GPW jest dziś największą giełdą w Europie Środkowo-Wschodniej. W Warszawie notowanych jest prawie tysiąc spółek, a jednego dnia przez główny rynek przechodzi nawet miliard złotych.
GPW jest dziś największą giełdą w Europie Środkowo-Wschodniej. W Warszawie notowanych jest prawie tysiąc spółek, a jednego dnia przez główny rynek przechodzi nawet miliard złotych. Fot. Sławomir Kamiński/Agencja Gazeta
Reklama.
Kiedy kilka miesięcy wcześniej Wiesław Rozłucki, pierwszy prezes i twórca GPW zaczynał budowę warszawskiej giełdy, przedsięwzięcie wydawało się co najmniej ryzykowne. Po latach centralnego planowania polska gospodarka była w opłakanym stanie. Nie było zaplecza, infrastruktury ani doświadczenia. Był entuzjazm, energia i zapał do tworzenia czegoś zupełnie nowego. Po obu stronach - bo ci, którzy giełdę tworzyli, mieli dla kogo ją tworzyć. Już na pierwszej sesji zadziałała podstawowa zasada ekonomii: gdzie jest popyt, tam jest i podaż. 16 kwietnia budynek pękał w szwach, inwestorzy dosłownie nie mieścili się na piętrze. Okazało się, że Polacy czekali na giełdę. Wiesław Rozłucki mógł odetchnąć z ulgą.
Od zera do milionera
Od tamtej pory wiele się zmieniło. Podczas debiutanckiej sesji handlowano akcjami pięciu firm, a obroty wyniosły dwadzieścia milionów, czyli dwa tysiące dzisiejszych złotych. Po 23 latach GPW jest największą giełdą w Europie Środkowo-Wschodniej, na warszawskim parkiecie notowanych jest prawie tysiąc spółek, a jednego dnia przez główny rynek przechodzi nawet miliard złotych. Na początku lat dziewięćdziesiątych handlowało się raz w tygodniu, teraz inwestorzy mogą śledzić notowania codziennie na ekranach swoich smartfonów. Wreszcie pożyczone pecety, na których pracowali pierwsi maklerzy, zastąpił najnowocześniejszy system transakcyjny na świecie – taki sam, jaki pracuje m.in. na nowojorskiej Wall Street. Z parkietu zniknęli też sami maklerzy, którzy składają dziś zlecenia zdalnie, zza monitorów komputerów. I mało który nosi jeszcze czerwone szelki…
Dwadzieścia trzy lata później...
Nie zmieniło się jedno - giełda napędzała i wciąż napędza polską gospodarkę. Tysiące przedsiębiorców zdobyło tu pieniądze na rozwój swojego biznesu. Byli wśród nich ci najwięksi i ci, którzy firmy rozwijali w garażach. Kiedyś inwestorów elektryzowały prywatyzacje państwowych gigantów, dziś coraz częściej spoglądają w stronę rosnącego jak na drożdżach rynku start-upów. Bo właśnie wśród małych firm rodzą się najciekawsze i najbardziej innowacyjne przedsięwzięcia.

Success story
Takim projektem był sześć lat temu nikomu wówczas nieznany Alior Bank. Firma dostała zezwolenie na rozpoczęcie działalności 1 września 2008 roku. Dwa tygodnie później upadłość ogłosił amerykański bank Lehman Brothers. Rozpoczął się największy kryzys ekonomiczny w historii. Czy można wyobrazić sobie gorszy moment na start instytucji finansowej? Alior był pierwszym bankiem na świecie uruchomionym po upadku Lehman Brothers i zarazem największym od 30 lat start-upem w europejskim sektorze bankowym. Wielu twierdziło, że będzie też ogromną inwestycyjną porażką.
Nowy gracz wkraczał na rynek, na którym o klientów walczyło ponad 50 banków komercyjnych, należących do niemal wszystkich najważniejszych grup finansowych świata oraz niemal 600 banków spółdzielczych. Właściciele Aliora nie przestraszyli się konkurencji, nie szukali niszy, od razu zagrali o całą pulę. Odważna strategia biznesowa przyniosła efekty: w 2012 rachunki w banku miało już ponad milion Polaków. Rok wcześniej firma osiągnęła rentowność operacyjną - na długo przed zapisanym w biznesplanie terminem.
Szansa dla startupów
Potencjał tkwiący w start-upach dostrzeżono też na warszawskiej giełdzie: dwa tygodnie temu prezes GPW Adam Maciejewski, prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz oraz Artur Kurasiński z Auli Polskiej podpisali list intencyjny w sprawie wsparcia stołecznych start-upów. Celem projektu jest pobudzenie innowacyjności polskiej gospodarki, wykreowanie wizerunku miasta sprzyjającego nowatorskim przedsięwzięciom i propagującego przedsiębiorczość, a także przyciągnięcie do Warszawy jak największej liczby przedsiębiorców i inwestorów. W kolejce czeka kolejna inicjatywa giełdy - platforma crowdfundingowa, dzięki której młodzi przedsiębiorcy będą mogli zbierać pieniądze na uruchomienie swoich biznesów bezpośrednio przez internet.

Giełda oferuje wiele możliwości - zarówno inwestorom ostrożnym jak i tym, którzy lubią ryzyko. Wystarczy założyć rachunek inwestycyjny w jednym z domów maklerskich i już możemy przeprowadzać pierwsze transakcje. Do dyspozycji są akcje kilkuset spółek polskich i zagranicznych, obligacje emitowane przez firmy i samorząd (gminy, miasta) oraz - dla bardziej zaawansowanych - cała paleta tzw. instrumentów pochodnych, jak kontrakty terminowe czy opcje. Kto nie chce od razu wykładać swoich pieniędzy, może potrenować "na sucho" dzięki aplikacji GPWTr@der - wiernej symulacji rynku giełdowego. A kiedy już jesteśmy gotowi do inwestycji pojawia się to najważniejsze pytanie: w co zainwestować?
Inwestuj. Ale jak i w co?
Nie ma na nie oczywiście jednej dobrej odpowiedzi. Ilu inwestorów, tyle strategii. Jedni liczą na szybki zysk, kupując i zaraz sprzedając idące w górę akcje największych firm, inni godzinami studiują wykresy spółek próbując dostrzec ukryte w nich prawidłowości. Są i tacy, którzy lokują swoje oszczędności w obligacjach - ze względu na wysokie oprocentowanie i stosunkowo niskie ryzyko inwestycyjne są dobrą alternatywą dla bankowych lokat. Jedno jest pewne: na giełdzie każdy znajdzie coś dla siebie. A że to się opłaca, niech ponownie zaświadczy historia - kiedy w 1991 roku Wiesław Rozłucki ruszał z projektem giełdy, w uruchomienie GPW zainwestowano ok. 10 milionów złotych. Dziś warszawski parkiet wart jest półtora miliarda.