina znajduje się w trudnej sytuacji, prosty rachunek ekonomiczny wskazuje na pracę, która pozwala zarobić większe pieniądze.
Jeremi Mordasiewcz pisząc swój list do ''GW'' zaapelował o okrągły stół, gazeta w odpowiedzi poparła ten pomysł. I słusznie. Potrzebna jest jednak nie tylko dyskusja, ale również świadome i odpowiedzialne informowanie o rynku pracy. Można siać panikę, wzruszać dramatycznymi historiami, a można również uczciwe przedstawić plusy i minusy formy zatrudnienia, która zapewnia byt 0,5-1,5 mln Polaków, którzy w innym przypadku zasililiby i tak liczne szeregi bezrobotnych. Mam spore obawy, że jako bezrobotni wcale nie kupiliby dzieciom więcej długopisów, a sobie więcej piw, o których wspomina jeden z bohaterów reportażu. Z pewnością jako bezrobotni nie byliby też bardziej wiarygodni dla banku.
Nie oznacza to oczywiście, że praca tymczasowa funkcjonująca w tej formie w Polsce, jest bez skazy. Ustawa pozostawiła luki, które pozwalają nieuczciwym przeciągać tymczasowość zatrudnienia w nieskończoność, nie wińmy za to jednak całego systemu, a skierujmy żal do prawodawców. Jak się atakuje wszystkich, przeważnie nikt nie poczuwa się do odpowiedzialności. Przypuszczalnie do zmian nie doprowadzi też zrzucanie całej winy na kapitalizm.
Warto zacząć może od tego, że nieuczciwi pracodawcy są bezkarni, bo ustawa żadnych kar dla nich nie zakłada. Dlatego też kontrole PIP nie przynoszą żadnych efektów, bo nawet odnotowane nieprawidłowości, nie pociągają za sobą żadnych konsekwencji. I to mimo corocznych apeli głównego inspektora pracy.
Jeremi Mordasewicz
doradca zarządu Konfederacji Lewiatan
Z badań Boston Consulting wynika, że tylko w trzech przypadkach na dziesięć alternatywą dla pracy tymczasowej może być zatrudnienie na stałe. W pozostałych pięciu przypadkach przedsiębiorcy wybierają nadgodziny dla stałych pracowników, a w dwóch zlecenie pracy podwykonawcy lub rezygnację z przyjęcia zamówienia. CZYTAJ WIĘCEJ