Niemieccy browarnicy wiążą ze zbliżającemi się mistrzostwami Europy w piłce nożnej nie mniejsze nadzieje, niż selekcjoner ich kadry narodowej. Choć Joachim Löw ma chyba znacznie mniej zmartwień w pracy, niż oni. Kryzys uderzył bowiem także w nich i konsumpcja piwa za Odrą od kilku lat drastycznie spada. Ratunkiem ma być więc inna miłość Niemców, czyli futbol.
Jak donosi "Westdeutsche Allgemeine Zeitung", szefowie największych niemieckich browarów modlą się teraz tylko o dwie rzeczy. By największa impreza piłkarska Europy, która odbędzie się w Polsce i na Ukrainie była dla ich drużyny narodowej udana, a w jej trakcie dopisała pogoda. Według ich szacunków, tylko to zagwarantuje bowiem potężny zastrzyk wpływów ze sprzedaży złocistego trunku. Plan jego producentów z Niemiec jest niezwykle prosty i oparty na najbardziej stereotypowym, ale chyba prawdziwym, wzorcu niemieckich przyzwyczajeń. Browarnicy zakładają, że pogodne niebo (nad Niemcami, a nie areną zawodów...) sprawi, że część ich rodaków wyjdzie oglądać mecze na ulice miast, a inni zrobią w tym czasie tradycyjnego grilla.
Bo statystyki sprzedaży pokazują, że sezon na grillowanie i sezon na wielkie imprezy piłkarskie zawsze pokrywa się z największymi wpływami wytwórców piwa zza naszej zachodniej granicy. Najlepiej wspominają oni mistrzostwa świata w piłce nożnej z 2006 roku. Mundial zorganizowany w ich kraju sprawił, że konsumpcja piwa sięgnęła rekordowych wyników. I może wówczas Niemcy się swoim tradycyjnym trunkiem odrobinę zbytnio opili. Ponieważ do dzisiaj popyt na piwo wśród nich notorycznie spada.
Eksperci oceniają, że to przede wszystkim efekt zmian demograficznych w niemieckim społeczeństwie. Które po prostu się starzeje i nasi zachodni sąsiedzi już tyle wypić nie mogą. Wśród najmłodszych konsumentów (tych z grupy w wieku między 20. a 35. rokiem życia) zmieniają się natomiast gusta. Jedni rezygnują z alkoholu na rzecz zdrowego stylu życia, a inni zwyczajnie porzucają tradycję. Piwo to wciąż element niemieckiej kultury, ale nie stylu życia młodych ludzi. Inaczej niż ich rodzice, czy dziadkowie, idąc się rozerwać nie spotykają się na piwie, a wolą drinka lub lampkę wina.
Chwilą oddechu w piwnym kryzysie były jednak poprzednie futbolowe mistrzostwa Europy, gdy niemiecka drużyna narodowa walczyła na boiskach Austrii i Szwajcarii podczas Euro 2008. Nadzieję na powtórkę takiego stanu rzeczy Niemcy mają więc i teraz. Gdy Klose, Podolski, Özil i ich koledzy szykują się do walki na murawach polskich i ukraińskich stadionów w czasie Euro 2012.
Miłośników niemieckiego piwa możemy jednak uspokoić. Do upadku tamtejszego rynku jeszcze daleko. Choć Niemcy narzekają na spadek konsumpcji, nadal są niezagrożeni na pozycji największego producenta tego trunku w Europie i jednego z największych na świecie. Według rządowych danych, w 1340 browarach działających za Odrą produkowanych jest 5000 różnych marek piwa. Mając taki szeroki wybór, przeciętny Niemiec nadal wypija więc średnio 107 litrów piwa rocznie. Choć... jeszcze w latach 70-tych jego rodzice i dziadkowie potrafili wypić rocznie nawet 151 litrów.