Sześciolatki – albo młodsze dzieci– warto poddać testowi określającemu skalę ryzyka dysleksji
Sześciolatki – albo młodsze dzieci– warto poddać testowi określającemu skalę ryzyka dysleksji Fot. T.Stańczak/Agencja Gazeta

W Polsce jest coraz więcej dzieci z dysleksją. Część ekspertów uważa, że to dlatego, iż zaświadczenia wydawane są uznaniowo, dane są więc przekłamane. Inni zaś wskazują, że większy procent związany jest z lepszą diagnostyką. Ogromny wpływ na coraz powszechniejsze występowanie dysleksji ma postęp technologiczny i fakt, że...dzieci coraz mniej czasu spędzają na podwórku.

REKLAMA
W ubiegłym roku spośród ponad 336 tys. uczniów, którzy zdawali egzamin gimnazjalny, nieco ponad 43 tys. przedstawiło zaświadczenia o dysleksji – wynika z danych Centralnej Komisji Egzaminacyjnej. Dekadę temu spośród prawie 600 tys. takie zaświadczenia miało 42 tys. uczniów. Nie ma więc przesady w stwierdzeniu, że procentowy udział dyslektyków wśród uczniów rośnie.
Marta Badowska
Polskie Towarzystwo Dysleksji

Dysleksja rozwojowa, czy może szerzej: specyficzne trudności w uczeniu się to zaburzenie o podłożu konstytucjonalnym. Wybitni badacze tego tematu, jak na przykład prof. Angela Fawcett z Wielkiej Brytanii, podkreślają szczególnie znaczenie deficytu móżdżkowego i deficytu automatyzacji jako kluczowych elementów w temacie dysleksji.

Oznacza to w skrócie, że przy prawidłowym rozwoju intelektualnym, dzieci mają trudności z wyuczeniem się pewnych czynności (jak czytanie czy poprawne pisanie), ponieważ nie utrwalają się one tak szybko, jak byśmy się tego spodziewali. Stąd też osoby z dysleksją wymagają długofalowych i systematycznych działań o charakterze terapii, aby usprawniać te funkcje, które u nich są wykształcone poniżej norm spodziewanych dla wieku życia.


"W literaturze europejskiej podaje się, że dzieci te stanowią 10-15% uczniów, w tym 4% to przypadki bardzo nasilonych trudności (wg międzynarodowych klasyfikacji chorób ICD-10, DSM-IV), które można byłoby określić nazwą głębokiej dysleksji. Badania w Polsce określają odsetek dysleksji na 9-10 proc." – czytamy na stronie Polskiego Towarzystwa Dysleksji.
Najwięcej dyslektyków w Warszawie i Gdańsku
Liczba uczniów, którzy zdawali egzaminy z zaświadczeniami o dysleksji, różni się w zależności od województw. Najwięcej przedstawiono ich w województwach pomorskim (17,4 proc.) i mazowieckim (14,1 proc.), najmniej zaś – w opolskim (7,3 proc.). Specjaliści uważają jednak, że nie wynika to z działalności lobby rodziców, którzy starają się o zaświadczenia, dzięki którym ich dzieci zyskają dodatkowe 45 czasu podczas egzaminu.
– Są rejony, w których wydaje się więcej zaświadczeń, nie sądzę jednak, że wynika to z "oszukiwania systemu", raczej lepszej diagnostyki i szerszego dostępu do specjalistów – stąd mniej tych zaświadczeń wydaje się na południu kraju, a dużo na Mazowszu czy Pomorzu, np. w Gdańsku. W dużych ośrodkach jest większa wykrywalność dysleksji, ale też innych zaburzeń. Zdarza się, że dzwonią do nas rodzice, którzy szukają pomocy, bo np. nie wiedzą, co się dzieje z ich dzieckiem, bo nie potrafi biegać czy mówić – mówi Marta Badowska.
Powód: smartfon zamiast podwórka
Dostęp do specjalistów, ograniczony w mniejszych ośrodkach, to jednak tylko jedna z przyczyn zjawiska. Owszem, zdarza się, że rodzice i uczniowie, chcąc zapewnić sobie maksymalny komfort na egzaminie w postaci dodatkowego czasu, próbują zdobyć zaświadczenie. Procedury są jednak ściśle określone, nie jest to więc takie łatwe.
Magdalena Popek-Kordas z Niepublicznej Poradni Psychologiczno-Pedagogicznej Stymulus uważa, że jest jeszcze inny powód, dla którego w dużych ośrodkach jest większy odsetek dzieci, u których stwierdza się dysleksję.
– U osób, u których to prawa półkula jest bardziej stymulowana, nie ma dominującej funkcji przetwarzania języka – a u osób, które częściej używają komputerów, tabletów i telefonów - smartfonów - to właśnie prawa półkula rozwija się bardziej. Można przypuszczać, że w dużych, zamożnych miastach dostęp do najnowszych technologii jest łatwiejszy niż w małych miasteczkach i miastach. Sądzę więc, że to stąd może wynikać większa liczba dzieci z dysleksją w Warszawie i Gdańsku – mówi ekspert. Dodaje, że w większych miastach jest także zdecydowanie lepsza diagnostyka i większa liczba ekspertów.
Szkoła nie nadąża za dziećmi
Z takim podejściem zgadza się Marta Badowska, dyrektor poradni diagnostyczno-terapeutycznej PTD. Specjalista uważa, że większe problemy w szkole coraz liczniejszej liczby dzieci i uczniów wynikają także ze zmiany modelu wychowania. – Faktem jest także, że o ile w latach 80. i 90. dzieci spędzały mnóstwo czasu na podwórku, grając w łapki, skacząc, biegając, to dziś siedzą głównie w domach z tabletami i smartfonami. To sprawia, że przekraczanie linii środka, istotne w terapii zaburzeń zwaną kinezjologią edukacyjną, dziś trwa dłużej i sprawia więcej trudności; kiedyś działo się naturalnie, bo dzieci spędzały po prostu wiele godzin na treningach (graniu w gumę, berka, innych zabawach, uczeniu się na pamięć wyliczanek ). Warto zwrócić uwagę, że w polskich szkołach uczy się tradycyjnie, używa się papieru i pióra, a dzieci funkcjonują już zupełnie inaczej – mówi.
Badowska zwraca uwagę, że nie bez znaczenia jest postęp medycyny, który dokonał się w ostatnich latach. – W obliczu postępu medycznego w zakresie ratowania życia wcześniaków, niemowląt i małych dzieci, w obliczu uwrażliwienia na problem zarówno nauczycieli wychowania przedszkolnego, nauczycieli w szkołach i przede wszystkim rodziców, w świetle dużo szerszej niż kiedyś dostępności do diagnozy, możemy spodziewać się wyższych niż w latach wcześniejszych wyników w badaniach jeśli chodzi o liczbę dzieci ze specyficznymi trudnościami w uczeniu się – wyjaśnia.
Co robić, kiedy podejrzewasz u dziecka dysleksję?
Część objawów, które zapowiadają trudności, można zauważyć wcześnie. Pomocna w zorientowaniu się, czy dziecko – sześcioletnie lub młodsze – może mieć zaburzenia dyslektyczne, jest opracowana przez prof. Martę Bogdanowicz tzw. Skala Ryzyka Dysleksji. .
– Dzięki niej możemy dokonać oceny dziecka. Obserwuje się jego sprawność ruchową, manualną, pamięć, wymowę i wiele innych elementów, które składają się na obraz dziecka. Dzieci z wadą wymowy, zaburzeniami koncentracji uwagi, przekręcające słowa, używające agramatyzmów, ale też takie, które nie umieją samodzielnie się ubrać czy wykonać innych samoobsługowych czynności, powinny być objęte szczególną opieką. Oczywiście, jeśli wymagamy, aby dziecko wiązało swoje buciki, to najpierw ktoś musi go tego uczyć. A o tym się często zapomina – mówi Badowska.
Warto udać się do poradni, choć trzeba pamiętać, że właściwie postawiona diagnoza to dopiero początek drogi.
Jarosław Żyliński
psycholog

Istotny jest dobry przepływ informacji między poradnią, rodzicami i szkołą – to jest klucz do właściwego wykorzystania diagnozy. Można pomóc dziecku wspierając go w tych trudnościach, a inne umiejętności doceniać biorąc pod uwagę dany problem. Diagnoza jest tylko pierwszym krokiem, jeśli komuś nie chce się czytać opinii specjalisty, to można nie wykorzystać potencjału, jaki ona daje w zakresie możliwości dostosowania pracy do zdolności tego dziecka.


Psycholog apeluje też, żeby nie wrzucać wszystkich dzieci z zaburzeniami do jednego worka.
– Trzeba wiedzieć, że dysleksja to zespół czterech zaburzeń: dysgrafii, dysortografii, dyskalkulii i dysleksji, przy czym każde z nich oznacza co innego – tego sobie często nie uświadamiamy i traktujemy wszystkich dyslektyków jako tych, którzy nie znają ortografii. Żadna forma dysleksji nie oznacza, że można sobie odpuścić, nie daje zielonego światła do nic nierobienia, przeciwnie – to zaproszenie dziecka do pracy – mówi ekspert.