
Co wiadomo o "Frogu"? Że prowadzi w Warszawie wypożyczalnię samochodów. Od drifterów usłyszeliśmy, że często bierze udział w nocnych pokazach driftów na warszawskim Cargo przy lotnisku Okęcie. Pojawił się także na imprezie Drużynowych Mistrzostw Polski 2012 w Poznaniu i pomagał WOŚP biorąc udział w pokazie w Błoniu. Nie jest jednak szerzej znany wśród kierowców biorących udział w zawodach najwyższego szczebla.
Co innego Marcin C. - wicemistrz Polski z ubiegłego roku, członek profesjonalnego zespołu STW Drift Team. On może się nawet pochwalić osiągnięciami na arenie międzynarodowej. Wygrał np. na torze w Słowacji jedną z rund serii driftingowej King of Europe. "Mój pierwszy samochód do driftu odkupiłem od kolegi. Było to BMW które wcześniej dla niego budowałem właśnie pod kątem jazdy bokiem. Szybkość, pozytywna adrenalina i atmosfera na zawodach jest niesamowita" - można przeczytać na stronie internetowej jego drużyny.
Inni drifterzy niechętnie rozmawiają o aferze z kierowcami - szaleńcami. Przede wszystkim dlatego, że nie podoba im się, iż "Froga" i "Steve'a" łączy się z driftem. - Drifting to sport samochodowy. Zawody odbywają się na profesjonalnych obiektach, zawodnicy mają licencje i odpowiednie auta. Nie ma to nic wspólnego z szaleństwami po mieście czy po drogach publicznych - przekonuje Paweł Trela, mistrz Polski w tej dyscyplinie sprzed trzech lat.
Ostrzej wypowiada się menedżer jednego z czołowych polskich driftingowych teamów. Anonimowo, bo oficjalne stanowisko dla mediów ma lada chwila wydać Polska Federacja Driftingu. - Jesteśmy zbulwersowani i jest nam niezmiernie przykro. Od sześciu lat bardzo ciężko pracowaliśmy, budowaliśmy profesjonalny team, który zawsze był tworzony tak, by pokazać sport motorowy z dobrej, bezpiecznej strony. To, co zaprezentowali dwaj kierowcy, jest niedopuszczalne i karygodne. Odcinamy się i potępiamy to. Taka sytuacja odbija się na całym środowisku drifterów, chociaż te przypadki są marginalne. Przez te osoby traci cały sport - mówi.