Józef Beck był jednym z najwybitniejszych polityków dwudziestolecia międzywojennego. Przez lata trzydzieste to on nakreślał i realizował polską politykę zagraniczną. To on doprowadził do paktów o nieagresji z ZSRR i Niemcami, które na nasze nieszczęście zostały wypowiedziane w 1939 roku. Beck także odpowiadał za zbudowanie sojuszów z Francją i Wielką Brytanią. Jego tragedia polegała na tym, że nasi alianci nie wypełnili swoich zobowiązań, a niektórzy historycy zarzucają mu, że odrzucił pakt z Hitlerem. Beck wybrał honor.
Jedną z najtragiczniejszych postaci w historii był przedwojenny minister spraw zagranicznych Józef Beck. W latach przedwojennych znalazł się pomiędzy młotem a kowadłem. Mógł albo wybrać się na wojnę z Niemcami, albo walczyć przeciwko nim. Wybrał to drugie. Choć niektórzy nie doceniają jego wyboru, uważając, że mógł zdecydować się na sojusz z Hitlerem, to zapominają o tym, jak Niemcy traktowali swoich sojuszników. Z "czarną legendą" o Becku zmierzy się w rozmowie z naTemat odchodzący europoseł Paweł Zalewski, historyk, który szczególnie interesuje się właśnie Beckiem.
Józef Beck
Minister spraw zagranicznych w latach 1932-1939. Bliski współpracownik marszałka Józefa Piłsudskiego. Pułkownik artylerii Wojska Polskiego, członek POW i Legionów Polskich, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej. W roku 1930 wicepremier rządu oraz w latach 1930-1932 wiceminister spraw zagranicznych ministra Augusta Zaleskiego. Po wybuchu II wojny światowej internowany w Rumunii, gdzie zmarł 5 czerwca 1944 roku. CZYTAJ WIĘCEJ
Jaki był Józef Beck jako polityk?
Paweł Zalewski: Całe życie był oddany Polsce i jej niepodległości. Był typowym przykładem piłsudczyka. W legionach, a potem w wojnie polsko-bolszewickiej, był oficerem artylerii konnej. Następnie wkroczył do świata polityki. Swoją lekcję odbył u marszałka Józefa Piłsudskiego, którego był adiutantem. To ukształtowało jego horyzonty oraz sposób działania. Piłsudski skierował go do MSZ. Był wiceministrem przy Auguście Zaleskim, a od 1932 r. szefem resortu. Miał olbrzymie poczucie swojej roli i misji.
A jakie miał Beck predyspozycje do tego by zostać ministrem spraw zagranicznych? W końcu był on wojskowym, a nie dyplomatą.
Zanim trafił do ministerstwa Beck był attachè wojskowym w Paryżu. Niestety jego misja skończyła się przed czasem. Krążyły plotki o tym, że za jego odwołaniem stali Francuzi. Nie podobał im się fakt, że Beck chciał być samodzielny. Tymczasem Francja szukała w Polsce młodszej siostry, której mogłaby dyktować warunki. Beck na to się nie godził. Walczył z klientarną postawą wobec sojuszników. To był bardzo charakterystyczny rys jego polityki odróżniający go od endecji i chadecji. Zupełnie inaczej postępował jeden z jego adwersarzy politycznych – Władysław Sikorski – który najpierw w Legionach był klientem Austrii, następnie Francji, a na koniec Wielkiej Brytanii. Nie próbuję tu odmówić patriotycznej postawy Sikorskiemu, ale on zawsze oglądał się na kogoś. Tymczasem Beck patrzył na Polskę. Nie chciał sojuszy, w których Polska musiałaby dostosowywać się do czyjegoś dyktatu, chciał aby była równym partnerem.
Czym charakteryzowała się jego polityka zagraniczna?
Celem jego polityki było utrzymanie pokoju na tyle długo, aby Polska mogła przygotować się do wojny. Ponadto chciał zwiększenia podmiotowości kraju w ówczesnym systemie międzynarodowym. Zdawał sobie doskonale sprawę ze zmieniającej się na niekorzyść dla Polski koniunktury międzynarodowej. Z jednej strony rosły w siłę mocarstwa negujące porządek wersalski - Niemcy i Związek Sowiecki. Rywalizując ze sobą w Europie, w tym samym czasie w sprawach zbrojeń i polityce antypolskiej współpracowały bardzo blisko. To był paradoks bardzo negatywnie rzutujący na nasze bezpieczeństwo. Z drugiej strony pacyfizm rozbrajał skutecznie morale mocarstw strzegących wyłonionego z I Wojny Świstowej ładu, czyli Francji i Anglii. Wojna wisiała w powietrzu, zadaniem Becka było jej opóźnienie. Najpierw przez związanie wrogów, Niemiec i Sowietów systemem paktów o nieagresji. Otworzyły drogę do polityki równowagi między Warszawą a Berlinem i Moskwą. Chodziło w niej o nieuwikłanie Polski w konflikt z sąsiadami oraz niewejście w sojusz z jednym z nich przeciw drugiemu. Następnie zadaniem Becka było urealnienie systemu sojuszów, które ówcześnie miała Polska.
Czyli Francją?
Dokładnie. Tyle, że Beck miał jasne oczekiwania wobec niej. Francuzi chcieli sojuszu, w którym bylibyśmy instrumentem do prowadzenia polityki wobec Niemiec. Dzięki nam chcieli mieć środek nacisku na Berlin. Tymczasem Beck chciał realnego sojuszu i wiedział jak go uskutecznić.
I jaki to był sposób?
Wiedział, że aby sojusz z Francją zadziałał, musiał zawrzeć układ obronny z Wielką Brytanią. Od końca XIX wieku istniał bowiem między Paryżem a Londynem podział ról. Flota francuska strzegła interesów mocarstw na Morzu Śródziemnym, gdy marynarka brytyjska broniła oba kraje na Atlantyku. Dlatego nie mając ochrony zachodnich i północnych wybrzeży, sama Francja, bez Anglii nie zaangażowałaby się w konflikt z Niemcami. Beck przez lata dążył do porozumienia z Londynem, który zgodził się na nie dopiero w marcu/kwietniu 1939 roku, gdy było widać, że Berlin nieodwołalnie prze do wojny. Sojusz z Polską miał w intencjach polityków angielskich powstrzymać Hitlera. Niestety przywódca Niemiec zdawał sobie sprawę z braku woli Wielkiej Brytanii do wypełnienia zobowiązań wobec Polski.
Kolejnym zadaniem Becka było zbudowanie systemu sojuszy w Europie Środkowej, między Niemcami a Sowietami. Mieliśmy układ obronny z Rumunią, ważny w przypadku ataku ze Wschodu, ale sytuacja w regionie była dramatyczna. Czechosłowacja, Jugosławia i Rumunia główne zagrożenie swojego bezpieczeństwa widziały nie ze strony Berlina i Moskwy, ale Węgier, których terytoria przejęły po I Wojnie Światowej. Uniemożliwiało to stworzenie "Międzymorza", czyli systemu sojuszy między Bałtykiem a Morzem Czarnym, strzegącym od Niemiec i Sowietów. Człowiekiem szczególnie krótkowzrocznym, ktory stał na drodze tej polityki był czeski przywódca, Edward Benesz. Nienawidził on Polski i czekał momentu, aż ona upadnie.
Tu pojawia się kontrowersyjna karta w karierze dyplomatycznej Becka, czyli zajęcie przez Polskę Zaolzia w 1938 roku.
Niesłusznie się go za to krytykuje. Po pierwsze to Czechosłowacja zajęła siłą i niezgodnie z prawem Śląsk Zaolziański wbijając nam nóż w plecy w czasie wojny z bolszewikami. Nie wiem dlaczego jakoś zapomina się o tym, że z punktu widzenia moralnego, Polska miała prawo do tej ziemi. Po drugie Benesz przez wiele lat prowadził politykę antypolską. Nie rozumiał zagrożenia niemieckiego, w Związku Sowieckim widział nawet sojusznika przeciw Polsce. Nie akceptuję rozwiązywania sporów międzynarodowych siłą. Cieszę się, że dziś mamy doskonałe stosunki z Czechami. Jednak to Czechosłowacja przez całe dwudziestolecie nie była lojalna wobec Polski i zbywała wszelkie próby współdziałania szykując sobie klęskę.
Oceniając politykę Becka na jesieni 1938 roku musimy pamiętać o tamtych realiach. A były one następujące. Niemcy mając roszczenia terytorialne i polityczne wobec sąsiadów chciały zrealizować je najmniejszym kosztem, to jest za zgodą wielkich mocarstwa, Francji, Anglii i Włoch. Udało się to wobec Czechosłowacji w październiku 1938 r. w Monachium. To było podeptanie całego systemu międzynarodowego stworzonego po 1918 r. w Europie. Liga Narodów legła w gruzach. Zajęcie Austrii w marcu 1938r. przez Niemcy a potem dyktat monachijski pokazały, że Berlin, Rzym, Paryż i Londyn nie liczą się zupełnie z wolą mniejszych narodów i że w miejsce prawa wchodzi siła.
Beck miał wybór. Albo podporządkować się dyktatowi mocarstw wobec Czechosłowacji, godząc się na precedens, który w przyszłości mógł być zastosowany wobec Polski, albo zaznaczyć naszą podmiotowość, realizując interes kraju, którym było przyłączenie Zaolzia. Wybrał to drugie. Zaznaczmy, że odbyło się wbrew porozumieniom monachijskim, z których Warszawa została wykluczona. Zajmując samodzielnie Zaolzie Polska pokazała, iż nie godzi się na regulowanie sporów międzynarodowych z pominięciem swoich uzasadnionych postulatów, ale także osłabiła pozycję strategiczną Niemiec.
W jaki sposób?
Zajmując kluczowy z punktu widzenia militarnego węzeł kolejowy w Boguminie.
To nie było popularne rozwiązanie.
Beck po prostu pokazał czterem sygnatariuszom układu monachijskiego, że nie można nic ustalać bez nas. Dodam tylko, że sam nie prowadził polityki ofensywnej, nie dążył do żadnej wojny.
No właśnie, mówiąc o wojnie. Niektórzy zarzucają mu, że nie związał się z Niemcami, kiedy pojawiła się okazja. Dlatego ich zdaniem on jest winny porażki Polski podczas II Wojny Światowej.
To nie była wina Becka, że Francuzi i Brytyjczycy zdradzili nas, że nie wypełnili swoich zobowiązań sojuszniczych. Beck zrealizował swoje zadanie. Zawiązał sojusz z Anglią i urealnił układ z Francją. W tamtym okresie Francja i Wielka Brytania były potęgami, więc Polska miała prawo czuć się bezpieczniej. Jego tragedia polegała na tym, że robiąc wszystko dla zapewnienia bezpieczeństwa nie mógł zapobiec paktowi Ribbentrop-Mołotow oraz przeciwstawić się krótkowzroczności sojuszników. Jego sukcesem było jednak oddalenie widma wojny. Gdyby nie działania dyplomatyczne Becka do wojny z Niemcami lub Związkiem Sowieckim doszłoby szybciej.
Wróćmy do tego sojuszu z Niemcami, nie uważa Pan, że powinniśmy do niego przystąpić? Nie ponieślibyśmy takich strat...
Hitler i tak kazałby wymordować wszystkich polskich Żydów, a na nasze nieszczęście pomagaliby w tym polscy urzędnicy, jak w innych krajach - we Francji czy na Węgrzech. Poza tym w przypadku sojuszu z Niemcami szybko stalibyśmy się ich wasalami. Proszę spojrzeć na tych, którzy wspomagali Hitlera, czyli Rumunów czy Węgrów, czy oni byli suwerenni? Absolutnie nie. Poza tym polityka musi mieć poparcie obywateli. Poza Catem Mackiewiczem i Władysławem Studnickim nie było w przedwojennej zwolenników sojuszu z Niemcami. Ale dziś zwolennicy tzw. historii alternatywnej jak np. pan Piotr Zychowicz tego nie biorą pod uwagę. Inna rzecz, że związując się z Niemcami i tak znaleźlibyśmy się po przegranej stronie.
Dlaczego?
O efekcie wojny przesądziła polityka USA, która nie godziła się na zburzenie równowagi politycznej w Europie. Przegralibyśmy wojnę, a nasza sytuacja byłaby trudniejsza niż w 1944 roku. Argumenty na rzecz sojuszu z Niemcami są oparte na błędnej analizie sytuacji. Poza tym nasi sojusznicy byli mocarstwami. Polska sama przygotowując się do obrony miała prawo oczekiwać, że wypełnią oni swoje zobowiązania. Beck zapewnił w 1939 roku Polsce taki system sojuszy, który w ówczesnej Europie był możliwy.
Nie uchronił jednak Polski przed klęską.
Beck był przez polityków antysanacyjnych znienawidzony. I kiedy nagle wydawało się, że odniósł sukces, bo wszyscy w Polsce poparli go po słynnym przemówieniu w Sejmie 5 maja 1939 roku, w którym zapowiedział, że Polska będzie się bronić, wiedział że tak naprawdę poniósł klęskę, bo nie uchronił Polski od wojny. Bo nie było to po prostu możliwe. Odsunięty przez Sikorskiego od władzy i internowany przez Rumunów, rozgoryczony, zmarł na gruźlicę w 1944 roku.
70 lat po śmierci Becka spotykamy się na Powązkach nad jego grobem. Państwo oddaje mu cześć, czy wystarczającą?
Wciąż trwa ta walka z czarną legendą Becka. Na szczęście po latach oddano mu cześć sprowadzając jego prochy do Polski. Wspólnie z jego następcami w MSZ, profesorami Władysławem Bartoszewskim i Adamem Danielem Rotfeldem zaproponowałem nazwanie jego imieniem ulicy w Warszawie. Szkoda, że rada miasta wybrała na to drogę prowadzącą od Czerniakowskiej do Mostu Siekierkowskiego, bo zasłużył na więcej. Dziś nie ma tam nawet tablicy informującej o patronie ulicy. Józef Beck może być wzorem dla polskich polityków. Całe życie poświęcił ojczyźnie. Budował jej podmiotowość zgodnie z zasadą "nic o nas bez nas". Wytrwale pracował, szukając koniunktury dla realizacji polskich interesów. Dziś, obserwując działania Rosji, widzimy, że historia się nie skończyła. Mamy nadzieję, że będzie ona dla nas łaskawsza niż dla pokolenia międzywojennego.