Kto tak naprawdę potrafi bez wstydu i zażenowania rozmawiać o seksie? Z jakiegoś powodu boimy się, że zostaniemy ocenieni, że „te sprawy" lepiej zostawić w sypialni. Trochę mnie ta pruderia przeraża, bo okazuje się, że wiele osób nawet nie wie, jak nazwać swoje własne narządy. Dzisiaj więc o słodkich szparkach, pierożkach i czcigodnym Wacławie.
Przeczytałam dzisiaj mnóstwo dyskusji dotyczących nazywania części intymnych, znalazłam kilkanaście artykułów. Większość z nich na portalach parentingowych, lub blogach. Powód? Rodzice nie wiedzą jak nazywać części intymne swoich córek. Z chłopakami jest łatwiej, wiadomo. Siusiak, w końcu służy do sikania.
Wśród rodziców odpowiadających na pytania autorów i blogerów, znalazła się mama dziewczynki, której córka sama wybrnęła z niezręcznej dla rodziców sytuacji i wymyśliła słowo „siusiolina”! Wróżę młodej karierę w branży kreatywnej!
Chłopcy też sami wymyślają sobie nazwy, chociaż częściej w trochę późniejszym wieku. Słyszałam już o Johnsonie, popularnym Wacławie (w wersji dla najmłodszych zwanym oczywiście Wackiem), angielskim Dicku i miałam przyjemność poznać się z kuriozalnym Panem Bojką, ochrzczonym tak przez byłą kochankę chłopaka (propsy!). Większość jednak moich kolegów, jak już przychodzi co do czego, swoją męskość nazywają po prostu penisem, raczej unikając wszelkich zdrobnień i majestatycznych określeń typu: maczuga lub miecz. Podobnie jak i koleżanki. Szparka i cipka na zmianę z pochwą i waginą.
„Pocałuj moją Bożenę kochanie”
Okazuje się jednak, że mamy kiepską fantazję. Na forach znalazłam dziewczyny, które „wysyłają swoją Bożenę na wosk”, albo „cierpią na suchość Małgosi”. Znalazłam zwolenniczki staropolskiej „kuciapki”, „Kwaśniewską” (!) i wiele słodkich „brzoskwinek”, oraz innych owocowo-kwiatuszkowych określeń. Hitem była trochę przerażająca „jama Saurona”, zabawna „psotka” i klasyczny włochaty „boberek”. Radzimy sobie, wystarczy trochę poczucia humoru i dystansu i wszyscy wychodzą ze starcia ze strasznym sromem obronną ręką. Uf!
Wiele kobiet w swoich wypowiedziach zaznaczało, że niespecjalnie podobają im się zdrobnienia. Najbardziej chyba lubimy nazwy trochę sarkastyczne. Uczestniczący w dyskusjach mężczyźni czytali z zaciekawieniem i także dorzucali swoje trzy grosze. Najbardziej spodobała mi się wypowiedź faceta, który napisał, że każda jego kobieta określała się inaczej i on uważa, że jest to jak najbardziej rozsądne, bo przecież różnorodne są te nasze „Bożeny” i do każdej co innego pasuje.
Wstydliwe sprawy?
Wesoła strona mojego researchu, bo okazuje się, że w rozmowach na te tematy biorą udział świadomi i otwarci ludzie z poczuciem humoru! Z tego względu dziwi troszkę fakt, że nie wiemy jak na „takie tematy” rozmawiać z dzieckiem. Słowo na środę: to nie są żadne wstydliwe sprawy, chyba, że sami z nich takie zrobimy. Każda dziewczynka ma między nogami ten sam zestaw narządów, wszystkie są jej potrzebne i żaden nie powinien być przedmiotem wstydu.
Omijanie tego tematu, może sprawić, że w przyszłości, jako już dorosła kobieta, córka, będzie miała problem ze swoją seksualnością i na przykład nie będzie potrafiła otworzyć się na pieszczoty oralne, przekonana, że jej wagina (Bożenka?) jest przedmiotem wstydu, nie przyjemności. To generuje potworne napięcia, kompleksy, problemy psychiczne i problemy w łóżku. To samo zresztą tyczy się chłopców, chociaż ich problem zwykle łączy się z rozmiarem przyrodzenia, a nie samym faktem jego posiadania.
Mam jeszcze jedną refleksję.
Dlaczego praktycznie na całym świecie, chcąc kogoś obrazić możemy nazwać go „cipą”, albo „fiutem”?
Dlaczego w ogóle te słowa powstały i są powszechnie uważane za obraźliwe wulgaryzmy?
Czemu ktokolwiek miałby się obrażać, za to, że został nazwany częścią ciała? Do tego częścią ciała, którą na pewno każdy właściciel bardziej sobie ceni niż jakąkolwiek kończynę? Dlaczego nazwanie kogoś „swoja prawą ręką” nie jest obraźliwe?
Gdyby nie „prywatne części” naszych rodzciów – no to cóż, nie byłoby nas. Dlatego te części ciała powinniśmy nie dość, że traktować z szacunkiem, to także z szacunkiem nazywać.
Joni, czyli symbol stworzenia świata i wszelkiego istnienia
Poszperałam jeszcze trochę, poszukując odpowiedzi na to pytanie. Jedyne co się potwierdza, to fakt, że narządy płciowe dość późno zaczęły być stosowane jako wulgaryzmy. Wśród starożytnych nazw dominowały te trochę mistyczne, fajne. Znowu pytanie – dlaczego? Nie wiem, ale być może dawniej, wiedzieliśmy trochę mniej o wszechświecie, a więcej o sobie samych?
Powszechnie używana wśród tantryków i joginów na całym świecie jest nazwa Joni, pochodząca z sanskrytu. Joni, znaczy święta przestrzeń, a także źródło, początek, naczynie. Hinduizm, buddyzm, tantryzm uznają joni za symbol stworzenia świata i wszelkiego istnienia. Jest to też hinduski symbol bogini Dewi, źródła życia i całego wszechświata. To miejsce, w którym znajduje się żeńska moc twórcza. Ładne, prawda? I trochę bardziej pasuje niż np.
„cipka”, czyli zgodnie z internetowym słownikiem PWN „kura, zwłaszcza młoda”.
W każdym razie myśląc, że mam między nogami joni czuję się trochę lepiej niż z wulgarną cipką, albo przaśną Bożenką, która wydaje mi się trochę jednak bezbronna. Z kolei popularna szparka, zdaje się być zupełnie bierna... Nie pasuje! Pozostanę więc przy najprostszych, słownikowych określeniach, pamiętając jednocześnie, że moje łono, to nie tylko narzędzie spełniające funkcje fizjologiczne, ale także właśnie źródło wielu przyjemności, z potencjałem do tworzenia ludzi (!) Kolejne słowo na środę: Doceniajcie się w całości.
Wasze intymne narządy są źródłem przyjemności, tak samo jak np. wasze nogi i kolana, dzięki którym możecie po całym dniu pracy iść pobiegać w parku, tak jak Wasze ręce, którymi możecie tworzyć, pisać malować i rzeźbić i tak jak Wasze ramiona, którymi możecie obejmować ukochanych i przyjaciół.