– Jesteśmy lepszymi poetami niż pisarzami – mówi pisarz, scenarzysta, dramaturg i aktor Cezary Harasimowicz.
– Jesteśmy lepszymi poetami niż pisarzami – mówi pisarz, scenarzysta, dramaturg i aktor Cezary Harasimowicz. Fot. Anna Oberc

– Internet zmienia nam półkule pod czaszką. Ale czytać będziemy, nie wszystko stracone. Nie wolno się poddawać, trzeba tę zmianę jakoś wykorzystać – mówi pisarz i scenarzysta Cezary Harasimowicz, który napisał pierwszy na świecie audio serial. "Święty Chaos" powstał jako odpowiedź na zmieniające się potrzeby czytelników, którzy obcować z literaturą chcą, tylko inaczej.

REKLAMA
"W świętym Chaosie" przewidział Pan abdykację papieża i wybór nowego z Ameryki Południowej. Pisze Pan o wielkim konflikcie zbrojnym na świecie za dziesięć lat. Strach się bać....
Na szczęście jest światełko w tunelu, które przewiduję w powieści, ale generalnie wydaje mi się, że nie jest wesoło...
Nie jest wesoło w "Świętym Chaosie", nie jest wesoło w realnym świecie.

Najgroźniejsza sprawa, którą, wydaje mi się, uchwyciłem w powieści, to sytuacja, w jakiej znajduje się Unia Europejska. Na naszych oczach UE się rozsypuje.
Nie jest wieczna jak Związek Radziecki?

O nie. Kilka dni temu mieliśmy wizytę prezydenta Stanów Zjednoczonych, jednocześnie przylecieli z wizytą prominentni politycy europejscy. Wśród nich prezydent Francois Hollande, który obraził się na Sikorskiego, bo nasz minister pozwolił sobie zwrócić mu uwagę, że Francja zbroi Rosję. Nie ma wspólnoty interesu, jest wspólnota różnych interesów.
Wspólnoty interesów nigdy tak naprawdę nie było...

Oczywiście. Może wtedy, kiedy Unia Europejska była na samym początku zjednoczona interesami ekonomicznymi, ale w tej chwili te potrzeby polityczne poszczególnych krajów są rozbieżne. Dzieje się to na naszych oczach. Jeśli dodamy do tego budzące się w Europie i przybierające na sile ruchy prawicowe, a nawet faszystowskie, oraz kompletnie różne polityki dotyczące demografii - mamy obraz, który nie wróży dobrze.
Kreuje Pan universum, w którym mamy Rosję bez Putina. Rosyjski dziennikarza Dmitrij Głuchowski powiedział niedawno w rozmowie z naTemat, że Rosja to bananowa republika feudalizmu,w której panuje właściwie niewolniczy system. Sądzi Pan, że jest szansa na zmianę?

Tak, w swojej pisaninie nawet to przewiduję. A zmieni się to wtedy, kiedy ludziom zacznie być gorzej, a sądzę, że stanie się to niedługo. Rosja to stacja benzynowa, które rdzewieje i się rozleci – i nie będzie to trwało długo. Kiedy to się stanie, ludzie nie będą chcieli Putina. Dekada – tyle zajmie ten proces. Może krócej.
Dziś Putin ma 82 proc. poparcia.

I co z tego? Poparcie kiedyś się skończy, To jest szerszy problem tego narodu, nie tylko polityczny, ale także psychologiczny. Rosjanie żyli w Wielkiej Smucie w okresie jelcynowskim, byli upokarzani. Putin odrodził w społeczeństwie poczucie dumy narodowej. Na tym polega to poparcie. Nadmuchany balon pęknie, kiedy dojdzie do załamania gospodarczego. Dla Rosji jedynym ratunkiem są Chiny, ale Chiny mają swoje własne interesy geopolityczne.
"Święty Chaos" przypomina trochę powieści McCormacka, trochę Lema, a trochę tezy brytyjskiego futurologa Jamesa Lovelocka. Zawsze miał Pan takie zdolności – bez mała – profetyczne? Czy to po prostu wnioski?

Wnioski. My, artyści posiadamy intuicję - o ile ja jestem artystą, bo uważam się raczej za rzemieślnika artystycznego - mamy więc pewną łatwość przewidywania przyszłości. Kiedy tworzymy fikcyjną rzeczywistość z elementów, które istnieją, to to sie składa w pewną logiczną, przewidywalną całość. Nie zawsze, oczywiście.
Często się to Panu zdarza?

Tak się zdarzyło, pamiętam, kiedy z Wojtkiem Wójcickim pisaliśmy trzecia część "Ekstradycji". Polska mafia nie była jeszcze gospodarczym syndykatem. Wtedy to były takie rozgrywki między Pruszkowem a Wołominem, nie było mowy o tym, że mafia będzie skupowała na przykład tereny miejskie. A po dwóch latach okazało się, że tak się dzieje i że nasze political fiction stało się rzeczywistością.
Czasami przewidywanie się sprawdza, a czasami to jest fantasmagoria - bo nie unikam takiego określenia wobec swojego pisania. "Święty Chaos" to bajka, momentami dość okrutna, choć z pewną dozą nadziei.
Mickiewicz pisał, że polscy pisarze mają wyjątkowo rozwiniętą wyobraźnię literacką, co wynika z szarości naszej rzeczywistości – artyście wspaniale operują słowem, ale nie obrazem. Faktycznie?

Nie mają. Zgodzę się z tą tezą, jeśli chodzi o poezję. Z prozą sytuacja wygląda inaczej. Polska literatura ma lepszych poetów niż pisarzy, nad czym osobiście boleję. Mówię o pisaniu powieściowym, fabularnym, bo reportażystów mamy genialnych. Poza paroma wyjątkami – Sienkiewiczem, Prusem, Dąbrowską – nie mamy wybitnych pisarzy w historii naszej literatury.
A współcześnie?

Proszę mi wymienić jedną wielką powieść epicką napisaną w stylu anglosaskim. Powieść, która opisywałaby przemiany w kraju w taki sposób, w jaki robił to na przykład Żeromski.
Bo robią to reportażyści.

Ale to co innego, polska szkoła reportażu jest wybitna.
Ale jak Pan czyta Pilcha, albo Twardocha czy Huelle, nie znajduje Pan tam powieściowego pazura?

To nie jest typowa narracja fabularna. W literaturze anglosaskiej powieść płynie. Pilch opisywał kiedyś to tak: jeśli dwóch Amerykanów usiądzie przy whisky i dobrze się napiją, to zawsze z tego wynikają jakieś historie; Czesi przy piwie zaczynają opisywać świat w charakterystyczny dla siebie groteskowy sposób; natomiast jak dwóch Polaków usiądzie do wódki, to powstaje poetycka onomatopeja. I coś w tym jest. Mamy większe skłonności do poezji, metaforyczności. Boleję nad tym, bo ja umiejscawiam się w opowiadaniu historii, gdzie obowiązują pewne paradygmaty.
Dlaczego serial audio, a nie klasyczna powieść?

Troszeczkę z przypadku. "Święty Chaos" był pomyślany jako pakiet internetowy, nazwałem to "multinovel". Wynikło to stąd, że jak zacząłem się zastanawiać nad pomysłami fabularnymi, które wymyślił człowiek, to okazało się, że zawsze były związane z narzędziem komunikacji wcześniej wynalezionymi. Kiedy człowiek zaczął mówić, to miał chęć opowiadania historii - tak powstały mity, legendy... Kiedy powstało pismo, zaczął je spisywać, a kiedy wymyślił miejsce, gdzie można to pokazywać –narodził się teatr. Radio, telewizja – te wynalazki były katalizatorem zmian w sposobie opowiadania historii.
Wreszcie człowiek wynalazł internet, a integralnej formy fabularnej dotyczącej tego przekaźnika jeszcze nie wykombinował. Zacząłem więc myśleć o pakiecie, w którym byłaby powieść do czytania, do słuchania, do oglądania i linkowania. Zwierzyłem się z tego pomysłu producentowi, który jest przedstawicielem wielkiej światowej firmy multimedialnej, opowiedziałem treść "Świętego Chaosu" i kupili prawa.
W ciemno kupili?

No prawie w ciemno. Fragment powieści został przetłumaczony na angielski, centrala się zachwyciła i sprzedałem prawa. Także do drugiej części – "Świętej Sieci". Niedługo później zwróciła się do mnie audioteka.pl, a ponieważ jesteśmy mistrzami świata w słuchowiskach – powstał genialnie wyreżyserowany przez Krzysztofa Czeczota audio serial.
Przez jakiś czas wydawało się, że słuchowiska odeszły do lamusa.

Słuchowiska to immanentna część naszej kultury, zawsze byliśmy w tym świetni. Teraz ten gatunek odżył i stał się niezwykle popularny, dzięki smartfonom. Mobilny klient spotkał się z mobilnym narzędziem, na który może ściągnąć mobilny towar i słuchać audiobooków gdzie chce. Powstał olbrzymi rynek. W tej chwili obrót z audiobooków to 200 mln zł, czyli dwa razy więcej, niż budżet polskej kinematografii.
To paradoks, bo z jednej strony odchodzimy od kultury słowa – mniej czytamy, a emocje często wyrażamy emotikionami – ale częściej obcujemy ze słowem pisanym – choć w przypadku audiobooków jest ono mówione.

Wytworzyło się ciekawe sprzężenie pod tym względem. Myślę, że i tak będziemy czytać, choć percepcja młodszego pokolenia jest inna, bo zupełnie inny jest kontakt z tekstem. O tym między innymi będzie następna część mojej powieści. Nasze mózgi zmieniają się przez obcowanie z internetem. Internet zmienia nam półkule pod czaszką. Ale czytać będziemy – percepcja papierowa jest o wiele głębsza niż ta cybernetyczna. Nie wszystko stracone. Nie wolno się poddawać, trzeba tę zmianę jakoś wykorzystać.
Pierwszy był audio serial, teraz powstaje gra komputerowa i komiks. Universum "Świętego Chaosu".
Tak, taki "multinovel", w jednym pakiecie. Można będzie sobie posłuchać, poczytać, pograć i pooglądać. W zamierzeniu jest również serial.
Kiedy usłyszałam, że napisał Pan audio serial, zaczęłam zastanawiać się nad powodami wyboru takiego nośnika. Pomyślałam, że może jedną ze składowych decyzji były układy, które rządzą telewizją. W latach 90. Pańskie "Przeprowadzki" zostały zdjęte, bo SLD nie chciało serialu o powojennej Polsce. Wciąż pojawiają się naciski, czy dziś cenzurę zastąpiła kasa?
Powiem wprost, może trochę nieskromnie. Kiedy przyszedłem z tą historią do producenta, to zamyślił się i zapytal mnie: "Cezary, czy ty wiesz, jaki jest twój największy problem?". "Mam wiele problemów, ale jaki jest największy...?" - odpowiedziałem. A on: - "Że nie urodziłeś się w Ameryce i nie piszesz dla Hollywood". Wiedziałem więc, że ta opowieść, którą napisałem, z całym bogactwem tego świata i mnogością miejsc, jest nie do zrobienia w Polsce. W ogóle jestem trochę specjalistą od niezrealizowanych mega projektów, bo wciąż piszę scenariusze, które wymagałyby ogromnego budżetu.
W przypadku "Świętego Chaosu" chciałem sobie poszaleć, bo papier i twardy dysk są cierpliwe i pojemne. Poszalałem więc, ale nigdy w życiu nie myślałem, żeby pójść z tym do telewizji polskiej, bo wiedziałem, że nie ma szans na realizację. Ciągle coś tam piszę, i jak już napiszę, to jest albo nierealizowane, albo zmieniane....Chciałem napisać coś swojego.
Boli, jak zmieniają?

Jak zmieniają na lepsze, to nie tak bardzo, ale jak na gorsze....
A często zmieniają do gorsze?

Przeważnie. Takie jest życie scenarzysty. Producent i reżyser zmieniają według swojego mniemania, ale to na szczęście nie dotyczy "Świętego Chaosu". Tu biorę pełną odpowiedzialność.
Wynika z tego, że często pisze Pan ze świadomością, że Pańskie scenariusze trafią do szuflady?

Zawsze piszę z nadzieją, że scenariusz ujrzy światło dzienne, jednak los scenarzysty jest taki, że jakieś 90 proc. jego pracy ląduje w szufladzie. To jest frustrujące, bo jest tyle fajnych scenariuszy w moim komputerze... W Polsce zrealizować film jest bardzo trudno. To towar, który musi się sprzedać, zainwestowane w niego pieniądze muszą się zwrócić. Dlatego to, co powstaje u nas, ma formę albo bardzo kameralną, albo siermiężną. Nie ma tego oddechu, o którym ja marzę.
Właściwie to samo dotyczy książek.

Świat nie może się opierać tylko wyłącznie na krótkich formach, sms-ach, emotikionach, krótkich tekstach, choć idzie to w tym kierunku. Powstała na ten temat świetna książka nagrodzona Puliltzerem "Płytki umysł" – o zmianie, jaką przechodzimy. Autor sam u siebie zauważył zmianę w percepcji – męczyły go dłuższe teksty, nie potrafił się skupić. Nie ma dziś percepcji horyzontalnej, która zastąpiła wertykalna, co znaczy, że nie idziemy za szeroką opowieścią, tylko za kilkoma krótkimi. Co robią okienka w przeglądarce?
Zakłócają narrację linearną?

Dokładnie. Skupienie jest rozproszone – czytamy, mamy słuchawki na uszach, sprawdzamy Facebooka i Twittera....To nie zostaje bez wpływu na mózg. Nie ma co z tym dyskutować, trzeba wyciągać wnioski i dopasowywać się do tego świata. Stąd mój pomysł na "multinovel".
Wszelki nadmiar obraca się w swoje przeciwieństwo, pisał o tym Platon.

Tak, autor "Płytkiego umysłu" go cytuje. Wszystkie wynalazki człowieka zmieniały mózg nie tylko w sensie neurologicznym, ale też właśnei percepcji. Jak wyglądał świat, jak nie było zegara? Kiedy nie było słowa pisanego? Druku? Teraz nasze wynalazki dalej zmieniają świat.
O tym będzie, między innymi, kolejna część Pańskiej powieści.

"Święta Sieć" jest właśnie o tym, jak zmieniamy się pod wpływem inwigilacji cybernetycznej. Moim konikiem są działania służb specjalnych. Wiem, jakie algorytmy są stosowane, żeby jak najwięcej danych o nas trafiało w pewne miejsca.
Orwell.

Do potęgi. Bo nie tylko nas obserwują, ale też nas profilują. Pojawia się pytanie o korelację inwigilacji i bezpieczeństwa. Jestem pasjonatem tematu służb specjalnych, wiem jednak, że pracują tam także idealiści. Szlachetni kowboje, którzy poświęcają życie za nas. Między innymi o tym jest ta książka.
Czytałam recenzję internautów, którzy są zachwyceni początkiem "Świętego Chaosu" – chwalą i pomysł, i realizację, i fabułę...do pewnego momentu. Jest też dużo narzekań, że historia się rozłazi.
To nie są roztropne opinie, bo odnoszą się do pierwszej części serialu audiobookowego. Historia dopiero się rozwija, wątki się rozprzestrzeniają, by w dalszych częściach złóżyć się w logiczną całość. Cierpliwości. To jest zagadka kryminalno-sensacyjna. To tak, jakby ktoś powiedział: dlaczego w książce telefonicznej są tylko nazwiska do "k", a nie do "z"? Proszę poczekać do końca historii, wtedy te rozłożone puzzle się złożą. Też wzróciłem uwagę na te komentarze. Trochę mnie to wkurza. Jak ktoś się zabiera do śledzenia historii sensacyjnej, to niech się wstrzyma z ocenami do momentu, w którym okaże się, "kto zabił".
Na razie nie wiadomo, "kto zabił", wiadomo jednak, że główną bohaterką jest kobieta...

Kobiety są bardziej interesujące niż faceci, to nie ulega kwestii. Bardziej skomplikowane. Mężczyźni zrobili się słabi. Kobiety są silniejsze, a to w jakiś sposób osłabia mężczyzn. Paradoksalne sprzężenie zwrotne. To też jest wątek w mojej książce, głowna bohaterka Jamy Ulan to bardzo skomplikowana osobowość, o bogatym życiu wewnętrznym, która wykonuje ekstremalnie męskie działania. To rozdwojenie jest ciekawe, ale i tragiczne. Moim zdaniem nie do wszystkich profesji się nadajecie.
Proszę?!

Uważam, że kobiet-żołnierz to nic dobrego. Kobieta, która musi zabijać.
Sądzi Pan, że konieczność odebrania komuś życia jest bardziej wstrząsająca dla kobiety niż dla mężczyzny?
Tak, bo kobieta jest bardziej wrażliwa. Daje światu nowe życie, sądzę więc, że trudniej jest jej je odebrać.
Ubolewa Pan nad odwróceniem ról?
Trochę tak, choć moje ubolewanie dotyczy głównie mężczyzn. Widać to nawet w popkulturze – proszę porównać typ mężczyzny z filmów z lat 40., 50. i dzisiejszych metroseksualnych panów....
Taka popkulturalna bylejakość zapanowała też w dużej mierze kinie. I w polskich serialach. Dlaczego, skoro sa dobre scenariusze, telewizja serwuje nam gnioty?

"M jak miłość" i inne takie produkcje wywodzą się z Matysiaków i Jezioran - polski widz chce oglądać to, co już zna. Stąd ta siermiężność. Ja nawet nie próbuję się tam dobijać, bo szkoda czasu. Zresztą od lat nikt się do mnie nie zwrócił o napisanie serialu. Mówimy o kraju, w którym serial o Jagiellonach mają napisać Szwedzi. Tak się składa, że historia to mój kolejny konik, ale nikt się do mnie z tym projektem nie zwrócił.
Może dlatego, że Pan niepokorny? Albo za drogi?

Może. Ale jak chce się jeździć dobrym samochodem, to trzeba za niego zapłacić. Może to nieskromne, ale – koniec ze skromnością!