"Niewolnicy do wynajęcia" – tak o pracy tymczasowej napisał w swoim reportażu Marcin Wójcik w "Dużym Formacie". Podparły go felietony Grzegorza Sroczyńskiego, który pracę tymczasową nazwał "ordynarnym wyzyskiem". W ten sposób "GW" narzuciła w mediach narrację o pracy tymczasowej jako piekle, w którym pracodawcy i agencje to bezwzględni krwiopijcy. Problem w tym, że narracja ta jest wybiórcza i krzywdząca – zarówno dla agencji pracy tymczasowej, jak i wielu zatrudnionych w ten sposób osób.
Niewolnicy bez twarzy, najtańsza siła robocza, bez praw, chorobowego, z niską pensją, wykorzystywani przez pracodawców, by nie powiedzieć: wyciskani do ostatniej kropli potu, na kasie w markecie albo nad taśmą produkcyjną. Brzmi jak opis sytuacji pracowników fabryk w Bangladeszu, ale to wizerunek, jaki od kilku tygodni towarzyszy ludziom zatrudnionym tymczasowo w Polsce. Właśnie dzięki "Dużemu formatowi" i "Wyborczej".
Wielkie oburzenie
Gazeta Adama Michnika narzuciła swoją wizję takiej pracy, a internauci i inne media ją podchwyciły. Głosy z sieci pokazują, jak jednoznaczny był odbiór reportażu Wójcika. Ten poniższy to tylko jeden z setek podobnych komentarzy zostawionych na stronie "GW".
Oliwy do ognia dolał, po przeczytaniu reportażu, Grzegorz Sroczyński swoim felietonem. Dziennikarz "GW" zaatakował biznes i zaapelował do organizacji Lewiatan, by ona i inne jej podobne zaczęły naciskać na międzynarodowe koncerny, wielkich pracodawców, by traktowali pracowników jak ludzi, a nie jak niewolników. "Ordynarny wyzysk" – tak w felietonie określono opisany przez Wójcika proceder. Przy okazji Sroczyński nie zapomniał postraszyć polityką: jeśli będziemy przyzwalać na taki rodzaj pracy, to ludzie się zbuntują i zagłosują na narodowców albo Korwin-Mikkego, a wtedy dopiero pożałujemy wszyscy jako społeczeństwo.
Mordasewicz odpowiada. Bez odbioru
Na te rewelacje odpowiedział tylko Jeremi Mordasewicz z Lewiatana. W swoim liście przekonywał, że nie można tak po prostu wyeliminować pracy tymczasowej, że nie wypiera ona pracy stałej. Zapropnował okrągły stół do dyskusji na ten temat. Sroczyński pochwalił za to Lewiatana, ale te artykuły już przeszły bez echa – a narzucona reportażem i pierwszym felietonem narracja i tak została w głowach.
"Wyborcza", nie chciałbym używać zbyt dużych słów, ale wywołała prawdziwą histerię wokół agencji pracy tymczasowej. Z jasnym przekazem: taka praca to czyste zło, nie należy jej podejmować, a w zasadzie najlepiej zlikwidować całą instytucję pracy tymczasowej, bo inaczej koncerny zawsze będą ją wykorzystywać. Pytanie tylko: na ile ów obraz, bardzo wybiórczy i niepełny, oddaje stan faktyczny zatrudnionych w ten sposób?
Kilka vs milion
W debacie, która wywiązała się po reportażu, zapomnieliśmy o jednym: reportaż rządzi się swoimi prawami. Mają być bohaterowie, ma być historia, emocje. I są: mamy nieszczęśliwych, wyzyskiwanych pracowników, z drugiej strony złe koncerny, które na nieuczciwe praktyki przymykają oko.
Do tego Wójcik podkreślił w tekście, że tymczasowo pracuje aż 1,5 miliona osób. Zestawienie tej statystyki z naprawdę frustrującymi i smutnymi historiami kilku pracowników tworzy wrażenie, że praca tymczasowa to wyciskanie ponad miliona ludzi jak cytryny. A tymczasem reportaż dotyczył przecież... pięciu osób. Tak, pięciu z 1,5 miliona.
Atak na biznes
Mimo to, "Wyborcza" i tak poszła tym tropem. Narzuciła swoją wizję w skomplikowanym, ważnym temacie za pomocą emocji i obrazów, a nie faktów. Gazeta znalazła szybko winnego i łatwe rozwiązania. Grzegorz Sroczyński proponuje, by naciskać na biznes, żeby nie wyzyskiwał i przy okazji straszy Korwinem. A dlaczego nie odwrócić tej sytuacji? Dlaczego celem ataków stały się agencje i pracodawcy, a nie politycy, którzy stworzyli wadliwe prawo pozwalające na ewentualny wyzysk? W czasach kryzysu łatwo jest rzucać oskarżenia pod adresem bogatych, koncernów, przedsiębiorców, ale przypomina to najgorszy rodzaj populizmu uprawiany przez Jarosława Kaczyńskiego gdy przekonuje, że "biznes to przystań PRL".
Oczywiście, "GW" od dawna przyjmuje bardzo lewicową linię i takie stanowisko Sroczyńskiego nie powinno dziwić. Podobnie było z umowami śmieciowymi: gazeta narzuciła taką, a nie inną wizję śmieciówek. Jacek Żakowski ostro je krytykował, namawiał, by w ogóle je zlikwidować. Odpowiedziałem mu wówczas, tak jak teraz Sroczyńskiemu i Wójcikowi, felietonem – w którym przypomniałem, że gdyby nie śmieciówki, to wiele osób w ogóle nie miałoby pracy albo zarabiałoby znacznie mniej pieniędzy. I jest to ich wybór, podjęty świadomie.
Rozpoczynamy debatę!
Teraz z kolei niezbyt korzystne światło "Wyborcza" rzuciła na agencje pracy tymczasowej i korzystające z nich firmy. Nie umniejszam Marcinowi Wójcikowi – dzięki niemu poruszono ważny temat, nad którym trzeba dyskutować. Ale nie posługując się wspomnianymi emocjami, obrazami i historiami, a faktami – i spojrzeniem szerszym, niż kilka czy kilkanaście osób. Nie może być tak, że kilkanaście osób narzuca nam wizję tego, jak pracuje ponad milion ludzi.
Dlatego też postanowiliśmy rozpocząć cykl artykułów o pracy tymczasowej, tak jak to robiliśmy przy okazji zmian w OFE czy dyskusji o ozusowaniu lub likwidacji "śmieciówek". Sprawdzając statystyki, ale i rozmawiając z oboma stronami tego sporu – zatrudnionymi i zatrudniającymi. Tak, by powstały na koniec obraz pracy tymczasowej pokazywał całą rzeczywistość, a nie tylko jej mały wycinek.
Chcieliscie kapitalizmu to go macie,zapie...c teraz za miske ryzu bo pan kaze,niestety oczy sie otworzyly. Kapitalizm nie jest systemem dla pracownikow tylko zlodzieji pracodawcow co ku... placza ze nie maja na Zus a placa pracownikom najnizsza krajowa do Zus i na reke i czlowiek rypie caly tydzien non top