– Ktoś, kto przyjeżdża w gości, nie mówi nigdy „przyjechałem do was parszywe dranie”. Niedawno Obama był w Japonii i też mówił, że to Japonia jest najlepszym przyjacielem Ameryki. W tej polskiej wizycie nie ma niczego przełomowego – mówi w "Bez autoryzacji" Krzysztof Szczerski, poseł PiS i były wiceminister spraw zagranicznych.
Ekscytujemy się, że Obama powiedział „dzień dobry”, że uznał Polskę za najlepszego przyjaciela Stanów Zjednoczonych. To nie przesada?
W międzynarodowym obiegu walutowym najtańszą walutą jest pochlebstwo. Jej wartość jest niestety zerowa. Przy takich wizytach trzeba oddzielać tego typu zagrania wizerunkowe od twardej substancji. Można tylko podziwiać sprawność administracji Obamy, która przygotowała prezydenta do tego, by zrobił kilka gestów, które miały wytworzyć wrażenie, że Polska jest przyjacielem USA. Ale niedawno Obama był w Japonii i też mówił, że to Japonia jest najlepszym przyjacielem. Ktoś, kto przyjeżdża w gości, nie mówi nigdy „przyjechałem do was parszywe dranie”. Trzeba o tym pamiętać.
Daliśmy się nabrać?
Tak bym nie powiedział. Po prostu medialnie i obrazkowo to dobrze wygląda i taki jest sens tego typu ruchów. Natomiast profesjonaliście muszą to ocenić zupełnie inaczej. Trzeba popatrzeć na konkrety.
Obietnica miliarda dolarów na wzmocnienie obecności USA w Europie Wschodniej. To można uznać za konkret.
Nie ma w tej wizycie niczego przełomowego. Przełomowe byłoby, gdyby Obama powiedział, że wycofuje się ze wcześniejszej decyzji w sprawie tarczy antyrakietowej. Przypomnę, że powiedział, że dopiero kolejny prezydent USA zbuduje tarczę. Ten miliard dolarów to jest rzeczywiście sygnał potencjalnego otwarcia, powrotu Ameryki do Europy. Pytanie, czy sami Europejczycy takiego powrotu będą chcieli? Przecież Unia Europejska, w tym Polska, zaczęła już budować tożsamość obronną Europy bez Ameryki. Należy zapytać, czy miliard dolarów spotka się z miliardem rubli rosyjskich na kontrakty wojskowe państw europejskich z Rosją?
No właśnie. „Economist” pisze, że większe zaangażowanie USA w Europie może niepokoić m.in. Niemcy i Francję.
Mam nadzieję, że przeważy opcja powrotu do więzi transatlantyckiej, do polityki powstrzymywania Rosji. Widać wyraźnie, że Obama właśnie ku takiej polityce się skłania.
A co z wizami? Ten temat powraca przy okazji każdej wizyty przedstawicieli amerykańskich władz w Polsce. Powinien wrócić i teraz?
Wizy to problem amerykański, a nie polski. To Amerykanie tracą na obecnej sytuacji, bo nie wpuszczają zdolnej młodzieży, inżynierów. Bardzo wielu młodych zasiliłoby pewnie Krzemową Dolinę. Amerykanie tracą, a Europa de facto zyskuje, bo zatrzymuje tych ludzi u siebie. Powinniśmy temat wiz poruszać, ale nie w takim sensie, by o cokolwiek zabiegać, ale tłumaczyć, jak wiele Ameryka na tym traci.
4 czerwca. To dla pana rocznica pierwszych częściowo wolnych wyborów czy „nocnej zmiany” - wolności czy zdrady?
Obie daty są ważne i obie wpisały się 25-lecie polskich przemian. 4 czerwca to wybory, ale też rocznica obalenia rządu Olszewskiego w wyniku lustracji. Jeśli chodzi o tę pierwszą rocznicę, to było to wielkie wydarzenie i krzyk wolności Polaków. Niestety, on trwał tylko jeden dzień. 5 czerwca Polacy dowiedzieli się od części elit solidarnościowych, że muszą skłonić głowy i zagłosować na komunistyczny aparat. A wszystko dlatego, że przepadła lista krajowa komunistycznych aparatczyków. Ustalenia Okrągłego Stołu okazały się ważniejsze niż krzyk wolności Polaków.
Mamy tę wolność czy jej nie mamy?
Cały czas ją wykuwamy. Natomiast jestem przekonany, że w Polsce, tak jak byli równi i równiejsi, dziś są wolni i wolniejsi. Niestety.