Nie chodzi o to, aby się "podlansować". Raczej o to, aby nie wstydzić się mówiąc, czym się zajmujemy. Zdaniem pracodawców, należałoby dokonać rewizji nazw niektórych zawodów, choćby takich jak "szwaczka" czy "technik - włókiennik", aby młodzi chcieli znów wykonywać tradycyjne, fizyczne zawody. Jednak w niektórych branżach nazwy zawodów już dawno osiągnęły szczyty absurdu. W Polsce nie ma już np. sekretarek. Zastąpiły je... "Asystentki Biura Zarządu".
Związek Przedsiębiorców Przemysłu Mody Lewiatan od pewnego czasu występuje z nietypowym postulatem. Pracodawcy wnioskują, aby zmienić nazwy niektórych zawodów. Chodzi na przykład o to, aby nazwa "technik - włókiennik" oraz "technik technologii odzieży" zamienić na "technik przemysłu mody". Przedstawiciele związku uważają również, że należałoby zamienić nazwy "szwaczka" i "szwaczka maszynowa" na "konfekcjoner odzieży".
– Chodzi głównie o to, aby te nazwy były bardziej atrakcyjne – mówi Grzegorz Baczewski, dyrektor departamentu pracy Lewiatan. Dla kogo atrakcyjne? Przede wszystkim dla młodych osób, które decydowałyby się na kształcenie zawodowe. Okazuje się, że tak prozaiczny problem jak archaiczna czy budząca złe skojarzenia nazwa zawodu może być poważnym hamulcem w rekrutacji kolejnych pokoleń specjalistów.
W tej chwili mamy trend, kiedy większość absolwentów szkół decyduje się na drogę prowadzącą w kierunku studiów wyższych. Mało kto wybiera kształcenie zawodowe. – Te zawody nie są oceniane jako ciekawe i popularne. Młodzi wiedzą, że środowisko rówieśnicze nie postrzega ich jako atrakcyjne. Wynika to po części z ich nazw – wyjaśnia Baczewski.
– Młodzi nie chcą wykonywać zawodów, które nie kojarzą się z młodą i uśmiechniętą osobą w wieku 23 lat – uważa z kolei Krzysztof Inglot z firmy Work Service. Jak mówi, przedstawiciele nowego pokolenia często nie rozumieją, że nie jest aż tak ważne to, jak nazywa się nasze stanowiska lub czy jesteśmy magistrem. – Jeśli wykonujemy pracę fizyczną i jesteśmy dobrzy w swoim zawodzie, jesteśmy w stanie więcej zarobić niż niejeden magister czy doktor – mówi Inglot.
Zawody do poprawki
Zmiany nazw zawodów obserwuje się dziś niemal we wszystkich branżach i to od kilku lat. Przedstawiciel Lewiatana twierdzi, że te aktualizacje są nie tylko uzasadnione ale wręcz potrzebne. – Należałoby dokonać przeglądu nazw zawodów. Powinno się to zbadać poprzez ankiety wśród uczniów szkół zawodowych. Można ich zapytać, czy przeszkadza im nazwa danego zawodu i czy warto by było ją zmienić – mówi Grzegorz Baczewski.
Okazuje się, że sekretarka bardzo często nie już "sekretarką". – Teraz jest ona "Specjalistką Biura Zarządu" albo "Menadżerem Biura Zarządu", w zależności od tego, jak dużą odpowiedzialność powierzy jej szef. Przy czym tę samą pracę jej mamy i babcie wykonywały jako sekretarki – zauważa Krzysztof Inglot.
Standardem są w tej chwili zmiany nazw zawodów w branży sprzątającej. – Używa się dziś słowa "konserwator" lub "specjalista ds. utrzymania czystości". Duże problemy są dziś choćby ze stanowiskiem kierowcy. Ale nie kierowcy autobusu, tylko na przykład limuzyny szefa dużej firmy. Taką osobę stawia się dziś w roli "Asystenta", prawej ręki prezesa.
"Menadżer" z pensją handlowca
Zmiana nazw zawodów ma pomóc w odwróceniu trendów zawodowych, a te obecne nie zachęcają młodych do wyboru szkolnictwa zawodowego. O ile zawsze istniały zawody, których nazwy nie były atrakcyjne, w latach 90-tych pojawił się trend, który następnie przerodził się w kult studiowania. – Pojawiły się kierunki studiów o ciekawych nazwach, jak Europeistyka, Zarządzanie i Marketing. Wielu młodych decydowało się na nie właśnie dlatego, że to fajnie brzmi – uważa przedstawiciel związku pracodawców.
Krzysztof Inglot przypomina zaś zjawisko z początku lat 90-tych, polegające na pojawieniu się syndromu tzw. "gorszych prac". – Miały wtedy wzięcie stanowiska, których nazwa była podawana w języku angielskim. Właśnie wtedy zaczęło się wariactwo i nowomowa w postaci wymyślania nazw stanowisk – mówi ekspert ds. rynku pracy. Natomiast zmiany nazw stanowisk które dziś obserwujemy pojawiły się już po roku 2000. Chętnie dodaje się słowo "menadżer", ale nie zapewnia się pensji na poziomie menadżerskim – stwierdza mój rozmówca.
Nazwy zawodów są zmieniane, aby przyciągnąć do firm poszukiwanych specjalistów. Jest to tani a jednocześnie skuteczny sposób na deficyt specjalistów w naszym kraju. – Mało ciekawa nazwa stanowiska pracy przyciągnie mniej wykwalifikowanych osób. Jeśli ktoś jest np. logistykiem i chciałby zmienić pracę, mógłby się skusić na stanowisko "menadżera ds. logistyki", lub "starszego specjalisty ds. logistyki". To zabawy marketingowe które będą dobrze wyglądały w naszym CV – mówi Krzysztof Inglot, według którego sytuacja na rynku pracy niejako wymusiła "podrasowywanie" atrakcyjności nazw stanowisk.
Nowomowa społeczeństw na dorobku
O ile dziś specjaliści prześcigają się w wymyślaniu nowych nazw starych zawodów, za kilka lat może dojść do wielkiego powrotu hydraulików, szwaczek czy... kowali. – Jeśli chodzi o kowali, to ten zawód już teraz odzyskał swój prestiż, bo w dużym stopniu rozwinęło się kowalstwo artystyczne. Ale czy tak samo będzie w przypadku szwaczki? – zastanawia się Baczewski.
Krzysztof Inglot jest przekonany, że już dziś zaczyna się odchodzić od szopki związanej z wydumanymi nazwami stanowisk. – Jestem przekonany, że będziemy wracać do tradycyjnych, polskich nazw, które brzmią dobrze i normalnie. To udawanie jest zupełnie niepotrzebne, a nazwa zawodu znowu stanie się adekwatna do umiejętności, które mamy w rękach – mówi Inglot.
Jeśli spełni się prognoza mojego rozmówcy, już niedługo hydraulik będzie mógł z dumą nazwać się "hydraulikiem", a szwaczka "szwaczką". Będą nie tylko poszukiwani, ale i dobrze opłacani za swoje prawdziwe, a nie "marketingowo dobrze brzmiące" umiejętności. – Nazwa stanowiska będzie naszą wizytówką. Nie ma innego wyjścia. Tradycyjne nazwy stanowisk powrócą – mówi Krzysztof Inglot.
Nazwa naszego zawodu jest istotna. Gdy przedstawiamy się i mówimy czym się zajmujemy zawodowo, zawsze spotyka się to z pewnym odbiorem, a ten jest ważny dla każdego człowieka. Jeśli nasz zawód to np. "technik - włókiennik", może się zdarzyć, że niechętnie będziemy o nim mówić. A gdy niechętnie mówi się o danym zawodzie, to równie niechętnie decyduje się na taki zawód.
Krzysztof Inglot
Work Service
Zjawisko to jest bardzo widoczne na stanowiskach sprzedażowych, gdzie często mamy do czynienia z wypaleniem zawodowym. Dla tych osób, czyli handlowców wymyśla się stanowiska takie jak: specjalista ds. rozwoju, wszelkie stanowisko account'ckie, które nie mają żadnego związku z prawdziwym account'cwem. Nazwa Account manager istnieje tylko po to, żeby to nie było stanowisko handlowca, czy specjalisty ds. sprzedaży.