Ksiądz Jan Kaczkowski wyzwał pastafarian na "intelektualny pojedynek" i chce z nimi rozmawiać na poważnie m.in. o godności człowieka, moralności i cierpieniu. To pierwszy taki głos z Kościoła. Jest nadzieja, że nie ostatni, bo sporo jest katolików, którzy nie chcą, by wyznawców Latającego Potwora Spaghetti wciąż traktowano jak błaznów i oszołomów. – Naturalną postawą Kościoła wobec świata jest postawa dialogu. Zgodnie z jego nauką z pastafarian nie należy szydzić. A trzeba z nimi rozmawiać – mówi naTemat Marcin Przeciszewski z Katolickiej Agencji Informacyjnej.
"Nie traktuję tego poważnie. Albo to niesmaczny żart, albo objaw choroby, którą rozpoznać mogą tylko badania psychiatryczne. Polecam, NFZ uwzględnia takie przypadki" – mówił dwa lata temu ksiądz Kazimierz Sowa. "Totalny bełkot dla palikociarni, oderwany od myślenia przyczynowo-skutkowego, rodem z telewizyjnych kreskówek dla dzieci" – przekonywał w rozmowie z portalem Fronda.pl dr Piotr Nowakowski z Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Te dwie wypowiedzi dobrze obrazują, jak do tej pory mówiło się w Kościele o pastafarianach. I mówi się pewnie wciąż, ale inicjatywa księdza Jana Kaczkowskiego, który z durszlakiem na głowie zaprosił przedstawicieli Kościoła Latającego Potwora Spaghetti do dyskusji, sygnalizować może nowe podejście do tego ruchu.
"Ja z ogromną powagą traktuję pastafarian. Jeśli przestaliście być ateistami, to ja jako wierzący wyzywam was na intelektualny pojedynek, stawiam świetne spaghetti" – ogłosił duchowny na swoim wideoblogu. Antropologia, eschatologia, moralna odpowiedzialność człowieka, cierpienie – o tym chciałby porozmawiać z wyznawcami Potwora Spaghetti.
"Będziemy mogli się poznać"
Ci zareagowali entuzjastycznie. – Nas to cieszy, że znalazł się chociaż jeden ksiądz, który w ogóle chce z nami rozmawiać. To jest pierwszy głos, który nas nie ignoruje i nie obśmiewa – komentuje dla naTemat Marcin Biardzki, wielebny Kościoła Latającego Potwora Spaghetii.
– Ton wypowiedzi księdza jest lekko pobłażliwy i krytyczny, ale doceniamy, że jest to głos otwartości. Zaproszenie przyjmiemy, bo, choć nie sądzę, byśmy mogli się do czegokolwiek przekonać, przynajmniej będziemy mogli się poznać i od tej pory bardziej szanować – dodaje.
O czym chciałby z ks. Kaczkowskim porozmawiać? M.in. o pozycji kościołów i związków wyznaniowych w państwie, bo to temat, do którego pastafarianie przywiązują szczególną uwagę. – Dążymy do tego, by rola kościołów była bardziej w sferze prywatnej niż publicznej. Widzimy przerost wpływu Kościoła katolickiego. Przykład ks. Kaczkowskiego pokazuje, że w Kościele są duchowni skupieni bardziej na działalności społecznej i dobroczynnej niż na politycznej. To cieszy – podkreśla wielebny.
Rozmowa zamiast "wygłupów"
Pastafarianie narzekają na "ignorowanie" i "obśmiewanie", ale zarzuty pod ich adresem ze strony katolików są dokładnie te same. Zdaniem wielu, cały ten ruch został stworzony po to, by ośmieszyć Kościół. Tyle że ks. Kaczkowskiego i jemu podobnych od innych krytyków "wiary w Jego Makaronowatość" różni to, że nie chcą odpowiadać żartem na żart.
– W dyskusji z pastafarianami chciałbym się dowiedzieć, skąd bierze się ich potrzeba, by szydzić z religii. Przeciw religii można wysuwać wiele argumentów, można być zwolennikiem rozdziału Kościoła od państwa, ale nie rozumiem szydzenia. Ja mogę się z nimi nie zgadzać, ale nie mam potrzeby, by ich wyśmiewać – mówi naTemat Marek Zając, publicysta "Tygodnika Powszechnego".
– Są trzy wyjścia: odpowiedzieć szyderstwem na szyderstwo, czyli absolutnie najgłupsze rozwiązanie; milczeć z godnością i udawać, że pastafarian nie ma; wyjść, porozmawiać, zapytać i dowiedzieć się czegoś. Trzecie jest najlepsze i ks. Kaczkowski, który jest jedną z najlepszych twarzy Kościoła w Polsce, nadaje się idealnie – ocenia. Jak twierdzi, takie podejście do pastafarian powinni mieć także inni duchowni.
"Troska o zagubioną owcę"
Tego samego zdania jest Marcin Przeciszewski, prezes Katolickiej Agencji Informatycznej. Zaznacza, że pewnie odezwą się głosy krytyki wobec księdza, ale to on prezentuje prawdziwie katolicką postawę. – Zastrzeżenie jest takie, że to musi być dialog w prawdzie, a więc trzeba uczciwie prezentować swoją postawę, nie chować się, by się lepiej rozmawiało. Celem nie jest zmuszenie drugiej strony do czegokolwiek. Dialog ma polegać na przedstawieniu argumentów z nadzieją, że ta druga strona dokona rewizji swoich poglądów – stwierdza.
Na to jednak żadnych szans nie ma. Ale międzyreligijny dialog jest wartością samą w sobie. – Żadnego człowieka zgodnie z nauką Kościoła nie można traktować niepoważnie. To się tyczy też pastafarian, o których trzeba okazać troskę jak o zagubione owce – podsumowuje Przeciszewski.