
Komercyjna tandeta i muzyczny kicz w sentymentalnym sosie – krytycy muzyczni, widzowie i internauci nie zostawiają na festiwalu w Opolu suchej nitki. Krytykują wybór wykonawców, zaproszenie na scenę śpiewających celebrytów, żenujące żarty kabareciarzy i konferansjerkę bez polotu w wykonaniu m.in. Katarzyny Pakosińskiej i Barbary Kurdej-Szatan.
– Zarzutem może być to, że pokazane zostało tylko jedno, powiedzmy, że komercyjne oblicze polskiej sceny muzycznej. Jeśli to festiwal polskiej piosenki, to na pewno niecałej – mówi dziennikarz Radia Łódź Piotr Bielawski.
Kabareton w Opolu
Zbigniew Wodecki uważa jednak, że wezbrana fala krytyki pod adresem organizatorów festiwalu to wyważanie otwartych drzwi. – Od lat wiadomo, że formuła festiwalu się wyczerpała. Niestety festiwal w Opolu idzie w stronę Eurowizji, a komercja zawsze zabija sztukę. Były i znakomite koncerty, bardzo podobał mi się rewelacyjny występ Alicji Majewskiej, Zbigniewa Wodeckiego i Michała Bajora – mówi artysta.
Zdecydowanie ostrzej tegoroczną edycję festiwalu ocenia dziennikarz muzyczny i bloger naTemat Marcin Gnat, którego głównym zarzutem wobec imprezy jest promowanie wirtualnych artystów i niedocenienie tych, którzy naprawdę na to zasłużyli.
Czułem niesmak estetyczny oglądając w tym roku festiwal. Faktem jest podział na wirtualną i realną scenę muzyczną – wirtualną tworzą ci wykonawcy, którzy nie sprzedają biletów na koncerty, często nie mają tras koncertowych. Weźmy chociażby Halinę Młynkową – nie odmawiam jej talentu, jednak nie widziałem jej biletowanej trasy koncertowej, jej płyty nie ma w pierwszej 30. najlepiej sprzedających się albumów, a telewizja lansuje ją tak, jakby była wielką gwiazdą.
Nieprzyjemnym zgrzytem jest, jego zdaniem, brak wyróżnienia chociażby dla nominowanego w kategoriach „Super Album” i „Super Artysta” Dawida Podsiadło, który niedawno zdobył cztery Fryderyki. – To był jego rok, a statuetki trafiły do artystów, którzy mają o wiele mniejsze osiągnięcia – mówi.
Jakby reżyser telenoweli wziął się za remake Felliniego
Z taką opinią nie zgadza się Zbigniew Wodecki. – A dlaczego nikt nie mówi o tych młodych, uzdolnionych artystach, którzy fantastycznie śpiewają, świetnych muzykach, znakomitych aranżerach i rewelacyjnych ekipach technicznych, które dają radę dzięki nim jakoś to w telewizji wygląda? Dość narzekania!
Status piosenki spada, bo spadają oczekiwania publiczności. To nie jest wina artystów. Bardzo, a właściwie nie bardzo, bo mam to już za sobą, smuci mnie fakt, że piosenka "dobra", ze świetnym tekstem, linią melodyczną i aranżem nie jest puszczana przez wszystkie stacje komercyjne.
Jeśli chodzi o pozytywne strony Festiwalu, Marcin Gnat mówi, że "obronił się" niedzielny koncert "25 lat wolności", gdzie artyści zagrali po swojemu.
Gnat nie ma litości dla tych, którzy śpiewali utwory Niemena. – Nie podobał mi się koncert niemenowski, i tu sądzę, że krytyka jest zasłużona – Czesław Niemen to był wybitny artysta wielkiego formatu, a ten koncert został sprowadzony do trywialnego, jarmarcznego poziomu – to wyglądało trochę tak, jakby twórcy telenowel wzięli się za remake Felliniego.
Chyba nie określiłbym tegorocznej edycji festiwalu jako "jarmarcznej". Ale trzeba pamiętać, że telewizji zwykle chodzi o imprezę komercyjną, co pokazała i tym razem, koncentrując się na komercyjnej stronie polskiej piosenki. Skoro jednak reprezentujemy media publiczne, może dobrze byłoby potraktować festiwal, jako misję, i pokazać również wielu innych artystów, naprawdę ciekawych i odnoszących sukcesy. Skoro jest to "Festiwal Piosenki Polskiej", to niech tę piosenkę pokazuje szeroko, różne jej oblicza, nie tylko te znane publiczności w postaci hitów sprzed lat i internetowych zjawisk. To wymagałoby zmiany formuły festiwalu, ale przecież wielu przyzna, że dotychczasowa się wyczerpała, więc może przyszedł czas na zmiany? Bo, jeśli to jest festiwal polskiej piosenki, to na pewno niecałej.
Wodecki: krytykujecie? Zapraszam na scenę
Głosy krytyki stara się tonować Zbigniew Wodecki. – Nie pamiętam edycji festiwalu, która nie była krytykowana, może z wyjątkiem ostatniej, 50. – mówi kompozytor. Dodaje też, że wszystkich malkontentów krytykujących występujących artystów zaprasza na scenę. Marcin Gnat dodaje, że o ile krytyczne opinie rozumie i podziela, to trzeba pamiętać, że festiwal w Opolu, to nie jest koncert, który będzie wyznaczał trendy. – Wiadomo, że w Opolu nagle nie pojawią się artyści alternatywni – puentuje.

