Po historycznym wyniku Kongresu Nowej Prawicy do Parlamentu Europejskiego wybiera się czwórka przedstawicieli tej formacji, z Januszem Korwinem-Mikkem na czele. Jak zapowiada sam lider KNP w Brukseli będzie wzorem Piłsudskiego "bić ku**y i złodziei”. Co to w praktyce oznacza? – Zakładamy własną formację w europarlamencie i będziemy tropić absurdy – wyjaśnia Tomasz Sommer, rzecznik Kongresu.
Od lipca w parlamentarnych ławach w Brukseli z ramienia Kongresu Nowej Prawicy zasiądą: Janusz Korwin-Mikke, Michał Marusik, Stanisław Żółtek i Robert Iwaszkiewicz. Cztery mandaty dla europosłów to trzeci wynik w Polsce ex aequo z SLD. Jak taki wyborczy sukces zostanie spożytkowany w Europie?
Cel: zmasakrować lewaków
– Będziemy zwalczać socjalizm w całej Unii Europejskiej – stanowczo przekonuje Korwin-Mikke w rozmowie z naTemat.pl. Dodaje, że nie będzie zajmował się rezolucjami i konkretną zmianą prawa, bo "tego nikt tam nie czyta".
Korwin-Mikke przekonuje, że już wcześniej bywał w Brukseli i widział, jak funkcjonuje Parlament Europejski. Wyjaśnia, że "czerwona hołota" nie pozwoli mu dotrwać do końca 5-letniej kadencji ze względu na to, co będzie tam robił. Co konkretnie to oznacza? Tego już lider KNP nie precyzuje.
Na pytanie o to, jak wyobraża sobie PE za pięć lat z jego udziałem wybucha śmiechem. – Pan myśli, że za pięć lat Unia będzie nadal istniała? Niech Pan sobie nie żartuje – skwitował Korwin-Mikke. Z kim polityk zamierza "masakrować" Brukselę? – Trwają obecnie negocjacje z potencjalnymi siłami – wyjaśnia. Na swoim blogu szef Kongresu wylicza 150 potencjalnych partnerów do "bicia k..w i złodziei".
Więcej konkretów
Bardziej konkretnie i mniej agresywnie o pracy w Brukseli opowiada rzecznik KNP, Tomasz Sommer. – Planujemy stworzenie własnej frakcji politycznej. Jest dziesięciu Niemców, jeden Czech i Polak z Litwy, którzy mogą z nami współpracować – wyjaśnia. Do stworzenia ugrupowania w PE potrzebnych jest minimum 25 deputowanych, z co najmniej siedmiu różnych krajów.
Założenie nowej frakcji trzeba zgłosić najpóźniej do 15 czerwca. Co jeśli nie uda się stworzyć ugrupowania wolnościowo-konserwatywnego, o którym mówi rzecznik Kongresu? – To pewnie pozostanie nam wejść w układ z Faragem – wyjaśnia Sommer.
Brytyjski polityk przewodniczy frakcji Europa Wolności i Demokracji, która powstała w 2009 r. Łączy ich eurosceptycyzm, sprzeciw wobec akcesji Turcji i walka z nielegalną imigracją. Do EFD (ang. Europe of Freedom and Democracy) należy także czwórka europosłów Solidarnej Polski, ale w lipcu pożegnają się oni z Parlamentem Europejskim.
Sommer tłumaczy, że zależy im na własnej frakcji, bo wówczas będą mieć większą siłę przebicia i głos jej członków stanie się bardziej słyszalny. Jak zaznaczył rzecznik KNP, czwórka jej członków na pewno nie zasili szeregów posłów niezrzeszonych. – Jak w każdym parlamencie liderzy siedzą z przodu i mają więcej do powiedzenia – wyjaśnia.
Na tropie absurdów
A o czym będą konkretnie mówić? – Będziemy bardziej jak opozycja, która wskazuje kierunki działania. Nie chcemy tracić czasu na pisanie rezolucji, które potem ze złośliwym uśmieszkiem wyrzuca się do kosza – zaznacza Sommer. Dodaje, że eurodeputowani KNP będą "tropić absurdu unijnego prawa". – Jeśli znajdziemy – a na pewno tak się stanie – zapisy, które stoją w sprzeczności z wolnym rynkiem, to będzie o tym alarmować – dodaje.
Członkowie Kongresu będą też walczyć z dominacją języka angielskiego w europarlamencie. – Dlaczego np. poseł z Estonii musi się uczyć angielskiego, a poseł z Wielkiej Brytanii nie musi estońskiego? – pyta retorycznie Sommer. Zaznacza, że chce aby język polski i inne mniej znane języki, stały się bardziej powszechne w Brukseli. Dodaje także, ze z porozumiewaniem się posłowie KNP nie będą mieć problemu, bo Unia zatrudnia wielu tłumaczy, a na dodatek lider partii dobrze posługuje się kilkoma językami.