Widok na nowy budynek EYE Film Institute z południowego brzegu
Widok na nowy budynek EYE Film Institute z południowego brzegu materiały EYE Film Institute Netherlands

Trudno o bardziej malowniczą lokalizację niż surowy brzeg rzeki Ij dokładnie na wprost amsterdamskiego dworca centralnego. Od niedawna, gdy wsiadamy na prom, by przedostać się na północ, naszym oczom ukazuje się imponujący budynek autorstwa Delugan Meissl Associated Architects. Już sama ta panorama warta jest grzechu. A co dopiero to, co kryje się we wnętrzu nowego bialutkiego molocha!

REKLAMA
Warto pamiętać, że Amsterdam to nie tylko coffee shopy, targ kwiatowy i wszechobecne frytki z majonezem. Sporo w tym nie tak znowu dużym, acz przyjaznym mieście kultury najwyższych lotów: od popularnego wśród turystów Muzeum Van Gogha, przez filię petersburskiego Ermitażu, po nowoczesne centrum poświęcone fotografii FOAM. Na tym żyznym gruncie rozwijają się kolejne inicjatywy, z których najświeższa, EYE Film Institute Netherlands, zadebiutowała 5. kwietnia 2012 r. Na północnym brzegu rzeki Ij otworzyło się nowe filmowe “oko” Amsterdamu.
Jak donosi “Wall Street Journal”, północne rubieże miasta, o których nie wiedzą turyści, a czasem zapominają i sami mieszkańcy, stają się coraz bardziej kuszące dla deweloperów i artystów. Położone w ścisłym centrum i oddalone od dworca o pięć minut podróży promem tereny okolicy Overhoeks to idealna lokalizacja nie tylko dla eleganckich apartamentowców, ale i dla centrów kultury – takich jak nowo otwarta siedziba EYE Film Institute.
Dotychczas amsterdamskie muzeum sztuki filmowej, a zarazem archiwum i kino, mieściły się w pięknym Vondel Parku. Siedziba EYE od 1975 r. – XIX-wieczna willa – nie mogłaby się bardziej różnić od pachnącej nowością, futurystycznej bryły przy Ij Promenade 1. Budynek stworzony przez austriackie konsorcjum architektoniczne wygląda jak kanciaste oko spoglądające na południową część Amsterdamu, a wielofunkcyjne przestrzenie wewnątrz obiecują wiele. Kiedy zstępujemy z promu po drugiej stronie rzeki, przed nami rozpościera się ścieżka pnąca się w górę, do węższego boku budowli.

Po wejściu do wnętrza będziemy musieli zdecydować, czy skorzystamy z którejś z niewiarygodnych sal kinowych, czy też udamy się na wystawę lub do bistro z wielką przeszkloną ścianą i tarasem zawieszonym nad rzeką. Sale kinowe zapierają dech, gdyż pozwalają np. na oderwanie się od rzeczywistości w pomieszczeniu pozbawionym najmniejszego nawet źródła światła lub też na oglądanie filmu w sali ozdobionej świetlnymi dekoracjami w stylu secesyjnym, która dodatkowo eksponuje projektor i osobę go obsługującą, demaskując niejako czar kinowej magii. Bistro to kafejka zorganizowana w największej wspólnej przestrzeni, gdzie napijemy się kawy, wina czy soku, a także przekąsimy lekkie dania. Jej głowną zaletą – podobnie jak całego budynku – jest konstrukcja: piękne skosy ścian wydzielają pośrodku naturalny amfiteatr, w którym zgrupowane są stoliki. Dookoła baru i przestrzeni jadalnianej wyrosły schody, gdzie przysiadają zmęczeni zwiedzający, a dzieci wspinają się na pochyłe powierzchnie.

Sale wystawiennicze goszczą chwilowo wystawę otwarcia pt. “Found Footage: Cinema Exposed”. Ta prezentacja bazuje w większej części na zbiorach EYE, a w mniejszej na pracach stworzonych specjalnie na tę okazję – np. autorstwa Aernouta Mika. Pokazując materiały wizualne uwzględniające właśnie tzw. “found footage”, czyli taśmy znalezione w internecie, na strychu czy w archiwach, instytut daje przedsmak swoich ambicji kuratorskich, które, jak mówił amsterdamskiemu “Time Outowi” Ido Abram, dyrektor prezentacji i komunikacji, “nie znajdowały dla siebie odpowiednich możliwości wyrazu” w dotychczasowej siedzibie. Wystawa niestety nie powala, głównie ze względu na niejasne definiowanie “found footage” – częściowo są to faktycznie archiwalia wykorzystane w nowym kontekście, nadającym im zabawny, absurdalny czy głęboko poruszający charakter. Kiedy indziej jednak prezentacja uwzględnia też prace będące montażem filmów kinowych, które mieszczą się w definicji “mashupu” czy “remiksu”, ale już nie “found footage”.
Być może ten pierwszy wystawienniczy strzał nie był tak fortunny, jak chcieliby organizatorzy, pokazał jednak świetne możliwości EYE. Największe wrażenie robią nowoczesne sale, z których możemy zajrzeć od góry do przestrzeni kawiarenki. Gdy tuż obok instytutowego tarasu przepływają statki, zwiedzający mają możliwość uwiecznienia takiego przedziwnego obrazu jak ten:

Na parterze natomiast instytut udostępnia jakieś 37 tysięcy filmów ze swojego archiwum, które można obejrzeć na jednym z pięciu “EYE podów”. Dzieci natomiast będą mogły zanurzyć się w dźwiękowy prysznic i sterować obrazem na ekranie za pomocą specjalnych dźwigni na którym z siedmiu analogicznych stanowisk edukacyjnych.
Jeśli nawet ze sztuką filmową macie do czynienia tylko w kinie, warto wybrać się do EYE Film Institut Netherlands przy okazji bytności w Amsterdamie. Albo wręcz zorganizować sobie specjalny filmowy wypad na weekend, gdyż tutejszy repertuar zadowoli wiele gustów, nowy, pokryty panelami budynek zrobi na każdym niemałe wrażenie, a wycieczka promem na drugi brzeg zapewni nieledwie przygodowe doznania!